Problemu nie ma z liberalnymi muzułmanami, problemem nie jest też kwestia postępowania wobec terrorystów islamskich. Natomiast w odniesieniu do islamistów nie posługujących się przemocą, takich jak Bractwo Muzułmańskie, nie milknie debata, co z nimi zrobić – zakazać ich działania czy nie?
Rządy zachodnie do wprowadzenia zakazu usilnie namawiają państwa Bliskiego Wschodu, takie jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska, Egipt czy ostatnio Jordania, które same przyjęły wobec Bractwa Muzułmańskiego twardy kurs. Kurs związany akurat mniej z religijnymi pomysłami Bractwa, a bardziej z zagrożeniem, jakie stanowiły jego działania dla lokalnej władzy.
Chociaż przez dekady ruchy islamistyczne usiłowały zapracować na markę organizacji zajmujących się działalnością charytatywną, społeczną i prawami człowieka, to jednak ideologia tych ugrupowań wykorzystuje religię do zdobycia władzy. Jak wskazuje część ekspertów, ugrupowania terrorystyczne przejęły ideologię Ikhwanów (Braci Muzułmanów) przynajmniej w części. Kraje wymienione wyżej postanowiły, że nawet ideologiczna aktywność, bez przemocy, jest niedopuszczalna. Dołączyły do nich wkrótce Bahrajn, Syria, Tadżykistan, Kazachstan, Turkmenistan i Uzbekistan. Niepokojące jednak jest to, że wszystkie z nich łączy jedna cecha – autorytarne rządy.
Głosy przeciwko działalności islamistów dochodzą jednak nie tylko z tej strony. Mieszkająca w Waszyngtonie indyjska dziennikarka, specjalistka od relacji amerykańsko-indyjskich Sheema Shirohi, wyraża zdziwienie, że w Stanach Zjednoczonych wsparcie rządowe otrzymują siostrzane organizacje terrorystów atakujących Indie.
Shirohi pisze wprost o Radzie Stosunków Amerykańsko-Islamskich (CAIR) i Islamskim Kręgu Ameryki Północnej (ICNA). Oskarża je o budowanie w Stanach Zjednoczonych jednostronnej narracji na temat konfliktu między Pakistanem a Indiami w Kaszmirze. Obwinia za to zwłaszcza ICNA, powiązaną z Dżamaat-e-Islami – ruchem politycznym założonym przez ideologa islamizmu Abu Ala Maududiego, który w przeszłości w Azji Południowo-Wschodniej odpowiedzialny był za rozlew krwi, a obecnie jego publikacje są zakazane w Kaszmirze przez Indie.
Bliżej nas, w Niemczech, podnoszą się głosy o zbytniej bliskości niemieckich mediów i rządu z islamistami z tego samego nurtu. Na gazetę „Die Tageszeitung” spada krytyka za to, że stała się forum dla islamistów, przedstawiających się na ich łamach jako ofiary wykluczenia. Przewodniczący Niemieckiej Wspólnoty Muzułmańskiej (dawniej Islamskiej Wspólnoty Niemiec, IGD) Khallad Swaid, dostaje od gazety możliwość wybielania swojej organizacji, która tymczasem jest od lat pod obserwacją niemieckiego Urzędu ds. Ochrony Konstytucji (BfV). Związki IGD z ruchem islamistycznym w Europie, a właściwie kluczowe znaczenie tej organizacji i postaci z nią związanych dla rozwoju islamizmu w Europie, są dobrze udokumentowane, chociażby w książce „Mosque in Munich” Iana Johnsona.