Andrzej Koraszewski
Amerykańscy postępowcy do znudzenia powtarzają hasło „zbadaj swoje przywileje”. Hasło skierowane jest do osób białych, które podobno są z definicji uprzywilejowane. Jest w tym ziarno prawdy, ale na rynku idei politycznych budowane na takich ziarenkach uproszczenia nieodmiennie prowadzą do bitwy na maczugi, którymi próbuje się rozwalać głowy przeciwników.
Czy szermujący hasłem „zbadaj swoje przywileje”, mogą z pomocą tego hasła szerzyć swoje przesądy? Ciekawe pytanie, na które pośrednio odpowiedziała niedawno Amerykanka somalijskiego pochodzenia, Ayaan Hirsi Ali, przyglądając się przesądom innej Amerykanki somalijskiego pochodzenia, Ilhan Omar.
Obydwie panie są dość sławne, chociaż polski czytelnik częściej czyta o Ilhan Omar. Jak pisał niedawno dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Maciej Czarnecki:
„37-letnia kongresmenka somalijskiego pochodzenia, która przybyła do USA jako uchodźca, w lutym musiała już przeprosić za swój komentarz dotyczący polityki USA wobec Izraela. Sugerowała w nim, że za proizraelskim kursem Waszyngtonu stoją pieniądze od izraelskiego lobby. Wywołało to oskarżenia o antysemityzm. Tym razem nie zamierza przepraszać. 'Nie startowałam do Kongresu, by być cicho’ – napisała na Twitterze. Podziękowała zwolennikom za stawianie czoła administracji, która 'zakazała muzułmanom wstępu do kraju’”.
Ponieważ Omar jest przez autora i jego redakcję kochana za antytrumpizm, czytelnik nie potrzebuje szczegółów, zgoła przeciwnie, szczegóły mogłyby zakłócić zamierzony przekaz i wywołać u niego dysonans poznawczy.
Dla odmiany inna Somalijka, Ayaan Hirsi Ali, jest postacią kontrowersyjną. Pewnie dawniej zakwalifikowano by ją do lewicy, ponieważ jest ateistką, feministką i zwolenniczką tradycyjnie rozumianych praw człowieka, ale krytykuje islam, więc skazana jest na publikowanie w prawicowych mediach i uważana jest za mroczną reakcjonistkę. (Czytelnicy polskich mediów głównego nurtu rzadko są narażani na konfrontację z jej poglądami.) „Wall Street Journal” kilka dni temu opublikował jej artykuł pod intrygującym tytułem: „Czy Ilhan Omar może przezwyciężyć swoje przesądy?”.
Zaczynając ten artykuł Ayaan Hirsi Ali przypomina wydarzenie sprzed 13 lat, kiedy występując przed żydowską publicznością w USA opowiadała, jak udało jej się przezwyciężyć swoją antysemicką przeszłość. Urodzona i wychowana w muzułmańskiej rodzinie, wyrastała w przekonaniu, że wszystkiemu winni są Żydzi. Żydów w jej kraju nie było, ale to w niczym nie przeszkadało. Żydów przeklinano nieustannie, w domu, w meczecie, w szkole, w telewizji i w gazetach.
Mieszkając w kilku krajach afrykańskich nigdy nie słyszała słowa antysemityzm, a z antysemityzmem prawicowym i komunistycznym zetknęła się dopiero w Europie. Dobrze jednak znała islamską odmianę nienawiści do Żydów. Stwierdza, że trudno, być może wręcz niemożliwe jest oduczyć się wyuczonej w dzieciństwie nienawiści, bez tego, żeby dokładnie zbadać, jak zostaliśmy nią zatruci. Islamski antysemityzm jest najbardziej wściekły, najsilniejszy i niebezpiecznie niedoceniany – stwierdza Ayaan Hirsi Ali.
Słowo Yahud (Żyd) było w jej domu używane jako przekleństwo, czasem jako rzeczownik, czasem jako przymiotnik, czasem jako czasownik. Pojawiało się, kiedy dziecko coś zbroiło, kiedy oszukał sklepikarz, kiedy działo się coś złego. Ta w sumie bezosobowa nienawiść była zaledwie wstępem do kolejnego etapu edukacji. Jako nastolatka Ayaan Hirsi Ali była już na tyle zradykalizowana przez dom, meczet i szkołę, że sama zgłosiła się do Bractwa Muzułmańskiego i zaczęła już dobrowolnie biegać na spotkania religijne i inne imprezy tej organizacji.
Tu pojawiły się świadomie już przyjmowane instrukcje teologiczne. Żydzi zdradzili proroka Mahometa, Allah skazał ich na wieczne potępienie, właściwie nie są ludźmi, są potomkami małp i świń, i należy ich zabijać gdziekolwiek ich spotkamy. „Uczyliśmy się, że Żydzi okupują Ziemię Świętą w Palestynie. Pokazywano nam zdjęcia okalecznych ciał, zabite dzieci, płaczące wdowy i sieroty. Nad nimi stali izraelscy żołnierze w mundurach z wielkimi karabinami. Mówiono nam, że niczym nie sprowokowani zabijali bez powodu Palestyńczyków i o ich nienawiści do muzułmanów”.
Wbijano młodym ludziom do głów hasła, że walka z Żydami będzie trwała do dnia Sądu Ostatecznego i że sprawa palestyńska może być rozwiązana tylko przez dżihad.
Ta kombinacja domowej i publicznej narracji jest samą istotą muzułmańskiego antysemityzmu. Ayaan Hirsi Ali przypomina słowa zmarłego niedawno byłego prezydenta Egiptu z ramienia Bractwa Muzułmańskiego. Mohammad Morsi powiedział publicznie w 2010 roku: „Bracia, nigdy nie wolno zapomnieć o wychowaniu naszych dzieci i naszych wnuków w nienawiści do nich, do syjonistów, do Żydów”.
Ayaan Hirsi Ali przypomina, że europejski antysemityzm jest podobną mieszanką. Średniowieczna nienawiść do „zabójców Chrystusa” miesza się z lewicową, dziewiętnastowieczną krytyką kapitalizmu i pseudonaukowym rasizmem dwudziestego wieku. Dziś przenika go również muzułmański antysemityzm. W krajach muzułmańskich autokraci, również ci wybrani w wyborach, w walce o władzę obiecują „wyzwolenie Ziemi Świętej” i zniszczenie żydowskiego państwa. Czasem udają, że mówią o jakimś procesie pokojowym, czasem, jak w przypadku władców irańskich, niczego nie ukrywają.
Religijne instytucje kochają ubogich. Bractwo Muzułmańskie jest niezwykle aktywne w slumsach, w obozach dla uchodźców, gdzie rozdają żywność, ubrania, namioty i gdzie głoszą swoją zatrutą „dobrą nowinę”. Zakładają tam madrasy i szkoły, w których jednym z centralnych przekazów dla dzieci jest nienawiść do Żydów i do Izraela.
Ayaan pisze głównie o swoim życiu, o życiu Omar wie niewiele. Wie, że Omar jako dziecko spędziła cztery lata w obozie dla uchodźców w Kenii, że jako dwunastolatka przyjechała z rodziną do USA; pisze, że mogła być wystawiona na islamistyczny antysemityzm w szkole w Minnesocie. Zastanawia się nad źródłem jej obsesji na temat Żydów i Izraela.
Pani Omar pisała niedawno, że amerykańscy politycy popierają Izrael ze względu na żydowskie pieniądze. Jak na ironię – pisze Hirsi Ali – islamistyczna ideologia jest szerzona ze wsparciem dziesiątków miliardów dolarów z Arabii Saudyjskiej i innych krajów muzułmańskich.
Ameryka ma tysiące wyznaniowych szkół finansowanych przez saudyjskie pieniądze, gdzie naucza się tej wersji islamu, która radykalizuje przeciw Zachodowi i gdzie centralnym filarem nauczania jest antysemityzm. W ostatnich latach Arabia Saudyjska ogranicza finansowanie religijnego radykalizmu, ale jej miejsce zastępuje Katar, sypiąc dziesiątkami milionów dolarów. (…)
Problem islamskiego antysemityzmu wykracza daleko poza sprawę pani Omar; potępianie jej wypowiedzi niczego nie zmieni. Islamiści doskonale umieli połączyć muzułmański antysemityzm z amerykańskim ruchem na rzecz „społecznej sprawiedliwości”. Skutecznie wspierają swoją ideologię w ramach narracji o walce „uciśnionych” z uciskiem.
Polityka tożsamości i kultura cierpiętnictwa dostarcza islamistom arsenału propagandowego, możliwości rozbrajania krytyków oskarżeniami o „islamofobię”, brak wrażliwości i korzystanie z przywilejów białej rasy. Nic dziwnego, że w Izbie Reprezentantów dyskusja nad rezolucją potępiającą antysemickie wypowiedzi pani Omar zmieniała się w paplaninę o „intersekcjonalności” i muzułmanach jako najbardziej prześladowanej mniejszości.
Kończąc swój artykuł Ayaan Hirsi Ali opowiada, jak leczyła się ze swojego wpajanego od dzieciństwa antysemityzmu. Jeszcze w Afryce zaczęła kwestionować religię. Jako dwudziestolatka wylądowała w Holandii zbuntowana przeciw religijnej i rodzinnej tyranii i zetknęła się z innym światem.
„Jestem żywym dowodem, że można urodzić się w Somalii, być wychowanym na antysemityzmie, otrzymać antysyjonistyczną indoktrynację i przezwyciężyć to wszystko, docenić żydowską kulturę i niezwykłe osiągnięcia Izraela. Jeśli mogłam to zrobić, być może mogłaby również pani Omar. Nie jest to jednak najważniejsza sprawa. Ona i ja to tylko dwie jednostki. Prawdziwym pytaniem jest, co może być zrobione, żeby zatrzymać masowy muzułmański antysemityzm? Bez ogólnoświatowej muzułmańskiej reformacji i islamskiego Oświecenia, nie jestem pewna czy to możliwe” – stwierdza Hirsi Ali.
Ta nadzieja na jakąś reformację islamu może się wydawać dziś kompletnie utopijna. Zaledwie w dzień po publikacji w WSJ artykułu Ayaan Hirsi Ali, „Spectator” opublikował tekst brytyjsko-amerykańskiej lekarki pakistańskiego pochodzenia, Qanty Ahmed.
„Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, dlaczego tak rzadko znajdujecie w prasie głosy liberalnych muzułmanów?” – pyta autorka i odpowiada, że nie dlatego, że ich nie ma. Dlatego, że są znienawidzeni przez muzułmański beton, a muzułmański beton jest kochany przez lewicową zachodnią prasę. Brytyjska Rada Muzułmanów ponownie oskarżyła Qantę Ahmed, że nie reprezentuje muzułmańskich zachowań i muzułmańskiej wiary. Kiedy muzułmanka występuje przeciwko politycznemu islamowi, jest oczywiście prezentowana jako czarna owca.
Qanta Ahmed jest przekonana, że liberalnych, opowiadających się za pluralizmem i demokracją muzułmanów jest znacznie więcej niż sobie wyobrażamy. Są terroryzowani, ich głosy są praktycznie wyciszane w krajach muzułmańskich i odrzucane w krajach zachodnich.
Media głównego nurtu na Zachodzie masowo popierały Mohammada Morsiego i jego Bractwo Muzułmańskie i potępiały jego obalenie po masowych protestach w Egipcie.
Jak zauważa znany muzułmański badacz Bassam Tibi, to islamizm kształtuje dziś obraz islamu, szczególnie w oczach niemuzułmanów. Jednak – pisze Qanta Ahmed – należy pamiętać, że celem grup islamistycznych jest marginalizacja głosów liberalnych muzułmanów ceniących pluralizm i demokrację. Częścią działań zmierzających do realizacji tego celu jest skuteczne wykorzystanie naiwności tolerancyjnych, świeckich, liberalnych demokratów i przekonanie ich, że to islamiści są najbardziej narażoną i marginalizowaną religijną mniejszością, co otworzyło parasol ochronny nad tymi prawicowymi zwolennikami totalitarnej teokracji.
„To dlatego – pisze Ahmed – respektujący pluralizm muzułmanie tacy jak ja, uważający, że prawdziwy islam musi być tolerancyjny, uważani są za zagrożenie przez antydemokratycznych zwolenników islamistycznej supremacji, których poglądy znajdują się w głębokiej sprzeczności z nauczaniem Proroka”.
Co do tej sprzeczności to nie jestem pewien. Teologia jest sztuką interpretacji i racjonalizacji, a to się udaje tak w jedną, jak i w drugą stronę. Trudno powiedzieć, jak wielu jest takich liberalnych muzułmanów w muzułmańskim świecie (z pewnością znacznie więcej niż są w stanie wypatrzeć nawet ci, którzy ich uparcie szukają). Wiemy, że jest ich całkiem sporo na Zachodzie i że nie cieszą się zainteresowaniem liberalnej prasy. Wiemy również, że sprawdzanie własnych przesądów nie jest rzeczą łatwą, więc miłość do pani Omar kwitnie piękniej niż powinna.
Nie dalej jak w lutym 2019 r. prezydent Francji, Macron powiedział, że antysemityzm osiągnął dziś najwyższy poziom od czasów drugiej wojny światowej. Niemiecka badaczka, profesor Monika Schwarz-Friesel, pisze, że ona i jej koledzy przewidywali to od dawna, ale że ich ostrzeżenia były traktowane jako panikarstwo. Zwracali uwagę na antysemityzm przebrany za antysyjonizm i krytykę Izraela i na fakt, że politycy, badacze, media i organizacje pozarządowe odmawiali zauważenia oczywistego związku. Jej najnowsza książka nosi tytuł „Nienawiść do Żydów w Internecie. Antysemityzm jako stały składnik kultury i zbiorowych resentymentów”. Niektórzy mogą się oburzyć.
Pierwsza publikacja: http://www.listyznaszegosadu.pl/notatki/zbadaj-swoje-przesady