Niecały tydzień po wyjściu Amerykanów w irackiej stolicy znów dochodzi do krwawych zamachów, a rządząca krajem sunnicko-szyicka koalicja drży w posadach
Kilkudziesięciu zabitych i setki rannych, karetki na sygnale i krążące nad miastem helikoptery – w czwartek rano Bagdad przypominał najgorsze lata wojny al-Kaidy i rebeliantów z iracką armią i Amerykanami, kiedy w zamachach codziennie ginęły dziesiątki ludzi.
Zaczęło się o 6.30, kiedy większość mieszkańców Bagdadu wychodziła do pracy, bomby wybuchły niemal jednocześnie w 11 różnych punktach miasta. Zamachowcy – najpewniej iracka al-Kaida – wyjątkowo sprawnie przygotowali i skoordynowali zamachy, w których w sumie zginęły 63 osoby.
więcej na www.wyborcza.pl