W miniony weekend Straż Graniczna poinformowała o znalezieniu czterech ciał imigrantów, trzech po stronie polskiej, jednego po stronie białoruskiej. Wiele wskazuje na to, że to dopiero pierwsze ofiary jakie powoduje przemyt migrantów.
Dziesięć kilometrów od granicy z Litwą, w okolicach miejscowości Giby znaleziono trójkę Irakijczyków; jeden z nich nie żył z powodu skrajnego wychłodzenia. Temperatura w okolicach Suwałk spada do zera stopni w nocy. Następnego dnia jednak na konferencji premiera Mateusza Morawieckiego pojawiła się informacja o możliwości podania nieznanych środków Irakijczykom przez służby białoruskie. Według informacji MSWiA prowadzone są badania toksykologiczne.
W niedzielę znaleziono też dwa inne ciała w rejonie przygranicznym. Nie podano do wiadomości, bądź też nieznana jest narodowość zmarłych. We wszystkich trzech przypadkach prokuratura wszczęła dochodzenie w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.
Odmienne opowieści białoruskich i polskich służb
Czwartą ofiarą była żona Irakijczyka. Jej ciało zidentyfikowano po stronie białoruskiej. Służby białoruskie oskarżają Polaków o przeciągnięcie ciała na stronę ich kraju. Z kolei funkcjonariusze polskiej Straży Granicznej informowali, że po zobaczeniu leżącego człowieka i grupy imigrantów wzywali białoruskich pograniczników do interwencji, która nastąpiła dopiero po kilku godzinach.
Tu jednak polskie media, które donosiły o sprawie, oparły się przede wszystkim na relacjach reżimu Łukaszenki, zaznaczając, że stan wyjątkowy uniemożliwia im zbieranie własnych informacji. Jednak w Gazecie Wyborczej można było przeczytać opowieść Irakijczyka, którego wraz z żoną i dziećmi polska Straż Graniczna miała wypchnąć z terytorium kraju. Ludzie ci chcieli dotrzeć do Niemiec, żeby, jak twierdzi, poprawić jakość życia swojej rodziny.
Także w niedzielę na bagnach w okolicach rzeki Supraśl, (podobno ok 15 km od granicy), Straż Graniczna ratowała tonących tam ośmiu nielegalnych imigrantów. Na szczęście wszystkich udało się uratować.