Qanta Ahmed
Umiarkowani muzułmanie muszą stawić czoło zagrożeniu, jakim jest islamizm w krajach takich, jak Irak, Syria i Egipt.
„Meczety są naszymi koszarami. Minarety – naszymi bagnetami. Kopuły są naszymi hełmami. Wierni – naszymi żołnierzami.” Ten islamistyczny wiersz cytował w grudniu 1997 roku burmistrz Stambułu. Zwolniono go z urzędu, a Sąd Najwyższy w Ankarze skazał go na karę więzienia za podżeganie do agresji. Dzisiaj ów burmistrz, Recep Tayyip Erdogan, jest premierem Turcji. W czasie dziesięciu lat swoich rządów powoli, ale nieustająco kieruje świecką Turcję, członka NATO, ku islamistycznej przyszłości.
Jako muzułmanka nie zgadzam się na oddanie islamu islamistom. Nie powinni też zgadzać się na to ci, którzy wierzą w głęboko pluralistyczny islam, jakiego nauczyli mnie moi hinduscy dziadkowie. Jest to jedyna pokojowa metoda rozwiązania nieuniknionych różnic religijnych, zarówno w islamie, jak i w innych religiach.
Jednak obecnie pluralistyczne przejawy islamu się kurczą. Nigdy wcześniej islam nie stał wobec tak wielkiego zagrożenia od wewnątrz. Ma ono dwa aspekty: ideologiczny i sekciarski.
Ideologicznie, islamizm – zarówno ten stosujący przemoc, jak i ten polityczny – szerzy nietolerancję. Jego zwolennicy próbują zdobyć wszelkimi środkami władzę, dzięki której zmuszą wszystkich innych do poddania się ich zasadom. Prowadzą oni wojnę z umiarkowanymi muzułmanami – taką samą, jak z wyznawcami innych religii.
Jednocześnie islam przylgnął do starych, sekciarskich podziałów. Dwa jego główne odłamy – sunnizm i szyizm – oddzielają się od siebie i przygotowują do wybuchu konfliktu. Dzieje się to na poziomie działań fizycznych, tak jak w Iraku, gdzie niegdyś spokojne, mieszane dzielnice reorganizują się w enklawy szyickie lub sunnickie. Dzieje się to również na poziomie psychologicznym, ponieważ nietolerancyjni islamiści szerzą po obu stronach lęk i izolację.
Rodzi to bezprecedensową erę konfliktu, prowadzonego w imię islamu przez wypaczających prawdziwe znaczenie tej religii islamistów.
W Syrii, powiązani z szyitami alawici są w konfrontacji z sunnitami i ekstremistami salafickimi – wojna pomiędzy nimi zabiła sto tysięcy ludzi. Tuż obok, w Libanie, najnowszym zagrożeniem są bomby-pułapki w samochodach, co ma doprowadzić do wskrzeszenia sekciarstwa szyickiego i sunnickiego. Islamiści w Egipcie, odsunięci od władzy, ale wciąż potężni, stoją naprzeciw większości świeckich muzułmanów oraz „niewiernych”. W głęboko podzielonym Iraku, zdominowany przez szyitów rząd tyranizuje sunnicką mniejszość.
W posiadającym broń nuklearną Pakistanie, polityka sunnickich islamistów wpłynęła na konstytucję, tworząc społeczeństwo, które legalnie prześladuje mniejszości. Tam, jak i w sąsiednim Afganistanie, dżihadyści rekrutują coraz więcej dzieci w szeregi talibów. Na granicy północno-zachodniej oraz w innych miejscach, pakistańscy talibowie dokonują egzekucji pracowników wykonujących szczepienia, których oskarża się o to, że są bojownikami w walce o zeświecczenie kraju. Skutek: polio, kiedyś prawie wyeliminowane, znowu okalecza dzieci.
Kim są ci ludzie?
Wszyscy islamiści są muzułmanami, ale większość muzułmanów nie jest islamistami. Islamiści twierdzą, że wyznają prawdziwy islam, ukrywając totalitarną ideologię pod płaszczykiem religii. Chociaż mogą stosować przemoc albo jej nie stosować, to wszyscy prowadzą wojnę z zachodnim sekularyzmem. Przywłaszczają sobie przestrzeń publiczną, argumentując to boskim prawem i gnębiąc wszystkich innych. Dzisiaj chcą wyeliminować garstkę chrześcijan, jacy mieszkają jeszcze między nimi w Egipcie, Iraku czy Pakistanie. Jutro islamiści przeniosą część swojej nienawiści na nieislamistycznych muzułmanów.
W przeciwieństwie do pozostałych muzułmanów, islamiści są mistrzami manipulowania masami, wykorzystują przy tym powszechną niewiedzę na temat islamu. Karmią owe masy starannie ułożoną, populistyczną opowieścią – złośliwą, antyzachodnią, antysyjonistyczną, antysemicką, antyświecką propagandą, która podjudza niewykształconych i ucisza naiwnych.
Na Zachodzie pomaga im bezwiednie polityczna lewica. Bojąc się szerzenia islamofobii próbuje ona uciszyć debatę na temat sił napędzających radykalizację islamu. Przyczyniło się to między innymi do trwającej od dziesięciu lat wojny, jaką prowadzi Ameryka, nie wiedząc nic na temat sekciarskich sił wewnątrz islamu.
Skutek jest tragicznie przewidywalny. Arabskie przebudzenie podłączone jest do respiratora, ponieważ islamiści wykorzystali krótki zryw demokratyczny. Wydarzył się on, zanim można było zbudować instytucje, które byłyby gwarantami pluralizmu i ochrony mniejszości, czego wymaga każda demokracja. Islamiści nie zmienią swoich metod; demokracja upadnie, jeśli islamizm nie zostanie wykastrowany. O ile wiem, w żadnym kraju w regionie nie nawołuje się do wprowadzenia świeckiej demokracji. A taka demokracja to największa nadzieja każdego muzułmanina, który chce się przeciwstawić islamistom wszelkiej maści.
Istnieje tylko jeden sposób na odwrócenie tej tendencji. Umiarkowani muzułmanie muszą odzyskać głos i powiedzieć szczerze: islamizm nie jest tylko regionalnym zagrożeniem. Jest zagrożeniem uniwersalnym i musimy stawić mu czoła, a nie tolerować. Islamizm musi zostać rozbrojony od wewnątrz.
Nasza konfrontacja z bestią zaczyna się od szczerego przyznania, że pochodzi ona od nas samych. Nasza konfrontacja z islamizmem zaczyna się od konfrontacji z samym sobą.
Jeżeli antyislamistyczni muzułmanie nie podołają temu palącemu wyzwaniu, nie tylko mniejszościom grozi wyginięcie, ale również samemu islamowi. Brak działań zaprasza islamistów do postawienia kolejnego kroku. Pewnego dnia odkryjemy, że nasze meczety stały się ich koszarami, nasze minarety ich bagnetami, a nasi współwyznawcy nie są już prawdziwymi muzułmanami, tylko zamienili się w islamistycznych żołnierzy o wypranych mózgach.
Tłumaczenie Veronica Franco
Qanta Ahmed jest lekarką i publicystką, autorką książki “In the Land of Invisible Women: A Female Doctor’s Journey in the Saudi Kingdom”. Można ją obserwować na Twitterze: @MissDiagnosis