Czy islamizm może ewoluować?

Przedstawiamy polemikę dwóch wybitnych specjalistów w sprawach islamu na Zachodzie, a szczególnie w kwestii islamizmu – czyli jego politycznej i ekspansywnej odmiany.

* * *

Andrew C. McCarthy

Jak wszystko co wyszło spod pióra Daniela Pipesa, jego felieton o perspektywach islamizmu jest bardzo interesujący i niezwykle szczery. Gdyby każdy znany szerszemu gronu odbiorców intelektualista był tak skłonny jak Pipes do rewizji przesłanek, na których opiera swoje poglądy oraz do ich adaptacji, jeśli pojawiają się nowe fakty, nasz dyskurs publiczny byłby dużo bardziej budujący.

Jego  felietony poświęcone są  islamizmowi – ideologii, którą inaczej nazywam „islamską supremacją” lub też „radykalnym” lub „ekstremistycznym” islamem, czy nawet „szariaizmem” – ten termin to neologizm stworzony niedawno przez mojego przyjaciela Joya Brightona. Mnogość tych terminów pokazuje, że wciąż szukamy idealnego pojęcia, które usprawiedliwi próby uchylenia się odpowiedzi na gryzące nas pytanie, czy islam sam w sobie nieuchronnie prowadzi do powstawania agresywnych islamistycznych grup, nawet jeśli w praktyce wielu muzułmanów nie uważa islamu za wojującą religię ani nie przejawia agresji.

Do tej pory Daniel uważał, że islam, który jest z natury dyktatorski, nie ma żadnych szans na rozwinięcie się w kierunku pluralistycznej demokracji. Obecnie jednak, śledząc bieg ostatnich wydarzeń Pipes dopuszcza możliwość, że islam będzie zmieniał się na lepsze, choć zaznacza, że jego zdaniem taki scenariusz nie jest bardzo prawdopodobny.

Dla mnie sytuacje, o których mówi Pipes, to tylko nieliczne wyjątki od reguły. Chcę omówić trzy kwestie, zaznaczam jednak, że nie jest to bezpośrednia odpowiedź na argumenty Pipesa, ale reakcja na zaistniałą sytuację.

1. Tylko nasze obniżone oczekiwania wobec liberalnej demokracji pozwalają spekulować, że islamizm może zbliżać się demokracji. Podczas gdy Daniel eksploatuje dające nadzieję znaki, że islamizm, albo niektóre jego rodzaje oddalają się od nieugiętego autorytaryzmu, obserwujemy jednocześnie podobne zjawisko, które nie jest jednak przedmiotem tego artykułu. Otóż zachodnie demokracje odchodzą od modelu kultury wolności indywidualnych chronionych przez rząd o ograniczonej władzy. Jeśli teraz wydaje się możliwym, by islamizm zdemokratyzował się, może się to stać tylko dzięki temu, że współczesna demokracja znajdzie miejsce również dla bardziej scentralizowanego i kontrolującego rządu.

2. Jedynym argumentem Pipesa, z którym szczerze się nie zgadzam, jest założenie, że islamizm bardzo się rozwinął na przestrzeni ostatnich 13 lat. Do 2001 roku jego zwolennicy byli odbierani jako przestępcy, terroryści i rewolucjoniści.

Myślę, że mieszamy tu sam islamizm z naszą percepcją tegoż islamizmu. Osobiście nie wierzę, że islamizm w ogóle się zmienił. Uważam natomiast, że od 21 lat, od czasu zamachu na World Trade Center (1993), postępowi politycy i intelektualiści wkładają bardzo wiele wysiłku w przekonanie opinii publicznej, że tylko „radykalni” muzułmanie to agresywni dżihadyści. Co więcej, w osobliwy sposób przedstawia się ich zarówno jako muzułmanów -ekstremistów jak i muzułmanów praktykujących „nieprawdziwy islam”. Przekonuje się nas, że wszyscy pozostali muzułmanie są „umiarkowani”, niezależnie od tego, jak nieumiarkowane są ich poglądy. Społeczeństwu brakuje zrozumienia, czym jest szariat – islamski system prawny i społeczny, oraz tego, że narzucanie szariatu jest podstawą zarówno terroryzmu w wykonaniu dżihadystów, jak i innych działań islamistów.

To nie islamizm zmienił się przez ostatnie 13 lat. Dzięki pracy takich osób jak Daniel Pipes – ja również działałem w tym kierunku – społeczeństwo zaczęło rozumieć, że islamizm nie oznacza tylko terrorystów, ale również islamskich suprematystów, którzy dążą do wprowadzenia i zakorzenienia standardów szariatu w takich dziedzinach jak prawodawstwo, praktyka prawa, szkolnictwo, media i kultura popularna. Nie ma nic nowego w tych zróżnicowanych metodach; jest to ten sam plan rewolucji u podstaw, który ułożył ponad sto lat temu założyciel Bractwa Muzułmańskiego Hassan al-Banna. Dziś jednak więcej osób rozumie, że nie każdy islamski aktywista, który akurat nie jest terrorystą zasługuje na miano „umiarkowanego”.

Kiedyś Pipes stwierdził, że “wielu muzułmanów sprawia wrażenie pokojowych, jednak w rzeczywistości każdy z nich jest potencjalnym zabójcą”. Dziś odcina się od swoich dawnych poglądów określając je jako „archaiczne”. Moim zdaniem jego stwierdzenie sprzed lat oddaje wciąż aktualny stan rzeczy. Islamiści – zarówno ci, którzy stosują terror jak i ci, którzy tego nie robią – dążą do tych samych celów, jednak różnymi drogami. Nie sądzę, by można było mówić o prawdziwej ewolucji tylko dlatego, że jak ujął to Pipes, w dzisiejszych czasach islamiści zrozumieli, że prędzej niż przemocą zdobędą władzę za pośrednictwem urn wyborczych.

Od zawsze część islamistów dążyła do wprowadzenia szariatu metodami godnymi barbarzyńców, podczas gdy inni dążyli do tego celu politycznymi i prawnymi kanałami. Jedyne, co ich różni, to kwestia możliwości. W krajach, gdzie muzułmanie stanowią większość (np. Egipt) islamiści mieli szansę zdobyć legalnie, dzięki głosom wyborców, to do czego wcześniej dążyli metodami terrorystycznymi – kontrolę nad rządem. Do czego jednak doszło, gdy tylko Bractwo Muzułmańskie zdobyło władzę? Terroryści zostali wypuszczeni na wolność, a Egipt stał się zapleczem organizacyjnym dla dżihadystów walczących przeciw Izraelowi i Stanom Zjednoczonym. Islamiści – zarówno terroryści jak i ci rzekomo pokojowi – natychmiast zapomnieli o dzielących ich różnicach i sprzysięgli się przeciw Zachodowi.

Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Pipes ma rację, kiedy mówi, że pewne reformy w islamie już się rozpoczęły, nie oznacza to jednak w żadnym razie, że w islamizmie zajdą znaczące zmiany. Stwierdzenie Pipesa na temat zachodzących w islamie reform odsyła czytelnika do jego świetnego artykułu opublikowanego w ubiegłym roku w „Commentary”, w którym autor przedstawia reformę islamu jako jedyne narzędzie, które może pokonać islamizm, a nie jako zjawisko dotyczące samego islamizmu.

3. Felieton Pipesa analizuje islamizm w świetle jego wewnętrznych napięć. W tym punkcie chciałbym zapytać, co zrobimy w tej sytuacji? Jeśli założymy, nawet tylko w teorii, że islamizm może rozwinąć się w coś wartościowego, jak przełoży się to na naszą politykę społeczną?

IslamizmMoim zdaniem, nie będzie to miało żadnego wpływu. W naszym interesie leży jak zawsze promowanie autentycznie umiarkowanych muzułmanów – czyli takich, którzy nie są islamistami i którzy, mamy taką nadzieję, pokonają islamizm. Ten cień szansy, że z islamizmu może jeszcze wyrosnąć coś wartościowego – a nawet Pipes nie twierdzi, że jest to coś więcej niż cień szansy – zupełnie tego nie zmienia. (Tu pragnę ponownie podkreślić, że nie sugeruję, iż Daniel Pipes uważa inaczej. Odnoszę się kwestii polityki Stanów Zjednoczonych, równoległej do jego analiz, i nie kruszę kopii tam, gdzie jest to zbędne).

Nasze największe problemy, zarówno na arenie krajowej jak i zagranicznej, są powiązane z akceptacją islamizmu. Na całym świecie polityka witania islamistów z otwartymi ramionami sprawiła, że dżihadyści urośli w siłę. Tym samym podkopaliśmy nasze narodowe wolności przez co walka z terroryzmem staje się coraz trudniejsza. Zarówno w Stanach jak i za granicą sytuacja ta doprowadziła do demoralizacji i marginalizacji umiarkowanych muzułmańskich reformatorów, którzy opowiadają się za wolnościami obywatelskimi a przeciw szariatowi w sferze publicznej i politycznej – uważają bowiem szariat co najwyżej za prywatny „kompas moralny”, którego w dodatku nie należy traktować dosłownie.

Uważam, że dokonaliśmy najgorszego z możliwych wyborów – czego się można było spodziewać po obecnym rządzie – skupiając się na cieniu nadziei, że islamizm może się naprawić, jako przesłance do dalszej z nim współpracy i do robienia ustępstw wobec islamistów. Islamizm jest ideologią naszych wrogów i zmorą reformatorskich i prozachodnich muzułmanów, którzy są naszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Musimy pokonać islamizm, a nie pozwalać mu na nas wpływać.

Andrew C. McCarthy jest byłym prokuratorem federalnym. Pracuje dla National Review Institute. Jego najnowsza książka „Faithless Execution: Building the Political Case for Obama’s Impeachment”, ukazała się 3 czerwca nakładem Encounter Books.

Tłumaczenie Gabbie Batyn, na podst. http://www.nationalreview.com/article/378713/can-islamism-evolve-andrew-c-mccarthy

* * *

Daniel Pipes

Andrew C. McCarthy i ja jesteśmy sojusznikami, walczymy z islamizmem już od dwóch dekad. Jednak sojusz nie oznacza, że myślimy w ten sam sposób.

McCarthy skrytykował w National Review Online mój artykuł „Wzrost »umiarkowanego« islamizmu” w swoim artykule „Czy islamizm może ewoluować?”. Napisałem, że podczas gdy islamizm – radykalny, utopijny ruch, który próbuje doprowadzić do panowania w świecie islamskiego prawa pod władzą kalifa – pozostaje w dużym stopniu brutalny i dyktatorski, to w kilku krajach zaistniała szansa na to, ze wyewoluuje w bardziej łagodnym i spokojnym kierunku. Na taką tezę Andy odpowiedział trzema głównymi obserwacjami, na które pozwolę sobie tutaj odpowiedzieć:

1. Andy zauważa: „Zachodnia demokracja odchodzi od kultury indywidualnej wolności chronionej przez ograniczony rząd. Jeśli teraz wydaje się, że islamizm może ulec demokratyzacji, to jest tak wyłącznie dlatego, że współczesna demokracja zezwala na bardziej scentralizowany i nachalny rząd”.

Odpowiadam: Tak, to prawda, demokracja to bardzo płynna idea i niedawne zmiany były w większości negatywne; wystarczy przyjrzeć się pseudodemokratycznej naturze Unii Europejskiej. Jednak nie mówię o takich formach demokracji, a o ewolucji w stronę czegoś bardziej cywilizowanego. Nie uczepiłem się demokracji, lecz mówię o wolności i rządzach prawa.

2. Andy nie zgadza się z moim zdaniem, że „islamizm zmienił się znacząco przez ostatnie 13 lat”, odsuwając się od przemocy i idąc w stronę współpracy z systemem. Twierdzi, że islamizm „fizycznie się nie zmienił” i po prostu teraz jest więcej świadomości o nie parających się terroryzmem islamistach.

Odpowiadam: 13 lat temu wiedziałem o islamistach, którzy nie parali się przemocą; było to widać w mojej analizie z 2001 roku, gdy mówiłem, że „chociaż wyglądają na nastawionych pokojowo […] to wszystkich musimy uznać za potencjalnych zabójców. Uważam teraz, ze słowa te brzmią przestarzale, ponieważ przyznaję, że niektórzy islamiści nie są potencjalnymi zabójcami. Niektórzy z nich nie mają najmniejszej intencji używać siły. Andy nie doszedł do tego wniosku, jednak sądzę, że kiedyś się ze mną zgodzi.

3. Andy podejmuje także temat, którego nie omawiałem, a mianowicie wpływ ewolucji islamizmu na strategię. Twierdzi, że takiego wpływu nie ma, twierdząc, że nie ma gorszego wyboru niż „zauważyć płomyk nadziei, że islamizm zamieni się w coś lepszego i na tej podstawie zacząć z nim współpracować i ustępować islamistom. Islamizm jest ideologią naszych wrogów i […] musi zostać pokonany, a nie wychwalony”.

Odpowiadam: Zgadzamy się w tej kwestii. Mój „płomyk nadziei” nie oznacza, że państwa Zachodu powinny obskakiwać islamistyczne reżimy w nadziei, że się ustatkują. Jest to ideologia naszych wrogów, która należy pokonać i zmarginalizować, podobnie jak zrobiono to wcześniej z komunizmem i faszyzmem.

Źródło: http://pl.danielpipes.org/blog/2014/05/droga-islamizmu

Tłumaczył: Mateusz J. Fafiński

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign