Uważa, że został wybrany przez Boga by przewodzić Turcji. Nigdy nie potrafił patrzeć na świat trzeźwo – tak w ujawnionych przez WikiLeaks depeszach amerykańscy dyplomaci charakteryzują tureckiego premiera Recipa Erdogana. Z depesz, przytoczonych przez „Der Spiegel”, wynika, że USA mają nadzwyczaj krytyczny stosunek do tureckiej polityki.
Erdogan islamista. wierzy w Boga, ale mu nie ufa
Amerykańscy dyplomaci oceniają się, że tamtejszy rząd składa się z niekompetentnych, skłóconych ze sobą ministrów, z których wielu jest skorumpowanych. A premier Erdogan jest żądnym władzy islamistą, który chętnie przedstawia się jako trybun ludowy Anatolii.
– Informacje czerpie tylko z islamistycznej prasy. Analizy ministerstw go nie interesują. Wojsko i wywiad przestały mu cokolwiek przesyłać. Otoczył się stalowym pierścieniem poddanych , ale zadufanych w sobie doradców. Chełpi się swoją władzą, ale przepełnia go strach, że ją utraci – cytuje amerykański dyplomata jednego z tureckich informatorów, który wiele wie o Erdoganie. – Wierzy w Boga, ale mu nie ufa – tak amerykańskie źródło podsumowuje paranoiczny charakter tureckiego premiera. Amerykanie doceniają jednak jego charyzmę, waleczność.
Premier dorabia na boku
Z amerykańskich depesz wynika, że Erdogan dorabia na boku i pomaga się bogacić kolegom. Wzbogacił się podczas prywatyzacji państwowej rafinerii. W Szwajcarii ma ponoć osiem kont. Premier Erdogan naciskał na Iran, by sfinalizował umowę o budowie gazociągu. Tureckim partnerem była firma należąca do jego kolegi, który o gazie nie miał pojęcia, bo do tej pory budował porty. Innego kolegę zainstalował na czele klubu piłkarskiego, a potem z tajnej państwowej kasy dotował zakupy nowych zawodników.
Coraz dalej od Zachodu
Amerykanów przeraża, jak bardzo Turcja pod rządami Erdogana odsuwa się od Zachodu. Na opozycję nie liczą – piszą o niej, że jest żałosna. Nie są też pewni, czy kraj będzie stabilny. – Każdy dzień jest inny. Nikt nie może być pewny, w jakim kierunku to wszystko podąży – pisał w lutym tego roku James Jeffrey, ambasador USA w Ankarze.
Źródło: Gazeta Wyborcza