Każdego roku setki nielegalnych imigrantów sprzedają domy, ziemię, biorą pożyczki i udają się w podróż życia, której końcem ma być wymarzona Wielka Brytania.
Dotarcie tam nie jest łatwe, dlatego często żyją w obozach takich jak we francuskim mieście portowym – Dunkierce, mieście położonym u wybrzeży Morza Północnego. Czekają tam na okazję. Obóz to po prostu skupisko namiotów i skleconych z drewna i kartonów budek, mających zapewnić tymczasowe schronienie. W okolicach portu dunkierskiego w takich warunkach żyje około stu nielegalnych imigrantów, głównie Afgańczyków, Irańczyków, irackich Kurdów i Wietnamczyków. Od lokalnych organizacji pomocowych dostają jedzenie, ubrania i lekarstwa.
W UK jest praca dla każdego – mówi 21 – letni Habib z Iraku. Łamanym angielskim dodaje: język jest problemem we wszystkich europejskich krajach, ale w Zjednoczonym Królestwie nasza społeczność nam pomoże.
Wolontariusz z francuskiej organizacji SALAM wyjaśnia, że czasami imigranci mogą nie jeść nawet trzy dni. Trzy razy w tygodniu dostają domowe posiłki, przez pozostałe cztery dni pracownicy SALAM starają się dostarczać żywność przetworzoną – płatki śniadaniowe, batoniki, czekolady etc.
Ponieważ na obszarze obozu nie ma toalet ani pryszniców, imigranci dostają także kupony uprawniające ich do skorzystania z publicznych pryszniców.
Modlitwa bez umycia się
Biorę prysznic raz, góra dwa razy w tygodniu – mówi dwudziestopięcioletni Pakistańczyk – Azim. Martwię się, że nie mogę przystąpić do modlitwy po umyciu się, tak jak jest to wymagane od każdego pobożnego muzułmanina. Azim śpi na gazetach w namiocie razem z pięcioma innymi Afgańczykami w obozie na wydmach niedaleko portu. Francuska policja urządza regularne najazdy na obozy, próbując je usunąć. W kwietniu w okolicach Calais aresztowano dwustu nielegalnych imigrantów, wypuszczono ich jednak następnego dnia.
Francuski minister do spraw imigracji ostrzega, że obozy znikną z końcem roku 2009, jednocześnie wyklucza budowę jakichkolwiek schronisk bądź centrów pomocy. Z drugiej strony zaapelował jednak do lokalnych władz, aby miały bardziej humanitarne podejście do imigrantów. W Dunkierce zimą są rozstawiane są namioty. Władze likwidują je z nadejściem wiosny. To duża zmiana w porównaniu z rokiem 2002, kiedy zlikwidowano lokalne centrum czerwonego krzyża w Sangatte niedaleko Calais, bo stało się magnesem przyciągającym imigrantów.
Kiepskie szanse
Azim opuścił w 2006 roku rodzinny Mallah Mansur w północnym Pakistanie. Żeby przedostać się do Wielkiej Brytanii podróżował ukrywając się pod narzutami i dywanami w ciężarówce wiozącej także dwudziestu innych Afgańczyków. Podróż wiodła przez Turcję, Francję, skąd tylko krok do UK.
Potem łodzią i na piechotę Azim w końcu dotarł do Francji z nadzieją, że stąd uda mu się dostać do UK. W listopadzie 2008 roku Azim próbuje przekroczyć kanał La Manche. Późno w nocy imigranci szukają ciężarówek i promów zmierzających w stronę Zjednoczonego Królestwa. Niektórym z nich udaje się przekroczyć kanał. Wyprawa wiąże się z ryzykiem – mogą zostać zatrzymani przez brytyjską straż graniczną i odstawieni z powrotem do Dunkierki.
Z bogactwa do biedy
Wielu Afgańczyków i Irańczyków wybrało emigrację, bo nie mogli znaleźć pracy w swojej ojczyźnie albo uciekali przed przemocą. Są jednak i tacy, którzy zostawili posadę i firmy przynoszące dochód. 27-letni Asif przyznaje, że nie wie co go podkusiło, aby sprzedać sklep i udać się na tułaczkę. Miał samochód, dom, a teraz nie ma nic – jest w drodze od dziewięciu miesięcy. Starał się o wizę, ale jego podanie zostało odrzucone, wybrał więc nielegalną emigrację. 28-letni Rebin Karim, nauczyciel geografii z Kirkutu, jest gotowy do powrotu do domu. Życie w Iraku było trudne, ciągle bomby i zamachy, pożyczyłem więc pieniądze i wyjechałem. Rzeczywistość emigranta okazała się jednak bardzo trudna. Nigdy nie sądził, że będzie musiał żyć w kartonowej budzie i prosić ludzi o jedzenie i ubranie.
Nie wszyscy są w takiej komfortowej sytuacji jak Rebin
Dla większości emigrantów nie ma drogi powrotnej. Wzięli pożyczki po kilkanaście tysięcy euro. Jeśli wrócą, nie będą w stanie ich spłacić. Niektórzy obawiają się powrotu i z innej przyczyny: byłoby to przyznanie się do porażki. Tego ich rodziny im nie wybaczą.
Nina N. Miller na podstawie France24.com
autorka bloga Notatki na mankietach