Ci, którzy przyglądają się islamistycznym atakom bombowym wiedzą, że nazwanie ich „antyzachodnimi” jest błędne. Źródłem tej błędnej interpretacji jest pogląd, że liczne niegodziwości dokonane przez „Zachód” w historii wywołały odwet ze strony islamu i gdy tylko przestaniemy mieszać się do ich spraw, skończy się przemoc z ich strony.
Niedawne ataki bombowe w Ugandzie oraz liczne inne przykłady z ostatniej dekady pokazują, że pogląd ten jest mylny. Oczywiście, antyzachodnie odczucia obecne są w działaniach dżihadystów, ale ich cele sięgają dalej i bez zrozumienia tego aspektu nie możemy postrzegać islamu jako globalnego ruchu rewolucyjnego o tendencjach faszystowskich, którym faktycznie jest. Jednak pogląd o antyzachodnim charakterze owych ataków jest na tyle głęboko zakorzeniony, że nawet masowe mordy, jak te w Kampali nie wywołują szerszej analizy owego zjawiska.
Policja ugandyjska przypisuje ataki bombowe w Kampali skrajnie islamistycznej grupie wywodzącej się z Somalii – Al Shabab. To wyjaśniałoby, dlaczego celem ataku stali się czarnoskórzy Afrykanie, z których większość była Ugandyjczykami, a miejscem jednego z ataków był bar w stylu etiopskim. W Somalii stacjonują oddziały ugandyjskie należące do Unii Afrykańskiej, jako element sił stabilizujących państwo, a żołnierze etiopscy cztery lata temu usunęli Al-Szabab z Mogadiszu. Oba te kraje są w większości chrześcijańskie, ale trudno je nazwać „zachodnimi”. Ich związek z Zachodem polega na tym, że Unia Afrykańska próbuje wzmacniać pozycję rządu wspieranego przez Stany Zjednoczone i innych, ale nie wyjaśnia dlaczego Al-Szabab nazywa Ugandę „krajem niewiernych”.
Al-Szabab ma silne powiązania z Al-Kaidą, a niektórzy jej członkowie byli szkoleni w obozach Al-Kaidy w Afganistanie. Grupa ma na koncie kamienowanie kobiet za cudzołóstwo, a ostatnio zapowiedziała, że każdy kto ogląda rozgrywki Pucharu Świata powinien stać się celem ataków, gdyż futbol jest nieislamski. Większość muzułmanów na całym świecie uznaje te poglądy za idiotyczne, ale islamiści nadal uważają, że wypowiadają się w imieniu całego świata islamu.
Zbiorowe mordy w Kampali stanowią przykład morderstw na skalę globalną, dokonywanych na tych, którzy stoją na przeszkodzie w realizacji dalekosiężnych celów wielu islamistów – ustanowienia światowego kalifatu podporządkowanego szariatowi. Lista tych osób jest bardzo długa i obejmuje niemal każdego – deklaracja wojny Bin Ladena z 1998 roku daje nam tu pewien obraz sprawy.
Podczas jednego z ataków w strefie dla obcokrajowców w Arabii Saudyjskiej urządzenia radiowe wychwyciły głosy mówiące o zabijaniu „chrześcijańskich, żydowskich i hinduskich psów”. Ale islamiści z chęcią zaatakują również sikhów, bahaitów, buddystów i tak dalej, bez końca.
W Afganistanie ginęli Japończycy i Koreańczycy tylko dlatego, że tam wówczas byli. Świat ujrzał talibańską wersję islamu, gdy talibowie wysadzili w powietrze starożytne buddyjskie posągi w Bamiyan. Pakistańscy i Indonezyjscy chrześcijanie są celem ataków, ponieważ są chrześcijanami.
Jednak większość ofiar terrorystów islamskich stanowią muzułmanie. Większość ludzi zamordowanych w Iraku, Afganistanie, Algierii, Jemenie, Tunezji, Jordanii, Sudanie i innych krajach to muzułmanie, którzy według swoich oprawców są odszczepieńcami zasługującymi na śmierć, lub też giną na skutek działań wojennych podejmowanych dla „wyższej idei”.
Bez wątpienia kolonialna historia Zachodu przyczyniła się do nastrojów panujących obecnie w krajach muzułmańskich, a inwazja na Irak ujawniła różnice w doktrynach między oboma systemami, ale postrzeganie globalnego problemu tylko w aspekcie Zachodu, to patrzenie z klapkami na oczach.
74 osoby zabite w Kampali to nie tylko wiadomość dla Zachodu, to część zjawiska, które nakazuje zabijać każdego, kto stanie islamistom na drodze niezależnie od rasy, narodowości, koloru czy wyznania.
Tim Marshall
Tłum. totty na podst: http://blogs.news.sky.com