Gona Sead, przewodnicząca Kurdyjskiego Centrum Sekularyzmu
Przegrywamy wojnę idei, pisze publicystka “Jerusalem Post” Caroline Glick. Jej argumentacja wydaje się potwierdzać to, co na każdym kroku widzimy i słyszymy wszyscy. W wojnie o umysły Zachód przegrywa na wszystkich frontach.
Pobożne życzenia zastępują analizę sytuacji. Od czołowych przywódców zachodniego świata do szeregowych pracowników opieki społecznej i policji widzimy ten sam model zachowań oparty na odmowie uznania rzeczywistości . Obserwujemy walkę z terrorem bez najmniejszej próby walki z ideą, która za nim stoi.
Jest gorzej, na każdym kroku spotykamy się z negowaniem samej możliwości, że motywacją jest religia, że terroryści to nie są jakieś patologiczne jednostki, ale wyznawcy ideologii, która wpływa na umysły milionów ludzi.
Izraelska publicystka przytacza najnowsze przykłady. Amerykański minister obrony, Ashton Carter z okazji pogrzebu pięciu marines w Chattanooga mówił, że motywy mordu są nadal niejasne i nie wiemy, co to była za kombinacja chorego umysłu, pełnego przemocy ekstremizmu i pełnej nienawiści ideologii.
Te formułki powtarzają się, jakby ludzie, którzy je wygłaszają byli zaprogramowani. Kryje się za nimi paniczny lęk, żeby przypadkiem nie powiedzieć głośno doskonale znanej prawdy. Amerykański wiceprezydent mówił niedawno o „perwersyjnej idei”, która może co najwyżej pociągnąć samotne wilki. Prezydent Obama raz za razem powtarza zaklęcia, że ISIS nie ma nic wspólnego z religią. Wystąpieniom polityków towarzyszą wypowiedzi ekspertów z hojnie finansowanych przez źródła z krajów muzułmańskich wydziałów studiów nad islamem i arabistyki. Dziennikarze renomowanych mediów powtarzają tę samą mantrę.
Sami terroryści dokonują cudów, żeby przekonać nas, że wszystko co robią, robią w imieniu Allaha i dla Allaha. Idea dżihadu porywa miliony, bardziej radykalne interpretacje islamu wypychają nieco mniej radykalne. Fatah przegrywa konkurencję z Hamasem, Al-Kaida przegrywa z Państwem Islamskim.
W odróżnieniu od Amerykanów – pisze Caroline Glick – dżihadyści doskonale rozumieją siłę ideologii. Inwestują setki milionów dolarów w propagandę, mają profesjonalne studia filmowe, znakomicie wykorzystują Internet, wojna na froncie ideologicznym jest dla nich równie ważna jak wojna z bronią w ręku. Jest to idea podboju i supremacji. Odmowa zrozumienia mechanizmu wojny ideologicznej kończy się ustawicznym poszukiwaniem umiarkowańszych fanatyków i nieuniknionym przegrywaniem wojny o umysły na każdym kroku.
Zachód, odmawiając spojrzenia prawdzie w oczy, nie tylko nie wspiera swoich sojuszników, ale wręcz traktuje ich jak wrogów, kwestionuje ich racje i utrudnia ich praktyczne działania.
Prezydent Egiptu, Sisi, wielokrotnie i otwarcie mówił o konieczności radykalnej zmiany religijnego dyskursu w islamie. Dziesiątki liberałów w różnych krajach muzułmańskich wzywają do rozdzielenia państwa i religii. Zachód jest nie tylko głuchy na te wezwania, walcząc z terroryzmem, poszukuje pomocy u ideologów dżihadu w Iranie, w Bractwie Muzułmańskim, w rządzonej przez odłam Bractwa Muzułmańskiego Turcji, w wahabickiej Arabii Saudyjskiej. Również dążąc do lepszej integracji muzułmańskich imigrantów mieszkających w krajach zachodnich władze orientują się na współpracę z organizacjami religijnymi oraz z organizacjami świeckimi mniej lub bardziej otwarcie propagującymi ideologię dżihadu.
Na Zachodzie informacje o muzułmańskich głosach na rzecz rozdzielenia religii i państwa można znaleźć wyłącznie w niszowych mediach. Próby nakłonienia redakcji gazet do nagłośnienia głosów muzułmańskich liberałów są albo zbywane milczeniem, albo spotykają się z negatywnymi reakcjami jako „podsycanie konfliktu”.
Jak może nagłaśnianie muzułmańskich głosów na rzecz sekularyzmu podsycać konflikt? Nie wiem, być może wyjaśnia to wypowiedź przywódcy Islamskiej Republiki Iranu, ajatollaha Chameneiego w miesiąc po zawarciu umowy o irańskim programie nuklearnym:
„Dżihad na rzecz Boga nie oznacza wyłącznie konfliktu militarnego, znaczy również dżihad kulturowy, ekonomiczny i polityczny. Najczystszą esencją dżihadu na rzecz Boga jest pokazanie spisku arogancji w muzułmańskim regionie, szczególnie we wrażliwym i strategicznym regionie Zachodniej Azji. Planowanie walki przeciwko nim powinno zawierać zarówno obronę, jak i ofensywę.”
Głośne informowanie o muzułmańskich dążeniach do sekularyzmu mogłoby wyglądać na podjęcie rzuconej rękawicy i walkę z islamem, tym islamem, który głosi ideologię dżihadu.
W całym świecie muzułmańskim jedynym liczącym się politykiem, opowiadającym się za reinterpretacją islamu i za wymuszeniem zmian w nauczaniu religijnym tak, aby ta religia przestała być w antagonistycznym konflikcie z nowoczesnym, demokratycznym i tolerancyjnym państwem jest prezydent Sisi. (Prezydent Sisi był również pierwszym w historii prezydentem Egiptu uczestniczącym w mszy koptyjskiej i mówiącym o równych prawach obywateli nie będących muzułmanami.) Warto jednak usłyszeć również inne głosy.
Zdominowany przez sunnickich muzułmanów iracki Kurdystan jest dziś schronieniem dla dziesiątków tysięcy chrześcijan, Jazydów, szyitów i sunnitów uciekających przed Państwem Islamskim. Czy to znaczy, że jest tu jakaś oaza silnego poparcia dla konstytucyjnego zamocowania rozdziału religii i państwa? Nie, chociaż zapewne jest tu nieco większa szansa na bardziej otwartą dyskusję.
Z pięciu głównych partii politycznych Kurdystanu dwie są islamistyczne, trzy świeckie, tu ścierają się główne siły próbujące wpłynąć na kształt przyszłej konstytucji. Jak mówi przewodnicząca Kurdyjskiego Centrum Sekularyzmu, Gona Saed, samo pojęcie sekularyzmu otoczone jest morzem zafałszowań. Ludzi przekonuje się, że sekularyzacja oznacza walkę z religią. Centrum Sekularyzmu rozpoczęło kampanię informacyjną pokazującą pozytywy rozdziału religii i państwa. Lata islamistycznej indoktrynacji dokonały ogromnych spustoszeń. Setki Kurdów dołączyło do ISIS w przekonaniu, że tego wymaga ich religia. Idea równości wobec prawa jest praktycznie obca we wszystkich społeczeństwach muzułmańskich, a koncepcja państwowej, dominującej religii jest traktowana jako oczywistość.
Kurdystan ma obecnie zaledwie projekt konstytucji. Jak mówiła w wywiadzie dla Clarion Project Gona Saed, artykuł 6 tego projektu konstytucji głosi, że islam jest religią ogromnej większości i dlatego powinien być traktowany jako podstawa ustawodawstwa, a żadne prawo nie może być sprzeczne z niezmiennymi zasadami islamu.
Kurdyjski rząd regionalny ma oczywiście ministerstwo religii, instytucje religijne mają ogromny wpływ na oświatę i ponadto prowadzą madrasy nauczające wyłącznie religii. Gona Saed podkreśla, że równocześnie jest w kurdyjskim społeczeństwie bardzo wielu ludzi, w tym również praktykujących muzułmanów, opowiadających się za nowoczesnością i za rozdzieleniem religii i państwa (sekularyzmem). Wielu innych odrzuca sekularyzm głównie dlatego, że nie rozumieją kryjącego się za tym pojęciem znaczenia. Dlatego właśnie powołano Kurdyjskie Centrum Sekularyzmu, aby ideę świeckiego państwa wyprowadzić z inteligenckiego getta.
Po czterech miesiącach dyskusji w kręgu czołowych intelektualistów i działaczy na rzecz praw człowieka ogłoszono powołanie tego centrum na kongresie, który ściągnął setki zainteresowanych i który wzbudził ogromne zainteresowanie mediów kurdyjskich.
Jest to instytucja inicjująca debatę na temat modelu przyszłego państwa kurdyjskiego i miejsca religii na arenie politycznej, jak również na temat wolności obywatelskich, w tym wolności kobiet, rozwodów, prawa do dziedziczenia i innych aspektów życia, w które religia ingeruje często za pośrednictwem instytucji państwowych.
Pierwsza kampania tego Centrum prowadzona jest pod hasłem: „Tak, dla świeckiej konstytucji”. Jest to kampania na rzecz konstytucyjnych gwarancji równych praw obywatelskich, niezależnie od wyznania, pochodzenia etnicznego, płci, czy orientacji seksualnej.
Żadna religii nie może być traktowana jako „lepsza” czy uprzywilejowana.
Na pytanie, dlaczego rozdział religii i państwa uważany jest przez działaczy tego Centrum jako jedyne skuteczne narzędzie walki o równe traktowanie wszystkich przez prawo, Saed odpowiada:
„To proste, ponieważ na całym Bliskim Wschodzie religia jest głównym narzędziem państwowej dyskryminacji, jest również główną kulą u nogi na drodze do wolności i równości wobec prawa.”
Kurdyjska działaczka podkreśla, że nawet te rządy, które przedstawiały się w przeszłości jako świeckie, nigdy nie oddzielały religii od państwa, zawsze miały religię pod ręką i korzystały z jej pomocy w razie potrzeby, właśnie dlatego, że religia jest tak potężnym narzędziem dyskryminacji. Dlatego istotne jest pytanie – jaka ideologia ukrywa się za nierównym traktowaniem ludzi przez prawo, za dyskryminacją kobiet, za ściganiem bluźnierstwa, za prześladowaniami wolnomyślicieli. Sama dyskusja zaczyna się dopiero od zaakceptowania idei świeckiego państwa – mówi Saed.
Pada w tym wywiadzie fundamentalne pytanie – kto w Kurdystanie popiera ideę sekularyzmu? Czy tylko ateiści?
Odpowiedź jest ciekawa, może być podyktowana nadmiernym optymizmem. Gona Saed uważa, że tylko instytucje religijne i islamistyczne organizacje opowiadają się za wyraźnie islamską konstytucją. Poparcie dla świeckiej konstytucji przychodzi ze strony wielu wierzących intelektualistów i wielu praktykujących muzułmanów. Mówi, że w ciągu kilku tygodni setki ludzi zaangażowało się w tę kampanię, a poparcie wykroczyło daleko poza oczekiwania jej inicjatorów.
Nawet jeśli nie ma w tym przesady, to doskonale wiemy jak silny, głęboko zakorzeniony i odporny na racjonalne argumenty jest autorytet religijnych instytucji, nawet wówczas gdy ludzie zauważają, że wiele rzeczy w religijnym nauczaniu jest sprzecznych z ich interesami i wartościami.
W Kurdystanie i w innych regionach Bliskiego Wschodu żywy jest również strach, świadomość, że islamiści nie cofają się przed przemocą, że publiczne opowiedzenie się za sekularyzmem może okazać się niebezpieczne.
Mimo tych trudności kampania „Tak, dla świeckiej konstytucji” nabiera rozmachu. Najtrudniejszym wyzwaniem jest przekonanie zwykłych ludzi, że sekularyzm nie oznacza walki z religią, że jest zgoła odwrotnie, że gwarantuje swobodę wyznania.
Na Bliskim Wschodzie głosów takich jak głos Gony Saed jest dziś coraz więcej. Te głosy było słychać od dawna, to co jest pewną nowością, to że dziś częściej poznajemy je za pośrednictwem publicznej telewizji, że być może docierają do nieco szerszego kręgu ludzi.
W ubiegłym miesiącu telewizja saudyjska nadała wywiad z powieściopisarzem Turki Al Hamadem.
W Maroku podobne rzeczy mówił pisarz, Ahmad Assid.
Czy to znaczy, że można mówić o zmianie postaw społeczeństw przynajmniej w niektórych krajach muzułmańskich? Zapewne można tu odpowiedzieć, że i tak, i nie. Nawet jeśli wzrasta liczba zwolenników świeckiego państwa, instytucje religijne dominują na arenie politycznej zarówno siłą tradycji, jak i siłą terroru. Nie trzeba chyba dodawać, że nie są to instytucje religijne promujące swobodę wyznania.
Proponująca pokój religijny Konfederacja Warszawska z 1573 roku była przyjęta z najwyższym zainteresowaniem przez najświatlejsze umysły Europy Zachodniej i z dziką nienawiścią przez walczące ze sobą o ustanowienia królestwa bożego na ziemi kościoły różnych odmian chrześcijaństwa. Europa zaczęła akceptować ideę świeckiego państwa dopiero po dwustu latach koszmarnych wojen religijnych. Dziś zaczyna zapominać jakim dobrodziejstwem jest świeckie państwo i coraz częściej wpuszcza religię na arenę polityczną tylnymi drzwiami. Nie tylko nie chce słyszeć głosów muzułmanów poszukujących drogi do świeckiego państwa, nie może również zrozumieć, że podstawą islamskiego terroru jest religijna ideologia, czy to szyicka promowana z Iranu, czy sunnicka z różnymi odcieniami tego samego fanatyzmu.
Źródło: http://www.listyznaszegosadu.pl/