“To nie jest islamska rewolucja”

Bret Stephens

***

Tak twierdził Olivier Roy, uznawany za jeden z czołowych europejskich autorytetów w dziedzinie politycznego islamu, w eseju opublikowanym niedługo po upadku reżimu Mubaraka w Egipcie.

„Przyjrzyjcie się ludziom biorącym udział w zamieszkach. To oczywiste, że mamy tu do czynienia z pokoleniem post-muzułmańskim”, napisał Roy. „To nie oznacza, że demonstranci są przeciwko religii; ale działają oni w świeckiej przestrzeni politycznej i nie postrzegają islamu jako recepty na lepszy świat.”

Roy nie był jedynym, który prezentował taki pogląd. „Ani trochę się nie obawiam, że Bractwo Muzułmańskie zawładnie przyszłością Jordanii czy Egiptu”, zwierzał się Tom Friedman, publicysta „New York Timesa”, zastrzegając jednocześnie, że świeccy rywale Bractwa będą potrzebowali trochę czasu na zorganizowanie się. A jego kolega Nicholas Kristof dodawał w korespondencji z Kairu: „Zgadzam się, że rządy Bractwa Muzułmańskiego nie wyszłyby Egiptowi na dobre, ale ten punkt widzenia podziela prawdopodobnie większość Egipcjan.”

Jakże uspokajająco brzmiały te zapewnienia. Dziewięć miesięcy później islamska partia Nahda z łatwością wygrała wybory w Tunezji, jedynym kraju arabskim, którego świecki charakter był ponoć zagwarantowany na zawsze. Nowy tymczasowy przywódca Libii, Mustafa Abdel-Jalil, objął swój urząd obiecując, że “islam będzie podstawą nowych rządów”; za sprawę wymagającą natychmiastowego załatwienia uznał zniesienie obowiązującego za rządów Kaddafiego zakazu poligamii, gdyż jest on “sprzeczny z szariatem, a więc wymaga natychmiastowego anulowania”. Jeszcze w tym miesiącu muzułmańscy kandydaci, niektórzy z Bractwa Muzułmańskiego, a inni nawet jeszcze bardziej skrajni, prawdopodobnie wygrają wybory w Egipcie.

To jeszcze nie koniec. W Libanie już od stycznia realną władzę sprawuje Hezbollah, który doprowadził do obalenia prozachodniego rządu. Muzułmański premier Turcji Erdogan w czerwcu po raz trzeci wygrał wybory parlamentarne. Hamas, zwycięzca w ostatnich wyborach przeprowadzonych przez władze Autonomii Palestyńskiej w 2006 roku, z pewnością wygrałby ponownie, gdyby prezydent Mahmoud Abbas odważył się poddać swoje rządy wyborczemu testowi.

Dlaczego to właśnie islamistom demokracja muzułmańska przynosi największe korzyści? Nie ma tu żadnego prostego wyjaśnienia. Mówi się, że islamiści odnoszą niezamierzone korzyści z represji, którym byli poddawani za czasów świeckich, autokratycznych reżimów. To prawda, ale tylko do pewnego stopnia. Dlaczego ich świeccy rywale w miejscach takich jak Egipt zaczęli stopniowo tracić grunt pod nogami, gdy tylko upadł reżim?

Mówi się też, że świeckie wartości nigdy nie miały szansy zapuścić korzeni w krajach, gdzie większość stanowią muzułmanie. To również prawda, ale też tylko do pewnego stopnia. Bo jak wyjaśnić rozwój wypadków w Tunezji i Turcji, nie mówiąc już o Palestyńczykach, którzy do wczesnych lat 90 byli uważani za najbardziej świeckie społeczeństwo muzułmańskie na świecie?

Bliżej prawdy jest znawca tematyki bliskowschodniej Bernard Lewis, który powiedział w kwietniowym wywiadzie dla czasopisma „Journal”, że “wolność” jest niemal zupełnie nową koncepcją polityczną w krajach arabskich. “W tradycji muzułmańskiej”, zauważył Lewis, “to sprawiedliwość stanowi podstawę dobrych rządów” – a reżimy w Tunezji, Egipcie i Libii jawnie łamały tę zasadę.

Nic więc dziwnego, że partia Erdogana jest za “sprawiedliwością i rozwojem”, nowa egipska partia Bractwa Muzułmańskiego nosi nazwę “Wolność i Sprawiedliwość”, a nazwę głównej islamskiej partii w Indonezji można przetłumaczyć jako “dostatek i sprawiedliwość”.

Jednak wierność ideałom “sprawiedliwości”, którą deklarują islamiści, stanowi tylko częściowe wyjaśnienie ich wyborczych sukcesów. Innym powodem jest widoczna wszędzie niezdolność świeckich ruchów świata muzułmańskiego do realizowania udanej polityki. Nacjonalistyczno-socjalistyczna mieszanka importowana z Europy w latach 40 doprowadziła do powstania współczesnych tyranii w Syrii i w Iraku Saddama Husajna. Idea panarabizmu upadła jeszcze przed śmiercią jej głównego orędownika, Gamala Abdela Nassera.

Socjalizm zawiódł w Algierii, “Trzecia Teoria Światowa” Kaddafiego poniosła porażkę w Libii. Francuskie laïcité zamieniło się w „kleptokrację” w Tunezji i quasi-militarne rządy w Turcji. Okresowe próby liberalizacji rynku przyniosły zyski w miejscach takich jak Dubaj czy Bahrajn, ale nigdy nie doprowadziły do liberalizacji życia politycznego i często podszyte były nepotyzmem.

Tak więc islamizm jest ostatnią wielką ideologią, która ostała się w czasach, gdy miliony młodych muzułmanów bez wykształcenia i pracy są niezwykle podatne na wizję świata głęboko zakorzenioną w historii i posiadającą heroiczne ambicje. Jaka będzie ich przyszłość?

Optymiści mówią, że nie musi dojść do powstania nowego Iranu, że rozwój wypadków będzie raczej przypominał to, co wydarzyło się w Turcji. Twierdzą, że pojęcie “umiarkowany islam” wcale nie stanowi oksymoronu, przynajmniej na poziomie relatywnym.

Jednak turecka polityka wewnętrzna i zagraniczna pokazuje, że umiarkowany islam wcale nie będzie „umiarkowanie” represyjny i „umiarkowanie” radykalny. W Iranie oznaki długo oczekiwanego zwrotu w kierunku umiarkowania są równie ulotne, co ślady yeti w rozwiewanym przez wiatr śniegu.

Dobra wiadomość jest taka, że po 31 latach większość Irańczyków ma już dosyć islamu jako odpowiedzi na wszystko, a upadku reżimu można się spodziewać przy najbliższej sposobnej okazji. Złą wiadomością jest jednak to, że może minąć równie długi czas, zanim reszta świata muzułmańskiego odczuje rozczarowanie islamistycznymi obietnicami. Przygotujmy się więc na długą zimę. (rol)

 

Tłumaczenie: Sy na podstawie http://online.wsj.com/article/SB10001424052970204394804577009622077664372.html

 

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign