Soner Cagaptay, The Washington Institute
Proces akcesyjny Turcji był dla AKP tylko taktyczną zagrywką, której celem było odrzucenie islamistycznej łatki, zdobycie zaufania Zachodu i ograniczenie władzy świeckich sił zbrojnych pod przykrywką wymaganej przez Unię demokratyzacji. AKP wycofała się z negocjacji, uznając, że chłodny stosunek do Unii opłaca się bardziej niż członkostwo.
Kiedy Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) doszła do władzy w 2002 roku, wielu cieszyło się, gdyż mimo islamistycznych korzeni tej partii głównym celem jej polityki zagranicznej było wstąpienie Turcji do Unii Europejskiej. Wizja europeizacji Turcji uspokoiła obawy dotyczące islamistycznych korzeni AKP za równo ze strony Europy jak i wewnątrz samej Turcji. Jeśli AKP zależałoby na europejskiej Turcji, nie byłoby już miejsca na islamistyczne tendencje na łonie tej partii.
Początkowo AKP starała się dotrzymać obietnic wyborczych dotyczących wstąpienia do Unii, wprowadzając reformy i zgłaszając kandydaturę Turcji w 2005 roku. Jednakże zaraz po rozpoczęciu negocjacji AKP zwróciła się w kierunku Bliskiego Wschodu, pretendując do roli „kraju środka”, pomostu, który miałby się cieszyć zaufaniem zarówno Europy jak i świata islamskiego.
Osiem lat później okazuje się, że zabiegi AKP nie uczyniły z Turcji ani pomostu między krajami europejskimi a światem islamu, ani kraju europejskiego. Prędzej można uznać, że stała się ona polem walki upolitycznionego islamu przeciw Zachodowi, gdzie coraz bardziej autorytarny rząd zgadza się na rządy islamistów.
AKP nie zostawia miejsca na Europę.
AKP wyłoniła się w 2001 roku jako partia rzekomo wolna od islamistycznych wpływów po tym jak jej poprzedniczka, Refah (Islamska Partia Dobrobytu), została zdelegalizowana w 1998 roku przez turecki sąd konstytucyjny. Później decyzja ta została podtrzymana przez wyższej instancji sądy europejskie. AKP pozbyła się charakterystycznej do Refah antyeuropejskiej retoryki (Refah pogardliwie określiła Unię Europejską mianem „kapitalistycznego i chrześcijańskiego obozu”) i przyklasnęła idei akcesji.
Jednak mimo zmiany swych haseł na proeuropejskie, AKP nigdy szczerze nie uwierzyła w wizję europejskiej Turcji, podobnie też nie określiła strategicznych założeń członkostwa w Unii. Proces akcesyjny miał posłużyć jedynie jako taktyczna zagrywka, której celem było odrzucenie islamistycznej łatki, zdobycie zaufania Zachodu i ograniczenie władzy świeckich sił zbrojnych pod przykrywką wymaganej przez Unię demokratyzacji.
Bez dwóch zdań, to zdecydowane obiekcje Francji podkopały szanse Turcji na akcesję. Do tej pory wszystkie 22 kraje, które ubiegały się o członkostwo w Unii, otrzymały je. Mimo tego prezydent Francji Nicolas Sarkozy chce potraktować Turcję inaczej i sprzeciwia się jej przyjęciu, mimo że proces akcesyjny jest już w toku.
Niemniej jednak akcesja Turcji opóźnia się w czasie zarówno ze względu na brak uznania AKP dla wartości europejskich, jak i ze względu na obiekcje Francji. I mimo że zawsze popierałem dążenia akcesyjne Ankary, najwyższy czas przyznać, że w najbliższym czasie Turcja nie zostanie państwem członkowskim nie ze względu na opory Europy wobec kraju islamskiego, ale ze względu na opory AKP wobec liberalnych wartości.
Nie trzeba być geniuszem żeby dostrzec, że Turcja mogła obalić sprzeciw Francji wprowadzając radykalne reformy zmierzające do dostosowania kraju do norm europejskich – wówczas argumenty Sarkozy’ego straciłyby rację bytu.
Mimo że do 2005 roku AKP udało się wkraść w łaski brukselskiej biurokracji i liberalnych Turków, kiedy przyszło do wcielenia w życie obiecanych reform, AKP zapomniała, że to akcesja ma być najważniejszym punktem polityki zagranicznej. Dziś wiadomo już, że ta nagła zmiana była zgodna z taktyką AKP jeśli chodzi o proces akcesyjny – zależało jej na akcesji, dopóki nie odbywała się ona kosztem polityki wewnętrznej, a w Europie zapewniała opinię ugrupowania proeuropejskiego (i pozornie nie związanego z islamistami). Jednak kiedy tylko pertraktacje rozpoczęły się na poważnie w 2005 roku, a koszty gospodarcze i polityczne unijnych reform zaczęły się jasno rysować, AKP wycofała się z negocjacji, uznając, że chłodny stosunek do Unii opłaca się bardziej niż członkowstwo.
Oprócz przewidywanych przez AKP konsekwencji wprowadzenia niepopularnych, lecz wymaganych przez Unię reform w sprawach krajowych, sympatia partii dla Europy osłabła po tym, jak Europejski Trybunał Praw Człowieka w 2005 roku podtrzymał wprowadzony w Turcji zakaz noszenia chust na terenie uniwersytetów. AKP miała nadzieję, że Europa pomoże Turcji osłabić silne świeckie normy, dopuszczając więcej różnorodnych manifestacji politycznego islamu. Decyzja Trybunału wskazuje, że Europa jest w równym stopniu co Turcja zadowolona z sekularyzmu Turcji jak ona sama. Symbolicznym momentem porzucenia przez AKP planów akcesyjnych jest 2005 rok, który to AKP niezręcznie ogłosiła „rokiem Afryki” przenosząc tym samym uwagę swojego kraju na inny kontynent.
W konsekwencji również plany reform poszły w zapomnienie. Sposobem rządu na krytycznych dziennikarzy okazały się aresztowania pod pretekstem planowania przez nich zamachu stanu, a Turcja spadła o dwadzieścia miejsc pod względem wskaźnika wolności prasy organizacji Reporterzy bez Granic – ze 102 (na 175 krajów) w 2008 roku na 122 w roku ubiegłym. Co więcej, AKP użyła oskarżeń o spisek antyrządowy – jednym z najgorszych przypadków była znana „sprawa Ergenekon” – żeby zaatakować swoich przeciwników w mediach, wojsku i w świecie akademickim.
Nawet jeżeli niezależne media nie spiskują w celu obalenia rządu, stanowią one wielki problem dla AKP. Kiedy „Milliyet”, gazeta będąca w własnością niezależnej grupy mediów Doğan Media Group, napisała o domniemanych powiązaniach AKP z islamistyczną organizacją charytatywną działającą na terenie Niemiec, rząd zlikwidował całą grupę obciążając ją rekordową karą 3,3 miliona dolarów. Ta suma przekracza wartość spółki netto. Wygląda na to, że jeśli chodzi o relacje rządu z mediami, Turcja pod rządami AKP zaczyna przypominać bardziej Rosję niż Europę.
Rządy AKP zadały również poważny cios sprawie równouprawnienia. Zgodnie z danymi IRIS, organizacji walczącej o prawa kobiet z siedzibą w Ankarze, w 1994 roku odsetek kobiet sprawujących funkcje kierownicze w urzędach stanowił 15%. Obecnie wskaźnik ten spadł do 11%. Podczas gdy kobiety stanowią 33% tureckich prawników, żadna nie należy do dziewięcioosobowej grupy ekspertów w tureckim ministerstwie sprawiedliwości. Dane te znacząco różnią się od danych dla sądów krajowych, gdzie kobiety stanowią znaczny odsetek. Tam jednak sędziowie wybierani są przez kolegów po fachu, a nie przez rząd. Podobnie, niemalże połowa członków Rady Stanu, najwyższego sądu administracyjnego Turcji, to kobiety.
Jednak nawet ten ostatni bastion oświeceniowej polityki równouprawnienia może niebawem runąć. Niedawno AKP przeforsowała poprawki do konstytucji, które umożliwiają mianowanie sędziów bez wcześniejszego procesu konfirmacji. W tej sytuacji kobiety mogą sobie dać spokój z aplikowaniem, gdyż jak to – jakże delikatnie – zasugerował premier Recep Tayyip Erdoğan w 2008 roku, w Międzynarodowym Dniu Kobiet, rolą kobiety w tureckim społeczeństwie nie jest robienie kariery, ale „urodzenie co najmniej trójki dzieci.”
Te fakty w pełni uzasadniają obiekcje Sarkozy’ego wobec tureckich aspiracji do Unii i w konsekwencji umacniają impas w kwestii akcesji. Na tym jednak nie koniec. Im silniej Sarkozy sprzeciwia się członkostwu Turcji, tym silniej Turcy w odwecie sprzeciwiają się Unii i zwracają ku odbiegającej od tradycji polityce zagranicznej AKP. Chodzi tu o odwrócenie utrwalonej tradycją roli Turcji jako kraju, który pod względem tożsamości politycznej jest zachodni, muzułmański natomiast jedynie ze względu na położnie geograficzne. Coraz mniej staje się prawdopodobne, że AKP podejmie jakiekolwiek działania dla odwrócenia tego rozwoju wypadków. Wygląda na to, że będzie więcej niż zadowolona, jeżeli Turcja pozostanie poza Unią Europejską.(pj)
tłum. GB
http://www.cagaptay.com/8016/turkey-european-regional-power