Nick Cohen
Śmierć pochodzącego z Bangladeszu świeckiego blogera Avijita Roya powinna skłonić do refleksji wszystkich tych na Zachodzie, którzy nie chcą zmierzyć się z faszyzmem naszych czasów.
Nikt nie mógł być pewien, że bangladeskiej pisarce Rafidzie Bonyi Ahmed uda się przyjechać do Londynu. To, że w ogóle żyje to cud – że użyję słowa, które ona całkowicie odrzuca. Gdy obserwowałem jak przedstawia wygłasza doroczny wolterowski wykład Brytyjskiego Stowarzyszenia Humanistycznego, widziałem pełną godności i zasad intelektualistkę, którą owinniśmy naśladować i bronić. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ktoś mógłby chcieć ją skrzywdzić, nie wspominając o zabiciu.
Ale wielu chce. W lutym islamscy fanatycy zaszlachtowali tasakami jej męża, Avijita Roya, gdy para wychodziła z targów książki w Dhace. Prawie zabili również Rafidę Ahmed – miała odcięty kciuk, a całe ciało pokryte ranami. Gdy słuchałem jak mówi o swoim zamordowanym mężu, bardzo żałowałem, że go go nie spotkałem. Był typowym intelektualistą – beznadziejnym jeśli chodzi o praktyczne rzeczy, a jednocześnie zakochanym w literaturze, nauce i wolnej debacie.
Ahmed i Roy prowadzili wspólnie świeckiego bloga, który promował twórczość młodych liberalnych Banglijczyków. Pisali o ewolucji i humanizmie; nieustraszenie potępiali ekstremizm, o czym niezbicie świadczy tytuł książki Roya z 2014 roku: „Wirus wiary”. Widząc i obawiając się odważnego przeciwnika, wrogowie wolnej myśli zabili go za jego poglądy.
Ahmed mówiła o tym, jak bardzo sytuacja w Bangladeszu zmienia się na gorsze i można łatwo zrobić błąd myśląc, że jej historia nie ma nic wspólnego z nami. A jednak ochroniarze przed drzwiami sali wykładowej sprawdzali, czy ktoś nie wnosi bomby lub broni. A wdowa wciąż dochodząca do siebie po ranach zadanych tasakiem, która nie ma innej broni niż myślenie, równie dobrze może stać się celem w Londynie jak w Dhace.
Nade wszystko jednak strach – przynoszony przez religijny terror, kłamstwa, do mówienia których zmusza ludzi i ustępstwa, których dokonuje się pod jego wpływem – wygląda podobnie tutaj, jak i na subkontynencie indyjskim.
Ahmed była w rozpaczy w sprawie Bangladeszu. Islamiści zamordowali nie tylko jej ukochanego męża, ale również dwóch innych ateistycznych blogerów. Naiwniacy mogliby sądzić, że rządowi Bangladeszu zależy na zwalczaniu morderców jej męża, ponieważ partia rządząca Bangladeszem jest oficjalnie świecka, zaś islamiści stoją w opozycji do państwa odkąd szwadrony śmierci Jamaat-e-Islami współpracowały z armią pakistańską przy zbrodniach, które niewiele różniło od ludobójstwa w czasie wojny o niepodległość Bangladeszu w 1971 roku.
Jednak nie. Po tym jak pewien prominentny działacz Jamaat został skazany na śmierć za udział w wojnie 1971 roku, islamiści zareagowali żądaniem, żeby dziesiątki świeckich działaczy, którzy rzekomo „obrazili” ich słynną z wrażliwości religię, było sądzonych za bluźnierstwo i skazanych na śmierć. Państwo nie odpowiedziało, że mieszkańcy Bangladeszu mogą wierzyć, w co chcą. Powiedziało, że władze będą ścigać bluźnierców na podstawie opresyjnego prawa pochodzącego z czasów Imperium Brytyjskiego.
Liberałowie w Bangladeszu są zatem jednocześnie na listach śmierci islamistów i policyjnych listach osób do aresztowania. Jeśli mordercy z tasakami ich nie dopadną, zrobią to policjanci z listami gończymi. Bangladesz powinien się wstydzić, że państwo grozi przyjaciołom i sojusznikom Ahmed i Roya więzieniem za zbrodnię „zranienia uczuć religijnych” i stanowienie zagrożenia dla „społecznej harmonii”.
Lenin powiedział: „Kapitaliści będą sprzedawać nam sznury, na których będziemy ich wieszać”. Islamiści muszą czuć to samo w stosunku do „umiarkowanych” rządów, które chcą zniszczyć. Zamiast stawić czoła ekstremistom i stać na straży praw człowieka, Bangladesz usprawiedliwia ekstremizm zwracając się przeciwko liberalnym krytykom religii i traktując ich jak przestępców.
W jednym z najbardziej żałosnych wywiadów jaki kiedykolwiek czytałem, Sajeeb Wazed, syn Sheik Hasiny (była premier Bangladesz – red.) powiedział, że jego matka z ostrożności złożyła tylko prywatne kondolencje rodzinie Roya po jego zabójstwie. Mimo, że „wierzymy w świeckość”, jak wyjaśnił ten nędzny człowiek, była premier nie mogła zrobić tego publicznie, „ponieważ opozycja rozgrywa nieustannie religijną kartę przeciwko nam, nie możemy prezentować ostrego stanowiska. Chodzi o postrzeganie rzeczywistości, a nie o rzeczywistość”…
Avijit Roy stracił życie, bo chciał zmieniać rzeczywistość, a nie jej postrzeganie. Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale wiedział też, że w niektórych walkach nie można stosować uników. „Ci, którzy uważają, że można odnieść zwycięstwo bez rozlewu krwi, żyją w raju głupców”, napisał przed śmiercią. „Ryzykujemy nasze życie od momentu, kiedy stanęliśmy dzierżąc w dłoniach długopisy przeciwko bigoterii i fundamentalizmowi religijnemu”.
Porównajcie odwagę intelektualistów z Bangladeszu z postawą większości zachodniej inteligencji. Całe książki można by napisać o tym, dlaczego nie udało im się sprzeciwić faszyzmowi naszych czasów – w istocie sam kilka napisałem – ale decydującym powodem jest strach przed wypowiedzeniem na głos jego nazwy. Boją się oskarżenia o rasizm, obawiają się naruszyć równowagę, ale przede wszystkim boją się przemocy. Nie odważą się przyznać, że się boją. Więc męczą się produkując uzasadnienia dla zaniedbania swoich obowiązków. Tłumaczą wojującą religię jako racjonalną reakcję na ubóstwo czy zachodnią politykę zagraniczną. Twierdzą, że jest moralna równość pomiędzy wojującą religią i wojującym ateizmem.
Czasami porzucają te fałszywe pozory bezstronności i sugerują, tak jak zrobił to ostatnio profesor Craig Calhoun, szef Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Londyńskiego, że prawdziwym zagrożeniem przed jakim stoją uczelnie wyższe nie są studenci udający się do Syrii, aby gwałcić i obcinać głowy, ale sekularyści, których apele o wolność słowa „stanowią wyzwanie dla wiary i przekonań religijnych studentów” i którzy „zakłócają harmonię kampusu”. David Cameron najwyraźniej napotka problemy w swojej misji „wykorzenienia” ekstremizmu z London School of Economics.
Pomimo wszystkich podobieństw, nie można porównywać moralności Wielkiej Brytanii i Bangladeszu. Oni mają myślicieli kalibru Rafida Bonya Ahmeda i Avijit Roy, podczas gdy my mamy liberałów, na których Karol Marks mógłby spojrzeć i powiedzieć: „Religia jest opium dla intelektualistów”.
Xsara na podstawie: www.theguardian.com
Tytuł zmieniony – red. Euroislam.pl
Nick Cohen – (ur. 1961), angielski dziennikarz I pisarz. Publikuje m.in. w „The Observer” „The Spectator „. Krytyk lewicy i antyamerykanizmu, autor książki „What’s Left?: How the Left Lost Its Way”.