Poprzedni amerykański prezydent George Bush od 2002 roku wspierał palestyńską państwowość. Podobnie obecny Barack Obama jasno opowiada się, za współistnieniem dwóch suwerennych państw Izraela i Palestyny. To rozwiązanie popierają i Demokraci, i Republikanie. Jednogłośnie opowiada się za nim Rada Bezpieczeństwa ONZ , jak i Unia Europejska.
Większość amerykańskich opiniotwórczych dzienników jak New York Times, Washington Post jest za niezależną Palestyną. Nawet 58% Izraelczyków w sondażach deklaruje poparcie dla dwóch państw. Swoją wolę utworzenia obok Izraela, Palestyny deklarowali premierzy Izraela Ehud Olmert, Ariel Sharon, Ehud Barak i Shimon Peres. Podczas ostatniej wizyty do Ziemi Świętej papież Benedykt XVI wezwał do stworzenia państwa palestyńskiego.
Widać, że cały świat chce niezależnej Palestyny. Dlaczego to jednak się nie wydarza?
Jeff Jacoby z Boston Globe stawia śmiałą tezę, że niezależność Palestyny nie była nigdy celem Arabów. Ilekroć proponowano to rozwiązanie, tylekroć było ono odrzucane przez Arabów.
Już w 1936 kiedy Palestyna była brytyjskim protektoratem, lord Peel z królewskiej komisji badał sprawę narastające przemocy ze strony Arabów. Rozwiązaniem, jedynym, miało być powołanie dwóch oddzielnych państw narodowych. Wtedy jednak liderzy arabscy bardziej byli zainteresowani przeszkodzeniu żydowskiej suwerenności na terenach Palestyny niż samemu zorganizowaniu się w państwo narodowe. Mufti Hadż Amin Al-Husseini, wspierał wówczas nazistowskie Niemcy i jak pisał w pamiętnikach, Hitler obiecał mu wolną rękę do wyczyszczenia Palestyny i świata arabskiego do ostatniego żyda.
Kolejna propozycja padła w 1947 roku. I została ponownie odrzucona. ONZ doszło do podobnych wniosków co komisja Peela. Przyjęto rezolucją 181 dzielącą Palestynę na podstawie populacji. Niestety Liga Arabska wzywała do uniemożliwienia utworzenia Izraela. Sekretarz Generalny Ligi Azzam Pasza wezwał muzułmanów do dżihadu, mówiąc ta wojna będzie eksterminacją i wiekopomna masakrą, o której mówić się będzie, jak o masakrach dokonywanych przez Mongołów czy krzyżowców.
W następstwie Wojny Sześciodniowej w 1967 roku, Izrael zaoferował zdobytą ziemię swoim sąsiadom w zamian za stały pokój. Zebrani na szczycie w Chartumie arabowie odpowiedzieli: Żadnego pokoju z Izraelem, żadnych negocjacji z Izraelem, „nie” dla uznania Izraela.
Ponad 30 lat później , w 2000 roku w Camp David, Ehud Barak spełnił praktycznie wszystkie żądania Palestyńczyków – niezależne państwo ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie, 97 procent Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy, dziesiątki miliardów dolarów odszkodowania dla uchodźców. Jaser Arafat, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, odrzucił ofertę i rozpoczęła się najbardziej krwawą terrorystyczną akcję w historii Izraela.
To co mogli otrzymać Palestyńczycy od Izraela z pewnością aż nadto zadośćuczyniłoby oczekiwaniom Dalajlamy, przywódcy Tybetu, który znajduje się w o wiele gorszym położeniu niż Palestyna. A mimo to, dzisiaj statuty Hamasu i Fatahu wzywają do likwidacji Izraela. I chociaż cały świat może chcieć pokoju na Bliskim Wschodzie, Arabowie wydają się chcieć czegoś zupełnie innego.
JW na podst. The Boston Globe