Jan Wójcik
Naczelny międzynarodowego wydania „Newsweeka” Fareed Zakaria chyba wreszcie zauważył, że „islam ma problem”.
Drogą jednak do wyjścia z tego problemu, zdaniem Zakarii jest to, żeby ci, którzy też to zauważają i głośno krytykują islam, jak filozof i neurobiolog Sam Harris, czy komik i komentator polityczny Bill Maher, zamknęli usta.
Zakaria, wychowany w muzułmańskiej rodzinie z Indii, a obecnie deklarujący się jako ateista, zauważył, że siedem na dziesięć grup dokonujących terroru to ugrupowania muzułmańskie, że 19 na 24 krajów najbardziej restrykcyjnych wobec mniejszości religijnych to kraje muzułmańskie, oraz że wszystkie 21 krajów z karą za apostazję to kraje z muzułmańską większością.
To postęp. Jeszcze dwa lata temu twierdził, że Europie bardziej grozi skrajna prawica, niż islamscy terroryści. Jako umiarkowanego Prezentował imama Raufa, niedoszłego szefa meczetu przy World Trade Center, mimo że tamten na swój sposób usprawiedliwiał zamachy terrorystyczne wobec USA.
Zakarii, który przed momentem wyliczył w ilu krajach ludzie cierpią z powodu islamu, nie podoba się jednak przypisywanie tych zjawisk islamowi, tak jak robią to Maher i Harris. Ostatnio obydwaj oni w programie Mahera starli się z amerykańską gwiazdą, Benem Affleckiem, który rozgorączkowany bronił islamu.
Zdaniem i Mahera i Harrisa problem radykalizmu w islamie nie jest marginalny a centralny dla tej religii. Zarzucali też Affleckowi, że używa słowa islamofobia, żeby tamować jakąkolwiek krytykę islamu.
Zakaria, dołączając do głosów potępienia wobec krytyków islamu, pomimo że sam zgadza się z oczywistymi faktami wymienionymi wcześniej, zarzuca im zarówno błąd w dokonanej analizie, jak i błąd taktyczny w kwestii deradykalizacji.
Harris ma popełnić błąd przypisania niezmiennych przyczyn zmiennemu zjawisku, jakim jest islam. No bo skoro islam, według Harrisa, jest „źródłem złych idei”, to jak to się stało, że przez wieki stale taki nie był, że obok tych konfliktów istniały też okresy pokoju i rozwoju? Sam jednak Zakaria nie zauważa, że błądzi, bo próbuje porównać idee religijne i polityczne z ich praktyczną, społeczną i polityczną realizacją. A tu należałoby wykazać wzajemne powiązania, co Harrisowi przychodzi o wiele łatwiej, bo w życiorysach Mahometa i w surach Koranu bez problemu znajdziemy takie przepisy, które z powodzeniem mogą wystarczyć za uzasadnienie dzisiejszych zbrodni.
Porównanie islamu do chrześcijaństwa na podstawie liczby Żydów zamieszkałych na danym terytorium, stosowane wybiórczo do roku 1950, też jest mocno naciągane. Twierdzenie, że islam jest bardziej tolerancyjny od chrześcijaństwa, bo przed 1950 na ziemiach arabskich żyło około miliona Żydów, pomija, ilu Żydów zamieszkiwało Europę zanim zniszczyło ich hitlerowskie szaleństwo, które z chrześcijaństwem wiele wspólnego nie miało.
Podstawowym jednak problemem potępiania w czambuł islamu jest zdaniem Zakarii to, że nie można oczekiwać, iż 1,5 miliarda muzułmanów nagle porzuci swoją religię. Zdaniem Zakarii trzeba przyjąć taką postawę, jaką przyjęto przy odciąganiu chrześcijaństwa od przemocy, inkwizycji i krucjat: „Intelektualiści i teologowie celebrowali te elementy religii, które były tolerancyjne, liberalne i nowoczesne, i podkreślali je, dając chrześcijanom powody do dumy ze swojej wiary”.
I rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić 1,5 miliarda osób porzucających swoją religię. Tylko że idea Zakarii wynika z jakiegoś niedojrzałego przeświadczenia, że wszystkie religie są takie same. Tymczasem próżno w naukach Chrystusa szukać poparcia dla inkwizycji, działań podobnych do krucjat, czy przemocy. Natomiast w życiorysie Mahometa i w surach Koranu znajdzie się niejedno podobne wezwanie, co powoduje, że ci muzułmanie, którzy chcą uchodzić za postępowych i liberalnych, próbują tłumaczyć, że część Koranu to przepisy uniwersalne, a część to uzasadnienie ówczesnej politycznej sytuacji Półwyspu Arabskiego.
Niemniej jednak to nie Bill Maher czy Sam Harris mogą zreformować islam. Cokolwiek by oni nie mówili, czego by nie krytykowali czy nie usprawiedliwiali, to jest zadanie muzułmanów, a ci, jak sam Zakaria przyznaje, w sprawie ISIS „nie protestują zbyt głośno”.
Obserwuj autora na @jasziek