Niektórzy mówią: „Większość muzułmanów to kochający pokój ludzie”. Możemy się – ich zdaniem – rozluźnić, ponieważ rosnąca obecność muzułmanów między nami nie jest żadnym problemem. Zdaniem innych islam jest agresywną, totalitarną ideologią. Wtargnęła ona do krajów Zachodu chcąc uzurpować sobie władzę nad nami i zastąpić nasze prawa szariatem.
Możliwe, że obie strony mają rację. Pozwólcie mi to wyjaśnić.
Po pierwsze, chyba wszyscy się zgodzą, że istnieje grupa zdeterminowanych dżihadystów, którzy używają przemocy w imię islamu. Są „kochającymi pokój ludźmi” jedynie według własnej definicji tego określenia – ich zdaniem, kiedy cały świat będzie pod rządami islamu, na świecie zapanuje pokój. Jednak metody przez nich stosowane dla osiągnięcia tego celu to podkładanie bomb, odcinanie głów i zderzanie samolotów z budynkami.
Są również muzułmanie, którzy chcą wymusić wprowadzenie prawa szariatu na całym świecie przez zamieszki albo groźby wybuchu zamieszek. To oni brali udział w rozruchach na przykład wtedy, kiedy duński rysownik opublikował karykaturę Mahometa. Zginęło w nich 187 osób. Graficzne przedstawianie i krytyka Mahometa są pogwałceniem zasad moralności muzułmańskiej. Wielu ludzi na Zachodzie zostało zastraszonych i ten strach powstrzymał ich przed opublikowaniem rzeczonych karykatur. W ten sposób groźba użycia przemocy wymogła zastosowanie prawa szariatu w zachodnich demokracjach.
To samo wydarzyło się w przypadku Draw Muhammad Day (Dzień Rysowania Mahometa) na Facebooku i pastora, który spalił Koran. Przemoc i groźba jej użycia przez muzułmanów na całym świecie wpłynęły na zachowanie ludzi w wolnych krajach i tym samym ograniczyły ich wolność. W efekcie w demokratycznych krajach Zachodu zastosowano prawo szariatu – nie przez zmianę tego, co jest napisane w kodeksach, ale poprzez zastraszenie ludzi. Dzięki temu niemuzułmanie zrobili to, co zdaniem ortodoksyjnych muzułmanów powinni byli zrobić.
Biorący udział w zamieszkach ludzie mogą de facto „kochać pokój” w swoim życiu codziennym, w opinii wszystkich, którzy ich znają. Można argumentować, że każdy się kiedyś załamuje; każdy może stracić panowanie nad sobą, jeśli bardzo się go urazi. Być może kochają oni swojego Proroka i swój Koran tak bardzo, że krytyka lub spalenie Koranu były dla nich nie do zniesienia i wpadli w szał – ale tak naprawdę przez resztę swego życia są normalnymi, kochającymi pokój muzułmanami.
Inny pokaźny odsetek muzułmanów angażuje się w legalne i pozbawione przemocy wymuszanie ustępstw na rzecz islamu w krajach zachodnich demokracji. Naciskają oni, żeby wprowadzać w szkołach jedzenie halal, ustanowić islamskie ograniczenia dla wolności słowa (naciskają na cenzurę medialną, dzięki której islam nigdy nie będzie krytykowany). Robią to w pojedynczych krajach, jak również na poziomie ONZ. Organizacja Współpracy Islamskiej, OIC, jest największym blokiem państw w ONZ i wywiera coraz większą presję na wszystkie pozostałe kraje, żeby wprowadzić światowe ograniczenia wolności słowa – takie, jakich wymaga prawo islamskie.
Wszyscy ci, którzy działają legalnie na rzecz wprowadzenia prawa szariatu, mogą być jednocześnie kochającymi pokój ludźmi.
Bardzo duży odsetek muzułmanów nie protestuje przeciwko przemocy, stosowanej przez innych muzułmanów. Zazwyczaj milczenie oznacza zgodę, ale mogą oni też siedzieć cicho z powodu strachu. Uciekający się do przemocy są oczywiście zdolni do jej używania, a kochający pokój mogą się bać wyrazić swój protest wobec tej przemocy, popełnianej w imię islamu. Pokojowo nastawieni mogą też czuć, że nie mają ideologicznej podstawy dla swoich poglądów. Przemoc jest bowiem usankcjonowana w doktrynie islamskiej, a protest przeciw jej używaniu jest przez tę doktrynę zakazany.
Kolejny duży odłam muzułmanów płaci w meczecie zakat – obowiązkową dziesięcinę. Pieniądze te często są wykorzystywane do celów charytatywnych (na pomoc muzułmanom, jak mówi prawo szariatu, ale nigdy na pomoc dla niemuzułmanów). Czasami z tych pieniędzy finansuje się dżihad. Płatnicy zakatu mogą być wedle wszelkich standardowych definicji uznawani za kochających pokój ludzi.
Jeszcze inna grupa muzułmanów tworzy struktury bankowości islamskiej. Pewien procent zysku z obrotu ich środkami idzie do islamskich organizacji charytatywnych, z których część finansuje dżihad. Ludzie umieszczający swoje pieniądze w instytucjach finansowych powiązanych z szariatem być może kochają pokój. Mimo wszystko jednak, świadomie czy nie, pomagają oni finansować zabójstwa i proces podporządkowywania niemuzułmanów islamowi.
Pokaźny procent muzułmanów – jak wynika z sondaży – chciałoby częściowego wprowadzenia prawa szariatu, łącznie z islamskimi ograniczeniami wolności słowa oraz kary śmierci dla apostatów. W niektórych krajach uważa tak większość muzułmanów. Sami nie uciekają się jednak do przemocy i wielu uznałoby ich za ludzi kochających pokój.
Kiedy muzułmanie emigrują do krajów Zachodu, często tworzą enklawy – całe osiedla, gdzie mieszkają głównie oni. Im większa jest liczba wyznawców islamu w danej okolicy, tym bardziej część z nich staje się wroga wobec mieszkających tam niemuzułmanów. Niemuzułmanie wyprowadzają się więc gdzieś indziej. Do tej okolicy przeprowadza się coraz więcej muzułmanów, aż staje się ona pod każdym względem małym państwem islamskim wewnątrz zachodniej demokracji.
Te enklawy stają „miejscami wyjętymi spod prawa”, gdzie prawomocni funkcjonariusze porządkowi udają się niechętnie, albo gdzie prawomocne władze uginają się przed żądaniami muzułmanów (ze względu na strach przed brutalnym odwetem). Każdego roku coraz więcej takich wyjętych spod prawa miejsc powstaje w Szwecji, Francji, Niemczech i innych krajach europejskich. W Stanach Zjednoczonych też właśnie powstała pierwsza taka enklawa.
Gdziekolwiek muzułmanie zdobywają wyraźną większość, najbardziej zaangażowani z nich zaczynają naciskać na lokalne stosowanie prawa szariatu.
Jednak można by prawdopodobnie powiedzieć, że większość ludzi, która przeprowadza się do enklaw muzułmańskich z krajów muzułmańskich, kocha pokój. Są to po prostu rodziny; wprowadzają się one do miejsc, gdzie mają krewnych i nie chcą niczego więcej, jak tylko wychowywać swoje dzieci i być szczęśliwymi.
Załóżmy, że nie wiedzą oni zbyt wiele o doktrynie islamskiej, a nawet jeśli coś wiedzą, postanowili ignorować aspekty związane z przemocą i polityką. Nieświadomie pomagają w osiągnięciu zasadniczego celu islamu na wiele sposobów – pomagają tym, którzy aktywnie próbują zamienić zachodnie demokracje w państwa islamskie – nawet jeśli wcale tego nie chcieli.
Muzułmanie na całym świecie mają mnóstwo dzieci. Niektórzy z nich emigrują na Zachód i żyją z zasiłków, zatem za wychowywanie ich dzieci płacą niemuzułmańscy podatnicy. Większość z tych ludzi prawdopodobnie nie ma skłonności do przemocy. Wychowują swoje potomstwo, mówią mu, że są muzułmanami oraz, że Koran to słowa Allaha, ale nie wyjaśniają politycznych celów doktryny islamskiej.
Kiedy dzieci te stają się nastolatkami, część z nich zaczyna być podatna na rekrutację bardziej ortodoksyjnych (aktywnych politycznie lub uciekających się do przemocy) muzułmanów. Dzieje się tak, ponieważ nastolatek został już przygotowany – jego główne poczucie tożsamości to „jestem muzułmaninem”. Rekrutujący musi tylko powiedzieć: „Przeczytaj Koran i zobacz, jakie masz obowiązki”. Widzimy, że drugie pokolenie wyznawców islamu na Zachodzie ma dużo większą szansę na stanie się dżihadystami – mimo że ich rodzice to kochający pokój ludzie.
Kilka kolejnych grup, o których trzeba wspomnieć, to muzułmańscy przywódcy oraz miliarderzy naftowi. Istnieje całkiem sporo prominentnych przywódców muzułmańskich, którzy napominają swoich stronników, żeby wspierali główny cel islamu. Nie są to odosobnione przypadki z garstką stronników i małymi wpływami. To głowy państw i wpływowi ludzie o ogromnej liczbie zwolenników.
Mamy też do czynienia z muzułmańskimi miliarderami (głównie saudyjskimi wahabitami), którzy wykorzystują swoje pieniądze do budowania meczetów i madras na całym świecie. Fundują oni 90% instytucji islamskich. Niestety, promują wahabizm – ortodoksyjny odłam islamu, nawołujący do dżihadu. Mają na celu osiągnięcie głównego zadania islamu i wyeliminowanie wszystkich demokracji. Wszyscy ludzie będą wtedy podporządkowani prawu szariatu. Nie jest to tak niemożliwe, jakim się wydaje. Świat jest dzisiaj w dużej mierze bardziej islamski niż 20 lat temu.
Miliarderzy naftowi zbudowali i utrzymują większość meczetów w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Jako przykład można przytoczyć fakt, że w 80% tych meczetów aktywnie popiera się dżihad. Propagowanie usunięcia rządu przemocą poprzez dżihad albo innymi metodami jest sprzeczne z prawem, ale chroni je wolność wyznania. Dżihad, o którym mówi się w meczetach, nie wykracza poza islamskie nauki religijne, ale jest w nich zawarty. Prawo do wolności wyznania chroni więc członków tych meczetów przed zarzutami łamania prawa.
Miliarderzy naftowi i przywódcy muzułmańscy być może ani razu nie użyli w swoim życiu przemocy i być może chcą tylko pokojowego świata islamskiego. Większość ludzi mogłaby ich więc uznać za „kochających pokój”.
Powinniśmy jeszcze wziąć pod uwagę, że nie potrzeba większości, aby spowodować poważne problemy. Nawet jeśli większość muzułmanów jest pokojowo nastawiona, nie ma to żadnego znaczenia.
Powróćmy więc do pytania początkowego: jeżeli większość muzułmanów miłuje pokój, to czy niemuzułmanie mają się czym martwić?
Owszem, mamy się czym martwić.
Tłumaczenie Veronica Franco
www.citizenwarrior.com