Prezentujemy komentarze intelektualistów, dziennikarzy i ekspertów, zebrane przez International Free Press Society przed procesem Geerta Wildersa, który rozpoczął się 20 stycznia przed sądem w Amsterdamie.
Polityka i wolność
Muzułmanie mogą czuć się urażeni opiniami Geerta Wildersa o islamie. Jednakże Geert Wilders i niemuzułmanie mają prawo czuć się zagrożeni wrogimi opiniami płynącymi z muzułmańskich świętych ksiąg, praw i zwyczajów. Wiele sprzecznych z europejskimi standardami treści prezentują na całym świecie muzułmańscy przywódcy i islamscy duchowni. Klasa polityczna i media wpajają przekonanie mieszkańcom Zachodu, że uciskając islam muszą pogodzić się ze stałym zagrożeniem terrorystycznym. Media nie chcą także przyznać, że terroryzm islamski jest inspirowany religijnie. Od lat 60-tych w Europie wielu Żydów i Izraelitów zostało zamordowanych przez grupy Palestyńczyków, mających wsparcie grup neonazistowskich.
Z uwagi na agresywność lokalnego i zagranicznego terroryzmu na terenie samej Holandii Geert Wilders żyje pod stałą ochroną, ponieważ boi się o własne życie. Jak to jest możliwe, że w XXI wieku w Europie demokratycznie wybrany polityk musi się ukrywać, mimo że nie zrobił nic sprzecznego z prawem? Los Wildersa dzieli wielu europejskich intelektualistów, dziennikarzy i artystów. Tu rodzi się pytanie: czy elity będą miały dowagę narazić się muzułmanom? Czy też wybiorą drogę autocenzury?
Dla znacznej części Europejczyków Geert Wilders zdaje się być bohaterem i obrońcą ich utraconych wolności i godności; wyrok skazujący wzmocniłby jego aurę i osłabił politycznych wrogów. Opinia publiczna widzi w wielu z nich ludzi podporządkowanych Organization of the Islamic Conference (OIC), którzy wszelkimi środkami naciskają rządy europejskie aby srogo karały tego, co święte muzułmańskie prawo uważa za bluźnierstwo. W marcu 2006 roku OIC określiła swoje polityczne cele:
1) przyjęcie rezolucji 61 sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w sprawie zakazu zniesławiania religii i symboli religijnych, bluźnierstwa, oczerniania wszystkich proroków, a także zapobieżenia w przyszłości wszelkim innym defamacjom;
2) opracowanie globalnej strategii zapobiegania zniesławieniom religii z zastosowaniem stosownych i efektywnych środków.
Zachodnie rządy muszą zdecydować, czy kierują się zachodnimi prawami, czy prawami szariatu. Wilders przeciwstawił się szariatowi i w konsekwencji jego życiu zagraża ciągłe niebezpieczeństwo. Wydaje się, że groźby pod jego adresem są prawdziwymi przestępstwami, którymi Holandia powinna się zająć. Jeśli Wilders zostanie skazany, Europejczycy będą widzieć w tym werdykcie ograniczenie ich własnej wolności do obrony i pogodzenie się z rolą dimmi – dyskryminowanych mniejszości żyjących w społeczeństwie rządzonym przez muzułmanów.
Proces Wildersa świadczy o głębokim kryzysie politycznym i społecznym. Wilders reprezentuje głosy niezadowolonych Europejczyków, chcących postawić tamę islamizacji Starego Kontynentu. Na tym polu nie jest sam. Działania holenderskiego polityka zbiegają się z rewoltą Flemminga Rose [red.naczelny duńskiej gazety Jyllands-Posten, która zmieściła karykatury Mahometa – red.] i ciężką próba Kurta Westergaarda – by wspomnieć kilku innych prominentnych rewolucjonistów walczących przeciwko wprowadzeniu prawa szariatu w Europie. Nie możemy zapomnieć także o muzułmańskich apostatach.
Wolny świat patrzy i nasłuchuje. Kupowanie bezpieczeństwa Europy poprzez ustępstwa, polityczną poprawność, autocenzurę i palestynizację społeczeństwa poprowadzi jedynie do wojen domowych.
Ludzie mają krótka pamięć. Lecz historia zapamięta, że proces Wildersa albo potępi wolność słowa – albo poprze to najdroższe ludzkie prawo walczące przeciw intelektualnemu terrorowi i kulturowemu totalitaryzmowi.
Bat Ye’or – brytyjska uczona pochodzenia egipskiego, autorka książki Eurabia.
Jego Wolność Słowa jest Naszą Wolnością Słowa
Kiedy Geert Wilders stanie przed holenderskim sądem, będzie tam jedynym oskarżonym. Ale niech was to nie zmyli! Na szali ważyć się tam będzie idea wolności słowa. Oskarżony o podsycanie nienawiści Wilders jest jednym z niewielu zachodnich liderów, którzy mają odwagę potępić suprematystyczną islamską doktrynę, nakazującą wyznawcom tej religii prowadzenie dżihadu i stosowanie terroru wobec niewiernych. Jak wykazał z prostotą w swoim odważnym filmie Fitna, pluralistyczna i tolerancyjna liberalna demokracja jest fundamentalnie nie do pogodzenia z dosłowną wizją islamu prezentowaną na kartach Koranu. Coraz częściej rodacy Wildersa i miłośnicy wolności osobistej w ramach ustanowionego przez ludzi prawa z całej Europy odpowiadają na wezwanie do konfrontacji z tymi, którzy podążają ścieżką islamistycznego dżihadu. Powoli zaczynamy rozumieć, że Geert Wilders reprezentuje nas wszystkich – kobiety i mężczyzn wierzących w wolność wypowiedzi i wyrażania tego, co uważamy za prawdę, bez lęku, oskarżeń czy represji. Wolność słowa nie znaczy nic, jeśli nie zawiera prawa do obrazy i żaden system wierzeń, ani islam, ani żaden inny nie może być wyjątkiem. Mówienie prawdy nie jest zbrodnią – jednak odpłacanie bezpodstawną przemocą na sam dźwięk kilku prawdziwych słów, może i obraźliwych, powinien być uznany za przestępstwo.
Twórcy amerykańskiej konstytucji uznali, że nasze prawa nie pochodzą ani od rządu, ani od religii, ale od samego Stwórcy i wynikają z naturalnej ludzkiej kondycji. W takiej sytuacji żaden rząd nie ma prawa nawet próbować odebrać tych praw ludziom. Dotyczy to zarówno islamu, jaki i każdej innej religii. Geert Wilders zdaje sobie z tego sprawę i nadstawia karku za nas wszystkich.
Holandio! Cały świat patrzy! Nie wprowadź Europy w okres długiej ciemnej nocy, gdzie światło wolności tylko czasami niepewnie pobłyskuje, jak we wszystkich miejscach, gdzie obowiązuje szariat. Stań ramię w ramię ze swoimi przodkami, którzy jak Wilhelm Orański walczyli o wolność Duńczyków i nie obawiaj się przemocy, morderstw i rozruchów. Twoja wolność to nasza wolność, a wolność słowa Wildersa jest naszą wolnością słowa.
Clare M. Lopez – specjalistka w sprawach wywiadu, dyrektor Iran Policy Comitee, lobbującego w sferze polityki USA wobec Iranu.
Ramię w ramię
Kogo dziś można nazwać najważniejszym żyjącym Europejczykiem? Moim zdaniem jest nim holenderski polityk Geert Wilders, którego pozycja daje mu możliwość zmierzenia się z wyzwaniem jakie islam stawia naszemu kontynentowi. Ma on potencjał niezbędny do tworzenia historii. Islamskie zagrożenie składa się z dwóch elementów: z jednej strony mamy rdzenną populację, niepewną własnej kultury, w której chrześcijaństwo stopniowo zanika, przyrost naturalny maleje. Z drugiej zaś strony napływ żarliwie wierzących, mających wiele dzieci, kulturowo asertywnych muzułmanów. W środku tej dynamicznie rozwijającej się sytuacji rodzi się pytanie: czy Europa zachowa swoją cywilizację historyczną, czy stanie się kontynentem zamieszkanym przez muzułmańską większość rządzącą się islamskim prawem (szariatem).
46-letni Wilders, założyciel i przewodniczący Partii Wolności (PVV) jest niekwestionowanym liderem tych Europejczyków, którzy chcą zachować swoją historyczną tożsamość. Jest tak, ponieważ Wilders i jego partia różnią się od większości innych europejskich, nacjonalistycznych i nastawionych antyimigracyjnie partii.
PVV to partia politycznie należąca do głównego nurtu, której korzenie sięgają libertarianizmu i popularnego konserwatyzmu, a nie neofaszyzmu, natywizmu, antysemityzmu, teorii konspiracyjnych, czy innych form ekstremizmu. (Wilders otwarcie naśladuje Ronalda Reagana). Co więcej, Wilders jest charyzmatycznym, inteligentnym, honorowym i bezpośrednim liderem, który w krótkim czasie stworzył najbardziej dynamiczną siłę polityczną w Holandii. Co więcej, korzysta z faktu, że Holendrzy jako jedyni w Europie skłaniają się ku odrzuceniu islamu niewynikającym z założenia, że rdzenni mieszkańcy kraju powinni być uprzywilejowani w stosunku do imigrantów. Partia dobrze radzi sobie jeśli chodzi o elektorat: według najnowszych sondaży Partia Wolności ma największe poparcie i staje się największą w kraju. W tej sytuacji, gdyby Wilders został premierem, pełniłby funkcję lidera całej Europy. Jednak musi zmierzyć się z przytłaczającymi przeciwnościami, w tym nieczystymi sztuczkami jego przeciwników. Ostatecznie, po dwóch i pół roku wstępnych utarczek udało im się zaciągnąć go do sądu pod zarzutem podżegania do nienawiści. Mimo że nie zgadzam się w Wildersem w kwestii islamu (szanuję tę religię, ale z całą mocą zwalczam islamistów) w tym procesie stoję z nim ramię w ramię. Odrzucam próbę zamienienia różnic politycznych w zbrodnię i zdławienia ruchu politycznego na drodze sądowej. Właśnie dlatego Middle East Forum zbiera środki na obronę Wildersa i pomaga mu na różne sposoby. Wilders reprezentuje wszystkich ludzi Zachodu, którym zależy na ich cywilizacji. Rezultat tego procesu wywrze wpływ na nas wszystkich.
Daniel Pipes jest szefem Middle East Forum, gościnnie wykłada na Uniwersytecie Stanford. www.DanielPipes.org
Dajcie mi wolność albo…
Nidra Poller
“Opinie Wildersa nie są holenderskie, nie należą również do naszej judeo-chrześcijańskiej kultury…Wilders podsyca nienawiść do Marokańczyków i dyskryminuje ich ze względu na rasę…Jego dążenie do delegalizacji Koranu zasiewa strach w wielu sercach …Przepisy dotyczące przestępstw, u których podstaw leży nienawiść, zostały wprowadzone w 1934 roku, by chronić Żydów przed tym, co działo się w Niemczech. To wiele mówi. Można zauważyć pewne podobieństwa – przepisy te mają ściśle polityczny kontekst.” Fokko Oldenhuis, profesor religii i prawa, Groningen University (17 grudnia 2009).
Holenderscy oskarżyciele ścigają Wildersa z siekierą, opanowani żądzą porąbania na kawałki jego politycznego umysłu, serca i ciała, i pogrzebania ich pod prochami sześciu milionów wymordowanych europejskich Żydów. Jak daleko zaszliśmy od czasu, gdy zakłopotane Zjednoczone Królestwo usiłowało ukryć Salmana Rushdiego, kierując się szczątkami swych pryncypiów i ledwie zdając sobie sprawę o jaką stawkę toczy się gra. Dziś sądy europejskich państw z dumą przyjmują na siebie rolę faceta od brudnej roboty, jeśli chodzi o walkę z islamem.
Nie ma usprawiedliwienia dla postawienia Wildersa w stan oskarżenia. Jest on pełnoprawnym członkiem sceny politycznej i wypowiada się w imieniu rosnącej części holenderskiej populacji. Reprezentuje nadzieje obywateli innych krajów europejskich starających się obronić cywilizowane wartości w tej otwartej wojnie jaką jest dżihad, a którą przywódcy i media opiniotwórcze za wszelką cenę chcą ukryć. Obywatele państw europejskich zwracają się do władz, by te ograniczyły przekraczanie granic przez islam (szwajcarskie referendum, w którym obywatele zamrozili budowę minaretów), a wola narodu trafia czasem do uszu wybranych przed nich reprezentantów – jak w przypadku nadchodzącego prawa zakazującego zasłaniania twarzy (Francja) i odebrania zezwolenia na budowę ogromnego meczetu w Londynie – obok miejsca igrzysk olimpijskich w 2012 roku.
Geert Wilders odegrał kluczową rolę w tej transformacji, ponieważ nie jest „skrajnie prawicowym populistą i ekstremistą”, jaką to etykietę chciały mu przyczepić źródła powiązane z dżihadem i powtarzający za nimi bezmyślni dziennikarze. Kiedy prawi ludzie, mężczyźni i kobiety, stają w obronie naszych cywilizowanych wartości przed zagrożeniem ze strony islamu, przyciągają szerokie poparcie społeczne. Europie nie zagrażają obecnie ostatnie podrygi uwsteczniających się prawicowych ruchów, ale przyjazna dżihadowi lewica. Francuscy komuniści, socjaliści i ekolodzy bezwstydnie umizgują się do muzułmanów w zamian za ich głosy i oskarżają Sarkozy’ego o petainizm, którego przejawem ma być propozycja deportacji nielegalnych imigrantów.
Czy to jest lekcja jaką Europa wyniosła z Holokaustu? Trudno o coś bardziej nieprzyzwoitego niż włączanie sześciu milionów wymordowanych Żydów w walkę o pozbawienie uczciwego, prawowitego i popularnego holenderskiego deputowanego możliwości sprzeciwienia się rozprzestrzenianiu ideologii, która jawnie planuje eksterminację wszystkich Żydów i aktywnie promuje ten zamiar w Europie. Gdyby kraje europejskie deportowały wszystkich muzułmańskich imigrantów, jeśli muzułmanie w drugim i trzecim pokoleniu zostaliby pozbawieni obywatelstwa i deportowani, wielu uczciwych ludzi utraciłoby swoje nabyte prawa, ale fala brutalnej nienawiści do Żydów gnębiąca Europę zostałaby powstrzymana.
Wielu analityków, którzy zgadzają się z tymi faktami, żałuje, że Geert Wilders zajmuje ich zdaniem „ekstremalne” stanowisko. Uważają, że lepiej służyłby sprawie i uniknął oskarżenia, gdyby złagodził swoje wypowiedzi. Nie zgadzam się z tym. Owijanie w bawełnę, zaokrąglanie kantów i oklaskiwanie „większości muzułmanów, którzy są umiarkowani” -, choć w sferze publicznej ich nie widać – czyli tworzenie sztucznego podziału między islamem a islamizmem, prowadzi donikąd.
Fakt, że oskarżyciel zniżył się do zabronienia prasie wstępu na przełomową rozprawę, która określi limity wolności słowa, świadczy o tym, że boi się elokwencji i przejrzystości Geerta Wildersa. W dzisiejszych czasach, w naszej części świata nie chcemy stawać przed wyborem: wolność lub śmierć. Umiarkowanie nie jest odpowiedzią. „Dajcie mi wolność albo poślijcie do łóżka bez kolacji” – to nie jest okrzyk bojowy obrońców wolności.
Nidra Poller – amerykańska pisarka i tłumaczka, mieszkająca w Paryżu.
Nie można przecenić przełomowego znaczenia procesu, który rozpoczął się w środę 20 stycznia w Holandii. Holenderski parlamentarzysta Geert Wilders stanie przed sądem pod szeregiem zarzutów wynikających z jego odważnych i owocnych wysiłków w kierunku poprowadzenia swoich rodaków przeciw islamizacji ich kraju i całego Zachodu. Wilders jako człowiek działania politycznego stał się celem ataków nie tylko ze względu wygłaszane przez niego poglądy polityczne, ale również ze względu na skuteczność w obronie wolności i pluralizmu, które nie mają szans na przetrwanie w społeczeństwach rządzonych lub uciskanych przez szariat (islamskie prawo). Wilders nie tylko bez ogródek krytykuje ucisk i wyzysk będące częścią islamu – tematy szeroko dyskutowane przez niektórych dziennikarzy i badaczy. W taki sam kategoryczny sposób wypowiada się na temat politycznych projektów mających na celu zatrzymanie ekspansji islamskiego prawa. Wśród nich można wymienić powstrzymanie imigracji z krajów islamskich i deportację agentów dżihadu. Każdy demokratyczny kraj, któremu zależy na powstrzymaniu islamizacji, powinien podjąć te proste środki zaradcze. Podjęłaby je również Holandia, gdyby Wilders i jego Partia Wolności (obecnie konkurująca z partią rządzącą) doszli do władzy. Proces, którego będziemy świadkami, to proces polityczny i to w najgorszym znaczeniu. Nie chodzi w nim o przyszłość wolności słowa. W procesie Wildersa rozgrywa się przyszłość wolności w ogóle.
Diana West – amerykańska dziennikarka i pisarka.
Kilka lat temu pisarz Martin Amis podczas spotkania z Tonym Blairem poruszył temat demograficznych scenariuszy przedstawionych w mojej książce. Amis zastanawiał się, czy współpraca brytyjskiego premiera z innymi przywódcami europejskimi wpisuje się w ramy „dialogu europejskiego”, Blair odpowiedział z rozbrajającą szczerością: „to jest dialog podziemny”. Później Amis pisał: „Wiemy co, to oznacza. W świetle etosu relatywizmu kwestia demografii jest tak nasiąknięta odrazą, że nie da się już o niej dyskutować”.
Geert Wilders stanie przed sądem ponieważ chciał dyskusji na ten temat. Nie zgodzi się na to europejska klasa rządząca, mimo że to, co „nie podlega dyskusji” w ułożonym społeczeństwie staje się paraliżującą oczywistością, jeśli tylko przejdziemy się ulicami Amsterdamu, Rotterdamu, nie wspominając Antwerpii, Clichy-sous-Bois, Malmo czy jakiegokolwiek miasta Yorkshire. Holenderski establishment najwyraźniej rzuca wyzwanie obywatelom: „Komu chcecie uwierzyć – narzuconym przez państwo iluzjom multikulturowości, czy własnym oczom?” I nie można go nawet zmusić do odkrycia kart, bo prawodawcy postarają się, by cena sprzeciwu była zbyt wysoka.
W przypadku Holandii ten schemat jest wyraźnie widoczny. Kiedy tylko politycy próbują przenieść dialog z poziomu „podziemnego” na powierzchnię, to zakazuje im się tego (jak belgijskiej partii Vlaams Blok), zmusza do uchodźctwa (Aayan Hirsi Ali) lub morduje (Pym Fortuyn). Biorąc pod uwagę fakt, że sąd zapewnił większe bezpieczeństwo mordercy Theo van Gogha niż Wildersowi, można wręcz odnieść wrażenie, że władzom nie robi różnicy, jaki los spotka lidera Partii Wolności.
Za tym haniebnym procesem kryje się prosta prawda: holenderski establishment nie może zakomunikować obywatelom, że – jeżeli nic się nie zmieni – ich naród będzie stawał się coraz bardziej islamski i wkrótce przekroczy punkt, po którym nie ma już odwrotu. Rządzacy rozumieją, że istnieje napięcie między asertywną jak nigdy dotąd populacją muzułmanów a starzejącą się, „tubylczą” klasą pracującą, ale wierzą, że problem można rozwiązać wtłaczając „dialog europejski” – dialog niebędący zjawiskiem „podziemnym” – w jeszcze węższe ramy i traktując wszystkie opinie wykraczające poza te wąskie ramy jak zbrodnię. Niektórzy są zaślepieni i głupi na tyle, żeby myśleć, że jest to niezbędne dla ochronienia tolerancyjnego wielokulturowego społeczeństwa przed „prawicowcami” pokroju Wildersa. W rzeczywistości jednak przyspieszają tylko tempo, w jakim ich własne społeczeństwo wpadnie w ręce otwarcie nietolerancyjnych i monokulturowych muzułmanów. Dogorywająca Europa postanowiła zgasić światło wolności.
Mark Steyn – kanadyjski pisarz i komentator polityczny.
Jako specjalistka w zakresie islamu w Europie oraz wolności słowa, współtworzyłam Duńskie Free Press Society, które tworzy między innymi platformę wypowiedzi dla osób, których szczerość i otwartość doprowadziły do tego, że nie moga one prowadzić normalnego życia. Wielu z tcyh ludzi musi żyć pod nadzorem policyjnym, niektórzy muszą mieć ochroniarzy, a inni zmuszeni są ukrywać się. Geert Wilders jest jednym z nich. Kolejni to Naser Khader, Ehsan Jami, Robert Redeker, Kurt Westergaard, Gregorius Neckshot i wielu innych. Ich rządy rzekomo im pomogły, choć czasami opornie; inni weszli w konflikt z władzami. Geert Wilders stanął przed sądem i niebawem będzie musiał bronić się w sprawie, która przypomina współczesny proces o herezję. Nie pozwólmy, by tym razem zwyciężyła inkwizycja.
Ścigany parlamentarzysta
W zimie w Ottawie nie sposób zapomnieć, że miasto to jest uważane za najzimniejsze na świecie, zaraz po Ułan Bator. Nie wiem, co zwiastuje wiosnę w stolicy Mongolii, jednak w Ottawie jej znakiem jest odmrożenie milionów tulipanów i nadejście cieszącego się międzynarodową sławą Kanadyjskiego Festiwalu Tulipanów. Jedno i drugie zawdzięczamy Holandii i – pośrednio – nazistom.
Kiedy naziści zajęli Holandię w czasie drugiej wojny światowej, holenderska rodzina królewska na czas wygnania schroniła się w Ottawie. To właśnie tam królowa Juliana urodziła księżniczkę Margriet w 1943 roku, a Parlament Kanady pomógł utrzymać księżniczce prawo do tronu ogłaszając, że pokój w szpitalu, w którym się urodziła, należy do terytorium Holandii. Jedyny raz w historii Kanady obca flaga – flaga Holandii – powiewała nad budynkiem parlamentu. Przyjaźń w zakresie prawa i ducha została później scementowana, gdy Pierwsza Armia Kanady wyzwoliła znaczną część okupowanej Holandii. By upamiętnić te wydarzenia, holenderska rodzina królewska po odzyskaniu wolności podarowała Ottawie tysiące cebulek tulipanów. Ta historia wspólnej walki o wolność i demokrację sprawia, że Kanadyjczycy zastanawiają się czy niepokojące zjawiska prawne w Holandii nie oznaczają zaprzepaszczenia wkładu Hagi w utrzymanie wolności, o które walczyli Kanadyjczycy i Duńczycy. W kraju tulipanów na szali stoi „pierwsza z wolności” – wolność słowa. Szczery holenderski parlamentarzysta i przywódca Partii Wolności – Geert Wilders został pozwany przez swój własny rząd. Wilders jest międzynarodowym głosem oporu przeciw suprematystycznym, totalitarnym impulsom i ingerencjom radykalnego islamu.
Istotnie, wiele rozsądnych osób sprzeciwia się niektórym jego pomysłom, np. zakazowi rozpowszechniania Koranu, a jego sposób wypowiedzi jest prowokujący i fakty te dają przewagę tym, którzy chcą odwrócić uwagę od zagrożenia, jakim jest radykalny islam. Jednak słowa Wildersa, czy się to opłaca czy nie, są częścią żywej wymiany poglądów w otwartym, zróżnicowanym świecie. W tym sensie, że ostrzega on przed udokumentowanym zagrożeniem, jego działania są na czasie. W tym sensie, że elity rządzące w jego kraju, podobnie jak w wielu innych krajach zachodnich często zrzekają się odpowiedzialności i nie chcą przyznać, że islam jest zagrożeniem, ostrzeżenia Wildersa są imperatywem.
Wilders dostrzega potrójne zagrożenie islamizmem. Podnosi alarm związany z zagrożeniem narastającą przemocą ze strony terrorystów. Jego zdaniem islamski radykalizm jest tylko fazą przygotowawczą przed nastaniem tej przemocy i powiązanych z nią działań wywrotowych. Zauważa również, że “miękki dżihad” toruje sobie drogę w naszych społeczeństwach, np. poprzez żądania przywilejów dla muzułmanów, co jest sprzeczne z zasadą równości jako jedną z zachodnich wartości liberalnych – i z holenderską konstytucją.
Krótko mówiąc, Wilders przyznaje, że istnieje cały szereg niebezpieczeństw, począwszy od pełnych przemocy działań zdeklarowanych terrorystów, a skończywszy na ofensywnych działaniach islamistów w garniturach. Dziś Wilders nie odpuszcza, mimo że nie może ruszyć się na krok bez ochrony mającej zapewnić, że nie podzieli losu Theo van Gogh’a, filmowca krytykującego islam, który został postrzelony i zadźgany na śmierć na jednej z ulic Amsterdamu przez muzułmanina urodzonego w Holandii. Ta groźba nie powstrzymała Wildersa przed ostrzeganiem przed inwazyjnym nurtem islamu, jednak nie powstrzymała również holenderskiego rządu przed wniesieniem pozwu przeciw Wildersowi, co wzbudza głęboki niepokój związany z wolnością wypowiedzi w Holandii.
Istnieją poważne obawy, że przyczyną tego procesu jest chęć uciszenia osoby, która zawstydza rządzących polityków, ponieważ chcą przypodobać się rosnącej liczbie fundamentalistycznych holenderskich muzułmanów i meczetów. Istnieje również podejrzenie, że cokolwiek innego niż nagłośnione ściganie Wildersa przez państwo mogłby doprowadzić do ataków islamskich na holenderskie interesy, zarówno w kraju jak i za granicą. Kosztowałoby to równie słono jak duńska afera z karykaturami Mahometa.
Prawdziwi obrońcy praw człowieka z całego świata zbierają się u boku Wildersa, coraz częściej przekonani, że holenderskie prawo jest stosowane w duchu sprzecznym z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. Wygląda jednak na to, że zgadza się ono z wyznacznikami i wrażliwością szariatu. Zastanawiające oświadczenie ze strony władz, może tu być pewnym sygnałem. “Nieważne, czy świadkowie Wildersa zdołają udowodnić, że jego spostrzeżenia są prawdziwe”, mówi prokuratura, „liczy się tylko to, czy są one legalne”.
Kolejna rzecz, która wzbudza zdziwienie to fakt, że mimo niewątpliwego zagrożenia życia Wildersa rząd odmówił mu chronionej sali rozpraw, którą przyznał zabójcy van Gogha. Publicysta Mark Steyn uważa, że w innych czasach to byłoby nie do pomyślenia: “Można odnieść wrażenie, że pasowałoby im, gdyby nie dożył ogłoszenia wyroku”.
Przekonamy się jaki los spotka tego niepokornego parlamentarzystę. Tymczasem naszą rolą jest nagłaśnianie tej sprawy i tego co mówi ona stanie spraw – i ich następstwach – w Holandii i w innych częściach świata. Zanim zakwitną tulipany powinniśmy wiedzieć, czy kraj ten pozostanie wierny złożonym przez siebie ofiarom i oświeceniowym tradycjom, czy też zaryzykuje płaszczenie się przed tradycjami o wiele bardziej prymitywnymi.
David B. Harris jest kanadyjskim prawnikiem i dyrektorem International and Terrorist Intelligence Program, ekspertem w sprawach terroryzmu
Tłum. JB na podst. www.internationalfreepresssociety.org