Premier Wielkiej Brytanii David Cameron przyłączył się do chóru poprawnie politycznych, pożytecznych idiotów. Niecałą dobę po zamachach oświadczył, że w islamie nie ma nic, co mogłoby usprawiedliwić zabicie brytyjskiego żołnierza. Czyżby? Już wypowiedź zamachowca temu przeczy.
Większość stacji telewizyjnych ocenzurowała słowa muzułmańskiego zbrodniarza, w których wskazywał jednoznacznie na Koran jako źródło inspiracji. Morderca mówił wprost: „Jest wiele ayah (wers w koranie), które mówią, że musimy z wami walczyć, oko za oko, ząb za ząb”. Wystarczy zajrzeć do Koranu, żeby się przekonać, że ten muzułmanin zna własną religię lepiej niż Cameron i liczni dziennikarze. Tymczasem strażnicy politycznej poprawności, nie zawahali się użyć cenzorskich nożyc, żeby prawda o tym religijnym i rasistowskim ataku nie dotarła do szerokiego grona odbiorców. W sytuacji, kiedy muzułmanin zabija brytyjskiego żołnierza na ulicach Londynu, krzycząc przy tym, że „Allah jest wielki”, a parę minut po obcięciu głowy tasakiem swojej ofierze cytuje świętą księgę muzułmanów, trzeba rzeczywiście wielkiej intelektualnej finezji, by odseparować zbrodnię od ideologicznych i religijnych pobudek, które do niej doprowadziły.
Media i politycy już nie pierwszy raz w obliczu islamskiego terroru stają po stronie muzułmanów. Za wszelką cenę, manipulując faktami, bronią wyidealizowanego i odrealnionego wizerunku religii Mahometa. Zachowanie takie przypomina praktyki znane z historii totalitarnych reżimów. Jedną z cech nowomowy było bowiem operowanie gotowymi ocenami, tezami, niezależnie do stanu rzeczywistości. Sytuacja przypomina znany dowcip o regulaminie żołnierskim, ujętym w dwóch punktach: 1. Przełożony ma zawsze rację. 2. Kiedy przełożony nie ma racji, patrz punkt pierwszy. W tym przypadku premier Wielkiej Brytanii zdaje się mówić: 1. Islam jest religią pokoju. 2. Kiedy okazuje się religią niosącą przemoc, patrz punkt pierwszy.
Swój udział maskowaniu religijnego tła zbrodni mają swój udział także polskie media. Polska Agencja Prasowa w depeszy ominęła słowo Allah, które wykrzykiwał zamachowiec, zastąpiono je słowem Bóg. Jaki Bóg? Chrześcijański, żydowski, a może hinduski? Tego od reportera PAPu się nie dowiemy. No cóż, cytując Biblię, można, zgodnie z etymologią, powiedzieć, że cytuje się księgę. A jaką księgę? Mniejsza z tym.
„Gazeta Wyborcza” jeszcze tego samego dnia podała informację, że Muzułmańska Rada Wielkiej Brytanii odcięła się do zamachu. Dziennikarze gazety nie chcą widzieć tego, że podobne oświadczenia rozmaite organizacje muzułmanów głosiły wielokrotnie. Sytuacja taka powtarza się regularnie po każdym zamachu. Pamiętajmy o tym, że wiele muzułmańskich instytucji dba pozornie o międzyreligijny dialog, jednocześnie ukrywając prawdziwe cele swojej działalności. Strategię taką przyjęła np. organizacja Bractwa Muzułmańskiego FIOE. Dodajmy, że Brytyjska Rada Muzułmanów promowała wprowadzenie szariatu na Wyspach i podejmowała próby legalizacji związków poligamicznych.
Mamy więc do czynienia z klasycznym przykładem podwójnej mowy. W świetle kamer polityczni przywódcy muzułmanów, ubolewają, współczują, są wstrząśnięci, co nie przeszkadza im później wydawać pisma fundamentalistów i brać pieniądzy od Arabii Saudyjskiej, w której wyroki skazujące ludzi na śmierć uzasadnia się cytatami z Koranu, także tym fragmentem, który cytował zamachowiec.
Doczekaliśmy zadziwiających czasów. Kiedy muzułmanin obcina głowę brytyjskiemu żołnierzowi na ulicach Londynu, premier Wielkiej Brytanii mówi o tym, że to… islam został zaatakowany. Trwoga!
Piotr Sebastian Ślusarczyk