Premier Izraela Benjamin Netanjahu przemówił w Kongresie Stanów Zjednoczonych 24 maja 2011. Kongresmani przyjęli wystąpienie owacją na stojąco. Przedstawiamy pełny tekst tego przemówienia.
* * *
Jestem niezwykle zaszczycony waszym ciepłym przyjęciem. Bardzo dziękuję za zaszczyt ponownego przemawiania w Kongresie! Panie wiceprezydencie, czy pamięta pan czasy, kiedy obaj dopiero co przyjechaliśmy do tego miasta? Widzę na sali mnóstwo starych przyjaciół. Widzę tu również wielu nowych przyjaciół Izraela, zarówno demokratów jak i republikanów.
Ameryka jest najlepszym przyjacielem Izraela, a Izrael jest najlepszym przyjacielem Ameryki. Wspólnie stoimy na straży demokracji. Wspólnie dążymy do pokoju. Wspólnie zwalczamy terroryzm. Gratuluję Ameryko, gratuluję Panie Prezydencie. Dorwaliście bin Ladena. Nareszcie!
W tak niestałym regionie jak Bliski Wschód, Izrael jest ostoją stabilności. W regionie, w którym sojusze ciągle się zmieniają, Izrael jest niewzruszonym sprzymierzeńcem Ameryki. Izrael zawsze był proamerykański. Izrael zawsze będzie za Ameryką. Przyjaciele, nie musicie tworzyć narodu izraelskiego, ten naród już istnieje. Nie musicie eksportować do Izraela demokracji. Mamy już demokrację. Nie musicie wysyłać wojsk, żeby bronić Izraela. Sami się bronimy. Bardzo szczodrze obdarowaliście nas środkami, dzięki którym możemy sami bronić Izraela. Dziękuję wam wszystkim, dziękuję prezydentowi Obamie za niezłomne zaangażowanie w sprawy bezpieczeństwa Izraela. Wiem, że sytuacja ekonomiczna jest trudna i tym bardziej to doceniam.
Wspieranie bezpieczeństwa Izraela jest mądrą inwestycją w naszą wspólną przyszłość. Na Bliskim Wschodzie rozpoczyna się właśnie heroiczna walka między tyrania a wolnością. Konwulsje targają ziemią od Przełęczy Chajber po Cieśninę Gibraltarską . Wstrząsy te zburzyły państwa i pogrążyły ich rządy. Czujemy, że ziemia nadal drży. Ten historyczny moment jest obietnicą nowego świtu wolności i nowych perspektyw. Miliony młodych ludzi chcą zmienić swą przyszłość. Widzimy, jak zbierają w sobie odwagę i ryzykują życiem. Żądają godności, zasługują na wolność. Niezwykłe sceny z Tunisu i Kairu przywodzą na myśl Berlin i Pragę w 1989 roku. Choć pragniemy, żeby ich nadzieje się spełniły, musimy pamiętać, że mogą zostać zaprzepaszczone, jak na przykład miało to miejsce w Teheranie w 1979 roku. Pamiętacie, co się wówczas wydarzyło. Epilogiem krótkiej demokratycznej wiosny w Iranie stała się okrutna i zawzięta tyrania. Taka sama tyrania zdławiła cedrową rewolucję w Libanie i narzuciła temu cierpiącemu od dawna krajowi średniowieczne rządy Hezbollahu.
Dziś Bliski Wschód stoi na rozdrożu. Tak jak wy wszyscy modlę się, by wybrali drogę mniej uczęszczaną, drogę wolności. Wy wiecie najlepiej, jak ona wygląda. Nie jest wybrukowana jedynie wyborami. Wybrukowana jest zezwoleniami rządu na organizację ulicznych protestów, ograniczeniami nakładanymi na rządzących, sytuacją, w której sędziowie przestrzegają litery prawa, a nie rozkazów innych ludzi, natomiast prawa człowieka nie są deptane w imię lojalności plemiennej czy zastępowane rządami motłochu.
Izrael zawsze podążał ścieżką, którą Bliski Wschód od dawna odrzuca. Izrael pozostaje wierny tym wartościom, chociaż w innych krajach tego samego regionu kobiety są kamieniowane, geje wieszani, a chrześcijanie prześladowani. Izrael jest inny. Jak ponad sto lat temu przewidziała angielska pisarka George Eliot, państwo żydowskie będzie „błyszczeć niczym jasna gwiazda wolności otoczona bliskowschodnim despotyzmem”. Miała rację. Mamy wolna prasę, niezależne sądy, otwartą gospodarkę, gorące debaty parlamentarne. Myślicie, że tu w Kongresie ostro ze sobą dyskutujecie? No to zapraszam na jednodniową wizytę do Knesetu!
Odważni arabscy buntownicy walczą teraz o te same prawa dla swych krajów i swych społeczeństw. Jesteśmy dumni z tego, że od kilkudziesięciu lat ponad milion Arabów cieszy się takimi prawami w Izraelu. Spośród 300 milionów Arabów na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej jedynie izraelscy Arabowie mają demokratyczne prawa z prawdziwego zdarzenia. Proszę, zastanówcie się chwilę nad tym. Spośród wszystkich 300 milionów Arabów jedynie mniej niż pół procenta jest naprawdę wolnych i są to obywatele państwa Izrael! Ten zdumiewający fakt pokazuje podstawową prawdę: To nie Izrael jest problemem Bliskiego Wschodu. Izrael jest jedynym pozytywnym, normalnym elementem Bliskiego Wschodu. Izrael w pełni popiera dążenia Arabów do wolności w ich własnych krajach. Z tęsknotą wyczekujemy dnia, kiedy nasz kraj będzie zaledwie jednym z wielu w pełni demokratycznych państw tego regionu.
Piętnaście lat temu stałem na tym samym podium co teraz i mówiłem, że demokracja musi zacząć się umacniać w świecie arabskim. Ten proces już się zaczął. Taki może być początek świetlanej przyszłości przeżywanej w pokoju i dobrobycie. Wierzę, że gdy na Bliskim Wschodzie zagości demokracja z prawdziwego zdarzenia, nastanie tam prawdziwy pokój. Jednak żywiąc taką nadzieje i robiąc wszystko co w naszej mocy, musimy zdawać sobie sprawę z istnienia potężnych sił sprzeciwiających się takiej wizji przyszłości. Siły te nie pragną ani nowoczesności, ani pokoju.
Najważniejszą z nich jest Iran. Brutalna, prześladująca własnych obywateli tyrania w Teheranie popiera też ataki na amerykańskie wojska w Afganistanie i Iraku, podporządkowuje sobie Liban i Gazę, sponsoruje międzynarodowy terroryzm. W moim poprzednim przemówieniu przestrzegałem przed poważnymi konsekwencjami irańskich prób stworzenia własnej broni jądrowej. Czas ucieka, niedługo może odwrócić się kolejna karta historii. Ludzkość może wkrótce stanąć twarzą w twarz z największym z możliwych zagrożeń: agresywnym islamskim reżimem uzbrojonym w broń jądrową.
Wojujący islam zagraża światu. Zagraża też samemu islamowi. Nie mam wątpliwości, że ostatecznie zostanie pokonany, że w końcu ulegnie siłom wolności i postępu. Zanim jednak, jak każdy rodzaj fanatyzmu, legnie w gruzach, będziemy może musieli zapłacić straszliwą cenę za jego pokonanie. Uzbrojony w broń atomową Iran doprowadzi do nuklearnego wyścigu zbrojeń na Bliskim Wschodzie. Rozpostrze nad terrorystami ochronny parasol. Atomowy terroryzm stanie się wtedy rzeczywistym i stałym zagrożeniem dla całego świata. Chciałbym, żebyście pojęli co to oznacza. Będą mogli zdetonować bombę w dowolnym miejscu. Umieszczą ją w pocisku rakietowym, w kontenerowcu w jakimś porcie albo w podłożonej w metrze walizce.
Nie sposób przecenić tego zagrożenia dla mojego kraju. Kto w to wątpi, zwyczajnie chowa głowę w piasek. Niecałe 70 lat po tym, jak zamordowano sześć milionów Żydów, irańscy przywódcy zaprzeczają holokaustowi Żydów i wzywają do zniszczenia państwa żydowskiego. Ci ziejący nienawiścią przywódcy powinni zostać wykluczeni ze wszystkich szanowanych gremiów na świecie. Jest jednak coś, co wywołuje jeszcze większe oburzenie niż same zniewagi: brak zdecydowanej reakcji na ich wypowiedzi. Wśród społeczności międzynarodowej nawoływania do zniszczenia naszego kraju spotykają się często z zupełnym milczeniem. Co gorsza, wielu skorych jest do potępiania Izraela za to, że broni się przed irańskim terrorem. Nie mam ty na myśli Amerykanów. Wy zachowaliście się inaczej. Potępiliście irański reżim za jego ludobójcze zamiary. Wprowadziliście przeciwko Iranowi ostre sankcje. Historia odda kiedyś hołd Ameryce za te działania.
Prezydent Obama powiedział, że Stany Zjednoczone stanowczo chcą uniemożliwić Iranowi wejście w posiadanie broni nuklearnej. Udało mu się skłonić Radę Bezpieczeństwa do wprowadzenia sankcji przeciwko Iranowi. W Kongresie zdecydowaliście nawet o nałożeniu jeszcze ostrzejszych sankcji. Takie słowa i działania są niezmiernie ważne. Mimo to reżim ajatollahów zawiesił swój program nuklearny jedynie na krótko w 2003 roku, obawiając się interwencji militarnej. W tym samym roku Muammar Kadafi zrezygnował z własnego programu atomowego, z tych samych powodów. Im wyraźniej Iran będzie widział, że wszystkie karty zostały wyłożone na stół, tym mniejsza szansa na konfrontację zbrojną. Dlatego proszę was, byście nadal prezentowali jasny przekaz: Ameryka nigdy nie pozwoli Iranowi na broń jądrową.
Wróćmy do Izraela: jeśli historia nauczyła czegoś Żydów, to tego, że musimy traktować wezwania do zniszczenia naszego narodu poważnie. Jesteśmy krajem, który wyrósł na prochach Holokaustu. Kiedy mówimy: nigdy więcej, naprawdę tak myślimy. Izrael zawsze będzie uważał, że ma prawo do obrony własnej. Przyjaciele, chociaż Izrael zawsze będzie czujnie strzegł swych granic przed wrogami, nigdy nie zaprzestanie wysiłków na rzecz osiągnięcia trwałego pokoju. Udało się nam nawiązać historyczne porozumienia pokojowe z Egiptem i Jordanią, które obowiązują od dziesiątków lat.
Pamiętam jak wyglądała sytuacja, zanim nastał pokój. Omal nie zginąłem w wymianie ognia na Kanale Sueskim. Walczyłem z terrorystami po obu stronach rzeki Jordan. Bardzo wielu Izraelczyków straciło wtedy swych bliskich. Znam ich ból, sam straciłem brata. Nikt w Izraelu nie chce powrotu tych strasznych dni. Pokój z Egiptem i Jordanią od dawna jest gwarantem stabilności i pokoju w sercu Bliskiego Wschodu. Pokój powinno się umacniać udzielając gospodarczego i politycznego wsparcia wszystkim, którzy się za nim opowiadają.
Porozumienia pokojowe z Egiptem i Jordanią są niezmiernie ważne. Ale to nie wystarczy. Musimy też wypracować sposób budowania trwałych, pokojowych relacji z Palestyńczykami. Dwa lata temu publicznie opowiedziałem się za rozwiązaniem polegającym na stworzeniu dwóch państw dla dwóch narodów: palestyńskiego i izraelskiego. Jestem gotów na bolesne kompromisy, żeby osiągnąć ten historyczny pokój. Dążenie do pokoju jest moim obowiązkiem jako przywódcy Izraela. Nie jest to jednak łatwe zadanie. Wiem, że aby nastał prawdziwy pokój będziemy musieli oddać niektóre części naszej żydowskiej ojczyzny. W Judei czy Samarze Żydzi nie są obcymi okupantami. Nie jesteśmy Brytyjczykami w Indiach czy Belgami w Kongo. To jest ziemia naszych przodków, ziemia Izraela, do której Abraham przyniósł ideę jedynego Boga, gdzie Dawid walczył z Goliatem, a Izajasz miał wizję wiecznego pokoju. Żadne zafałszowanie historii nie jest w stanie zniweczyć trwającego cztery tysiące lat związku Żydów z ich ojczyzną.
Istnieje jednak druga prawda: Palestyńczycy dzielą z nami ten niewielki kawałek ziemi. Staramy się osiągnąć takie pokojowe rozwiązanie, zgodnie z którym nie będą poddanymi ani obywatelami Izraela. Powinni cieszyć się godnością wolnego narodu, wolnością żywotnego i niezależnego państwa. Powinni mieć sprawnie działającą gospodarkę, gdzie mogłaby kwitnąć ich kreatywność i inicjatywa. Widzimy już początki tego, czego można dokonać. W ciągu ostatnich dwóch lat Palestyńczycy zaczęli budować sobie lepszą egzystencję. Wysiłkom tym przewodził premier Fayad. Życzę mu szybkiej rekonwalescencji po ostatniej operacji.
Wsparliśmy palestyńską gospodarkę usuwając setki barier i przeszkód, by umożliwić swobodny przepływ towarów i swobodne poruszanie się osób. Przyniosło to niezwykłe rezultaty. Palestyńska gospodarka kwitnie, notując rocznie ponad 10-procentowy wzrost. Palestyńskie miasta wyglądają znacznie lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Mają centra handlowe, kina, restauracje, banki. Mają nawet firmy internetowe. Wszystko to jest możliwe i wydarza się, chociaż pokój jeszcze nie zapanował. Wyobraźcie sobie, co by się działo w warunkach pokojowych. Byłby to początek nowej ery w dziejach obydwu narodów. Marzenia o powszechnym arabsko-izraelskim pokoju stałyby się całkowicie realne.
Pytanie brzmi więc: skoro pożytki płynące z pokoju z Palestyńczykami są tak oczywiste, dlaczego nadal wymyka nam się z rąk? Przecież od czasów podpisania układu w Oslo wszystkich sześciu izraelskich premierów włącznie ze mną akceptuje powstanie państwa palestyńskiego. „Dlaczego więc nie zapanował pokój?”, spytacie zapewne. Ponieważ jak na razie Palestyńczycy nie zgadzają się na palestyńskie państwo, jeśli miałoby to równocześnie oznaczać uznanie państwa żydowskiego.
Drodzy państwo, konflikt nigdy nie dotyczył ustanowienia państwa palestyńskiego. Zawsze dotyczył istnienia państwa żydowskiego. O to chodzi w tym konflikcie. W 1947 roku ONZ przegłosowała podział tej ziemi na państwo żydowskie i państwo arabskie. Żydzi powiedzieli tak. Palestyńczycy powiedzieli nie. W ostatnich latach Palestyńczycy dwukrotnie odrzucili hojne propozycje izraelskich premierów, którzy proponowali im utworzenie palestyńskiego państwa na praktycznie całym terytorium, które Izrael zdobył w wojnie sześciodniowej. Oni po prostu nie chcą zakończyć tego konfliktu. Przykro mi to stwierdzić: nadal uczą swoje dzieci nienawiści. Nadal nazywają ulice imionami terrorystów. Co gorsza: nadal łudzą się, że pewnego dnia Izrael zaleją potomkowie palestyńskich uchodźców.
Przyjaciele, to się musi skończyć. Prezydent Abbas musi zrobić to co ja. Stanąłem przed swoim narodem, a nie było to łatwe i powiedziałem: „Zaakceptuję państwo palestyńskie”. Nadszedł czas, żeby prezydent Abbas stanął przed swoim narodem i powiedział „Zaakceptuję państwo żydowskie”. Te trzy słowa zmienią historię. Pokażą jasno Palestyńczykom, że ten konflikt musi się skończyć, że chcą stworzyć państwo nie po to, żeby móc kontynuować konflikt z Izraelem, lecz by go zakończyć. Przekonają w ten sposób Izraelczyków, że rzeczywiście wspólnie chcą budować pokój. Z takim partnerem Izraelczycy będą gotowi pójść na poważne kompromisy. Ja sam jestem gotów na daleko posunięte kompromisy. Kompromis musi odzwierciedlać istotne zmiany demograficzne, które miały miejsce po roku 1967. Ogromna większość z 650 tysięcy Izraelczyków, którzy mieszkają poza granicami z 1967 roku, mieszka w dzielnicach i przedmieściach Jerozolimy i Tel Awiwu. Tereny te są gęsto zaludnione, jednak niewielkie geograficznie. W każdej realistycznej wersji porozumienia pokojowego obszary te, jak również inne miejsca, ważne ze strategicznego i narodowego punktu widzenia muszą znaleźć się w granicach państwa izraelskiego.
Status osadników może zostać określony jedynie w drodze negocjacji. Musimy być jednak uczciwi. Mówię więc to, co powinien powiedzieć każdy poważnie myślący o pokoju człowiek. W porozumieniu pokojowym, które zakończy ten konflikt, część z osad znajdzie się poza granicami Izraela. Dokładne wyznaczenie granic musi się odbyć na drodze negocjacji. Będziemy bardzo szczodrzy dla przyszłego państwa palestyńskiego. Jak powiedział jednak prezydent Obama, granica przebiegać będzie inaczej niż w dniu 4 czerwca 1967 roku. Izrael nie powróci do niemożliwych do obrony granic sprzed 1967 roku.
Rozumiemy, że państwo palestyńskie musi być wystarczająco duże, by zagwarantować sobie zdolność przeżycia, niezależność i dobrobyt. Prezydent Obama słusznie nazwał Izrael ojczyzną Żydów, tak jak nazwał przyszłe państwo palestyńskie ojczyzną Palestyńczyków. Żydzi z całego świata mają prawo migrować do Izraela. Palestyńczycy z całego świata powinni mieć prawo osiedlać się w Palestynie. Oznacza to, że problem uchodźców palestyńskich rozwiązany zostanie poza granicami Izraela.
Jeśli chodzi o Jerozolimę, jedynie demokratyczny Izrael był w stanie zagwarantować swobodę wyznania wszystkim religiom w mieście. To miasto nigdy więcej nie może zostać podzielone. Jerozolima musi pozostać zjednoczoną stolicą Izraela. Wiem, że jest to trudna kwestia dla Palestyńczyków. Wierzę jednak, że dzięki kreatywności i dobrej woli uda się znaleźć rozwiązanie tego problemu.
Taki zatem pokój zamierzam stworzyć z oddanym tej samej idei palestyńskim partnerem. Jednak doskonale wiecie, że na Bliskim Wschodzie jedynym pokojem, który jest się w stanie utrzymać jest ten, który potrafi się stanie obronić. Toteż pokój musi mocno opierać się na poczuciu bezpieczeństwa. W ostatnich latach Izrael wycofał wojska z południowego Libanu i Gazy. Nie uzyskaliśmy w zamian pokoju. Na nasze miasta, na nasze dzieci, spadło za to 12 000 rakiet wystrzelonych przez Hamas i Hezbollah z tych terytoriów. ONZ nie udało się powstrzymać przemytu broni do tych obszarów. Europejscy obserwatorzy w Gazie zniknęli z dnia na dzień. Oznacza to, że gdy tylko Izrael opuścił te terytoria, nikt nie kontrolował już przepływu broni. Pociski wystrzelone z tych obszarów są w stanie dotrzeć do każdego domu w Izraelu w ciągu minuty. Chciałbym, żebyście również o tym pomyśleli. Wyobraźcie sobie, że w tej chwili mamy niecałe 60 sekund, żeby znaleźć schronienie przed nadlatującą rakietą. Czy chcielibyście tak żyć? Czy ktokolwiek chciałby tak żyć? Cóż, my również nie zamierzamy tak dalej żyć.
Prawda jest taka, że Izrael potrzebuje szczególnych środków bezpieczeństwa z powodu swych nietypowych rozmiarów. Izrael jest jednym z najmniejszych krajów świata. Panie Prezydencie, przyznaję, że Izrael jest większy niż Delaware, a nawet Rhode Island, ale na tym koniec. Izrael sprzed 1967 roku zajmowałby połowę obszaru wyznaczanego dziś przez obwodnicę Waszyngtonu.
Pozwolę sobie teraz na odrobinę nostalgii. Po raz pierwszy przyjechałem do Waszyngtonu 30 lat temu jako młody dyplomata. Minęło trochę czasu zanim pojąłem, że istnieje też jakaś Ameryka poza obwodnicą Waszyngtonu. W 1967 roku Izrael miał jedynie dziewięć mil szerokości. Tyle na temat znaczenia strategicznego. Dlatego ze względu na bezpieczeństwo Izraela, państwo palestyńskie musi być całkowicie zdemilitaryzowane. Izrael musi też utrzymać obecność swych wojsk wzdłuż rzeki Jordan. Naziemne środki bezpieczeństwa są niezbędne nie tylko po to, żeby zachować pokój, ale również ochronić Izrael, jeśli plany pokojowe spalą na panewce. To niestabilny region i nikt nie może zagwarantować, że dzisiejsze strony układu pokojowego będą nimi również jutro. Mówiąc „jutro”, nie mam na myśli dalekiej przyszłości. Mam na myśli dosłownie jutro. Pokój można osiągnąć jedynie przy stole negocjacyjnym. Próby Palestyńczyków zaprowadzenia pokoju za pośrednictwem ONZ nie odniosą skutku. Powinni się im sprzeciwić wszyscy ci, którzy chcą, żeby ten konflikt naprawdę się zakończył.
Doceniam jasne stanowisko pana prezydenta w tej sprawie. Nie da się narzucić ludziom pokoju. Trzeba go wynegocjować. Można go jednak wynegocjować jedynie z partnerami, którzy są oddani sprawie pokoju. Hamas nie jest takim partnerem. Ta organizacja nadal stawia sobie za cel zniszczenie Izraela i wspiera terroryzm. Hamas ma swój statut, w którym jest mowa nie tylko o zniszczeniu Izraela, lecz także o tym, by „zabijać Żydów gdziekolwiek ich znajdziecie”. Przywódca Hamasu potępił zabicie Osamy bin Ladena i nazwał go świętym wojownikiem. Chciałbym to jeszcze raz jasno powiedzieć: Izrael gotów jest jeszcze dziś zacząć negocjacje z palestyńskimi władzami. Jestem pewien, że jesteśmy w stanie stworzyć świetlaną, pokojową przyszłość dla naszych dzieci. Izrael nie będzie jednak negocjował z palestyńskim rządem popieranym przez palestyńską wersję Al-Kaidy.
Mówię więc prezydentowi Abbasowi: Zerwij przymierze z Hamasem! Usiądź z nami do negocjacji! Podpisz traktat pokojowy z państwem żydowskim! Obiecuję, że jeśli to zrobisz, Izrael nie będzie ostatnim krajem, który z radością powita państwo palestyńskie w gronie członków ONZ. Będzie pierwszym, który to zrobi.
Przyjaciele, historyczny czas próby w ubiegłym stuleciu oraz rozwój sytuacji w tym stuleciu potwierdzają kluczową rolę Stanów Zjednoczonych w dążeniu do pokoju i obronie wolności na świecie. Opatrzność przewidziała dla Ameryki rolę strażnika wolności. Wszyscy ludzie, którzy kochają wolność, mają ogromny dług wdzięczności wobec waszego wspaniałego narodu. Jednym z najbardziej wdzięcznych narodów jest mój własny, obywatele Izraela walczący o wolność i stawiający czoła ogromnym przeciwnościom losu. Tak było w czasach starożytnych i tak jest dzisiaj.
W imieniu Żydów i ich państwa, dziękuję wam, przedstawiciele narodu amerykańskiego. Dziękuję za niewzruszone poparcie dla Izraela. Dziękuję, że dbacie o to, by pochodnia wolności płonęła na całym świecie. Niech Bóg błogosławi was wszystkich. Niech Bóg zawsze błogosławi Stany Zjednoczone Ameryki. (rol)
Tłum: GeKon na podstawie http://communities.canada.com