Spełniają się czarne wizje chrześcijan w krajach arabskich. Po rewolucjach, które obaliły tam dyktatorów, są jeszcze bardziej narażeni na ataki muzułmanów. Do szczególnie drastycznych doszło właśnie w Egipcie.
Nie chodzi o liczby. Egipscy chrześcijanie, Koptowie, przeżywali już krwawsze ataki czy zamachy terrorystyczne, w których ginęło kilkudziesięciu ludzi (jak w przeddzień rewolucji, która obaliła dyktatora Hosniego Mubaraka, w Nowy Rok 2011, gdy w kościele koptyjskim w Aleksandrii od bomby zginęło 21 wiernych, a prawie stu zostało rannych). Tym razem, w ciągu kilku dni, życie straciło sześciu chrześcijan.
Chodzi o symbole. – Po raz pierwszy w historii Egiptu, po raz pierwszy w liczącej 2000 lat historii tutejszego chrześcijaństwa, zaatakowana została główna katedra koptyjskiego Kościoła ortodoksyjnego – powiedział w wywiadzie dla prywatnej telewizji nowy papież tego Kościoła Tawadros II. Jest zarazem przywódcą duchowym egipskich chrześcijan, stanowiących co najmniej 10 procent mieszkańców 82-milionowego Egiptu. Nigdzie w świecie arabskim nie ma tak wielu wyznawców Chrystusa. Tutaj, w kraju będącym na dodatek muzułmańskim trendsetterem, rozgrywa się najważniejsza batalia o przyszłość chrześcijan na Bliskim Wschodzie.
W ataku – co również może uchodzić za ponury symbol – brali udział przedstawiciele aparatu państwa, którym teraz rządzą islamiści z Bractwa Muzułmańskiego. Grupa policjantów przyłączyła się do muzułmańskiej młodzieży obrzucającej kamieniami młodych Koptów, którzy brali udział w niedzielnym nabożeństwie pogrzebowym w Katedrze Świętego Marka. Kilku funkcjonariuszy wdarło się do tej najważniejszej świątyni chrześcijańskiej w Egipcie.
Niezwykła jest też krytyka władz, na jaką zdecydował się koptyjski papież. Jego poprzednik, Szenuda III, do ostatnich chwil wspierał dyktatora Hosniego Mubaraka. Tawadros II powiedział, że prezydent Mohamed Mursi, mimo obietnic, nie powstrzymał przemocy: – W słowach mamy wsparcie, w praktyce panuje chaos i brak odpowiedzialności – dodał i zasugerował, że sposób, w jaki rządzący islamiści radzą sobie z atakami radykałów – to upokarzanie Egiptu i dzielenie społeczeństwa.
Pod koniec zeszłego tygodnia czterech Koptów zginęło w wyniku zamieszek w podkairskiej miejscowości, gdzie radykałowie muzułmańscy zareagowali wściekłością na przypominający krzyż rysunek na murze meczetu. Dwaj następni zginęli, gdy walki między młodzieżą obu wyznań przeniosły się do Kairu.
Radykalni emigranci koptyjscy uważają, że ostatnie wydarzenia są dowodem na to, że Egipt to państwo rasistowskie. – A ataki mają jeden cel: zmusić Koptów do wyjazdu – napisał mieszkający w Australii Kopt Sobhi Foad.
Jednak reakcja części środowisk muzułmańskich napawa optymizmem. – Klasa średnia czy inteligencja muzułmańska po raz pierwszy z taką siłą wsparła Koptów. „Macie rację!” – piszą muzułmanie do chrześcijan na Facebooku. Zdają sobie sprawę, że Mursi i Bractwo Muzułmańskie nie mają żadnej wizji – mówi „Rz” Ashraf Benyamin, Kopt, dyrygent egipski.
Najlepszym przykładem zmiany w ocenie sytuacji Koptów jest postawa najbardziej znanego pisarza egipskiego Alaa al Aswany,ego, muzułmanina. Dwa lata temu uważał, że chrześcijanie przesadzają ze swoimi obawami dotyczącymi islamistów, i zachwalał Bractwo Muzułmańskie jako organizację lekarzy i inżynierów, „a nie potworów”. W tym roku al Aswany napisał przewrotny tekst dla dziennika „Al Masry al Jaum”. Przedstawił w nim koszmar codziennego życia muzułmanina w Wielkiej Brytanii, na koniec wyjaśniając, że czytelnicy powinni zamiast „muzułmanina” wstawić „Kopta”, a zamiast „Wielkiej Brytanii” – „Egipt”.
więcej na: rp.pl