Egipcjanie skrzykują się w internecie do udziału w jutrzejszej „milionowej demonstracji” pod ambasadą Izraela w Kairze. Żądają wydalenia z kraju ambasadora państwa żydowskiego, zamknięcia placówki i rewizji układu pokojowego między dwoma państwami.
Mniejsze demonstracje pod gmachem ambasady, rezydencją ambasadora oraz konsulatem w Aleksandrii mają miejsce już od kilku dni – od czasu serii zamachów pod Ejlatem z ubiegłego czwartku, w wyniku których zginęło ośmiu Izraelczyków.
Władze w Jerozolimie twierdzą, że grupa uzbrojonych palestyńskich i egipskich terrorystów wtargnęła do Izraela z egipskiego półwyspu Synaj. Izraelskie źródła wojskowe podają, że wśród dziesięciu sprawców zabitych w czasie operacji pościgowej (z czego dwóch mieli zastrzelić egipscy żołnierze) znajduje się co najmniej trzech Egipcjan. Potwierdzili to też członkowie egipskich służb bezpieczeństwa.
Kair z kolei domaga się przeprosin za śmierć pięciu egipskich pograniczników, których mieli zabić Izraelczycy w czasie pościgu za napastnikami. Okoliczności incydentu ma wyjaśnić wspólne śledztwo. Na razie wicepremier i minister obrony Izraela Ehud Barak wyraził jedynie ubolewanie z powodu śmierci funkcjonariuszy, ale nie wziął odpowiedzialności za ich zabicie. Tymczasowy rząd wojskowy Egiptu uznał tę deklarację za niewystarczającą.
Władze obu państw starają się jednak tonować napięcie, mówiąc, że w ich wspólnym interesie leży zarówno utrzymanie pokoju (zawartego w 1979 roku), jak i zwalczanie islamskich rebeliantów na półwyspie Synaj, gdzie od lutego już pięć razy uszkodzony został gazociąg biegnący do Izraela.
Więcej na: onet.pl