Jeffrey T. Kuhner
******
Bractwo Muzułmańskie rośnie w siłę: islamiści rozprzestrzeniają się na całym Bliskim Wschodzie. Pytanie tylko, czy przedostali się już do rządu Obamy, a w szczególności do Departmentu Stanu.
Pod przywództwem członkini Kongresu Michele Bachmann republikańscy konserwatyści badają zasięg Bractwa Muzułmańskiego, za co spotykają ich szykany nie tylko ze strony liberalnych mediów, ale także ze strony samej Partii Republikańskiej. Klasa rządząca uparcie unika stanięcia zmierzenia się twarzą w twarz z rzeczywistością radykalnego islamu.
Waszyngtońskie elity w szczególności unikają konfrontacji z Humą Abedin, główną doradczynią Hillary Clinton. Abedin jest klasycznym przykładem politycznego insidera. Przez lata pełniła funkcję bliskiej doradczyni Clinton, jest również żoną skompromitowanego Anthonego Weinera – bohatera tzw. „skandalu majtkowego”. Abedin jest szeroko znana na Kapitolu, także wśród Republikanów, jako zagorzała działaczka partyjna i polityczna karierowiczka, zasłużona dla obydwu partii. Dlatego też Michele Bachmann stała się obiektem miażdżącej krytyki po tym, jak wraz z czterema innymi członkami Kongresu wystosowała do Inspektora Generalnego Departamentu Stanu list z zapytaniem, czy przed powołaniem Abedin na stanowisko prawidłowo przeprowadzono wywiad środowiskowy. Odtąd liberałowie nazywają Bachmann „Josephem McCarthy w spódnicy” a przewodniczący mniejszości republikańskiej w Kongresie John Boehner oraz senator John McCain (była kandydat Republikanów na prezydenta) potępili jej działanie, określając je jako „nieodpowiedzialne” i „nieprzemyślane”.
Jakiego czynu dopuścić się miała Bachmann? W swoim liście spytała, czy odpowiednio zbadano powiązania Abedin z Bractwem Muzułmańskim. I rzeczywiście tak jest; najbliższa współpracownica sekretarza stanu posiada rozległe, dobrze udokumentowane rodzinne powiązania z tą antyamerykańską i antysemicką grupą. Nieżyjący już ojciec Abedin był członkiem Bractwa Muzułmańskiego, jej matka należała do żeńskiego odgałęzienia tej organizacji (Muslim Sisterhood), a brat udzielał się w muzułmańskim ugrupowaniu o silnych powiązaniach z terroryzmem. Krótko mówiąc, Abedin pochodzi z ewidentnie proislamistycznej rodziny. Żądanie zbadania, czy stanowi to zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, jest dowodem zdroworozsądkowego, patriotycznego myślenia.
Warto zauważyć, że Bachmann nigdy nie oskarżyła Abedin o bycie tajnym członkiem Bractwa Muzułmańskiego, ani nie żądała, by unieważniono jej certyfikat bezpieczeństwa. Republikanka postawiła jedynie proste pytanie, czy biuro Inspektora Generalnego przyjrzało się podejrzanym powiązaniom rodzinnym Abedin i jakie wyciągnięto z tego wnioski? Dlaczego otrzymała najwyższy certyfikat bezpieczeństwa, przy swych powiązaniach z Bractwem Muzułmańskim? Przecież ma dostęp do kluczowych dokumentów, które mogłyby zostać udostępnione śmiertelnym wrogom Ameryki. Z powodu właśnie tych pytań Bachmann jest upominana przez partię, a to Boehner i McCain powinni się wstydzić za swoje zachowanie.
Przypadek Abedin jest rażąco podobny do innego głośnego skandalu z udziałem Algera Hissa, starszego doradcy ds. polityki zagranicznej. Jak słusznie zauważył Jeffrey Lord z „American Spectator”, Hiss był wziętym prawnikiem działającym na rzecz polityki Nowego Ładu, pnącym się po szczeblach Departamentu Stanu. Jako czołowy liberał stanowił ważną figurę w polityce zagranicznej. Ale był też zdrajcą i agentem sowieckiego GRU. Na konferencji w Jałcie był kluczowym doradcą prezydenta Roosevelta. To w Jałcie Roosevelt dał Stalinowi wolną rękę w Europie Wschodniej. Hiss został ostatecznie zdemaskowany jako sowiecki szpieg, a swój udział miał w tym Richard Nixon, późniejszy członek Kongresu. Lord zwraca także uwagę, że to właśnie Nixon stał się później obiektem niespotykanej wrogości zarówno ze strony liberalnych demokratów jak i republikanów. Republikański establishment pozostawał ślepy na brzemienną w skutki infiltrację rządu Stanów Zjednoczonych przez komunistów.
Dzisiaj amerykańskie elity w podobny sposób starają się ugłaskać islamskich radykałów. Bractwo Muzułmańskie zostało uznane za organizację terrorystyczną kilka lat temu. Jednakże pod rządami Obamy nastapiła radykalna zmiana w polityce USA. Obama wycofał poparcie dla wieloletniego sojusznika USA, Hosniego Mubaraka, a Bractwo Muzułmańskie odniosło zwycięstwo – nowy prezydent Egiptu, Mohammed Morsi, jest jego byłym członkiem. Celem Bractwa jest stworzenie w Egipcie państwa islamskiego i oczyszczenie kraju z chrześcijan. Organizacja wzywa również do zniszczenia Izraela. Region Synaju stał się przystanią dżihadystów.
Co więcej, rząd Obamy jest zaangażowany w wojnę domową w Syrii. Clinton wzywa Assada do ustąpienia ze stanowiska, a CIA potajemnie zbroi i finansuje przeciwników syryjskiego dyktatora. Assad sprawuje krwawe rządy, jednakże jego następcy mogą być o wiele bardziej groźni. Opozycja jest zdominowana przez dżihadystów i przedstawicieli Bractwa Muzułmańskiego, którzy dążą do stworzenia teokracji. Upadek Assada oznaczałby kolejne wielkie zwycięstwo Bractwa Muzułmańskiego.
Arabska Wiosna staje się więc Zimą Islamistów. Zamiast potępić ten niebezpieczny trend, administracja wręcz powitała go z otwartymi ramionami. Obama zaprosił nawet Morsiego do złożenia jesienią wizyty w Białym Domu. Pomyślmy: zagorzały przeciwnik Ameryki i antysemita, nawołujący do stworzenia globalnego kalifatu, zostanie potraktowany z honorami przez amerykański rząd…
Stąd też Bractwo Muzułmańskie z roli pariasa awansowało na bliskiego sojusznika Obamy. Bachmann słusznie pyta, jaką rolę miała Abedin w tym ohydnym akcie zdrady amerykańskich interesów. Republikanie, prasa i każdy, kto uważa się za patriotę, powinien stanąć ramię w ramię przy boku Bachmann i żądać odpowiedzi na to pytanie.
Tłumaczenie Agako na podstawie http://times247.com
_______________________
Autor jest komentatorem prasowym i radiowym, felietonistą „The Washington Times”.