Analiza

USA wprowadzają sankcje wobec Turcji

Sankcje wobec Turcji uderzą w SSB
"Za naszą niezależność i przyszłość..." napis na stronie agencji zbrojeniowej SSB

Po prawie dwóch latach prezydent Trump zdecydował o nałożeniu sankcji na Turcję w odpowiedzi na zakup przez nią rosyjskiego systemu przeciwlotniczego S-400, którego próbę przeprowadzono w październiku.

Sankcje objęły agencję zaopatrzenia wojska SSB, która zajmuje się nie tylko zakupami, ale całą modernizacją tureckiego przemysłu zbrojeniowego. Amerykańskie sankcje ograniczają możliwość kupowania przez agencję zaopatrzenia do produkcji wojskowej, a także wprowadzają zakaz wjazdu do USA dla czterech głównych osób z SSB i zamrożenie ich pieniędzy w Stanach Zjednoczonych. Są to działania, które utrudnią funkcjonowanie tureckiego sektora zbrojeniowego, ale nie są specjalnie dokuczliwe dla gospodarki.

To dopiero początek

Poprzednio Turcja została usunięta z programu produkcji części do najnowszego amerykańskiego samolotu F-35 i wbrew planom nie będzie mogła go kupić. Amerykanie twierdzą, że zainstalowanie przez Turcję systemu przeciwlotniczego rosyjskiej produkcji, przewidzianego specjalnie do zwalczania samolotów NATO, jest osłabieniem systemu obrony przeciwlotniczej Sojuszu i da Rosji możliwość dostępu do tajnych danych o tym systemie.

Prezydent Trump przez dwa lata, od ogłoszenia tureckiej decyzji o zakupie rosyjskiej broni przeciwlotniczej, zwlekał z wprowadzeniem sankcji, ponieważ ma dobre osobiste stosunki z tureckim prezydentem Erdoganem. Został jednak zmuszony do działania przez Kongres, który w ustawie finansującej przyszłoroczne wydatki wojskowe przewidział wprowadzenie wobec Turcji sankcji w ciągu 30 dni. Prezydent wolał sam zadziałać wcześniej, niż wydać się słabszym od Kongresu.

Wprowadzenia dalszych sankcji można spodziewać się wraz z prezydenturą Joe Bidena, który określił prezydenta Turcji jako „autokratę” w niedawnym przemówieniu. Unia Europejska ma nadzieję na skoordynowanie z Bidenem działań przeciwko Turcji – w każdym razie tak uzasadniła wprowadzenie tylko symbolicznych własnych sankcji po szczycie przywódców w ubiegłym tygodniu.

Sankcje unijne związane są z prowadzeniem przez Ankarę poszukiwań gazu ziemnego na Morzu Śródziemnym w strefach, które według prawa międzynarodowego należą do Grecji i Cypru – członków Unii – a które Turcja uważa za swoje lub własność zależnego od siebie marionetkowego Północnego Cypru. Unia Europejska wprowadziła sankcje wobec osób i firm prowadzących wiercenia, ale ich lista nie została jeszcze sporządzona.

Sankcje „niegodziwe i bezprawne”

Prezydent Erdogan nazywa sankcję europejskie i amerykańskie „niesprawiedliwymi”, „niegodziwymi”, „bezprawnymi”, i zagroził odwetem, ale jednocześnie twierdzi, że są one dla Turcji nieszkodliwe. Rzeczywiście, ich aktualny zakres jest głównie symboliczny. Zarówno Unia jak i USA mają możliwość wprowadzenia znacznie poważniejszych restrykcji, dotyczących zarówno wymiany handlowej, jak i swobody działania tureckich instytucji finansowych.

W Unii ostrzejszych sankcji domagają się głównie Francja, Austria, Grecja i Cypr, a przeciwne są Niemcy, które obawiają się, że w odwecie Turcja otworzy szeroko swoje granice dla imigrantów, którzy będą próbowali dostać się przez Grecję do Europy Zachodniej, głównie właśnie do Niemiec.

Zarówno Unia jak i USA obawiają się także, że sankcje mocniej uderzające w gospodarkę turecką, która i tak radzi sobie kiepsko z powodu utraty wartości przez turecką walutę, spowolnienia gospodarczego i pandemii, mogą być ciosem, który wpędzi ją w recesję. Oznaczałoby to bankructwa firm, biedę i  zwiększenie bezrobocia zarówno Turków jak i Syryjczyków, przebywających w Turcji jako uchodźcy, a w konsekwencji  – presję emigracyjną na Europę Zachodnią.

Także banki unijnych państw mają ogromne ryzyko kredytowe, wynikające z uwikłania w turecką gospodarkę. Hiszpania na przykład szacuje swoje ryzyko związane z tureckimi kredytami na 60 miliardów dolarów. USA obawiają się natomiast dalszego rozluźnienia więzi Turcji z NATO (w którym odgrywała istotną rolę blokując ekspansję Rosji na południu Europy) i zbliżenia Turcji z Rosją.

Coraz częściej jednak widzi się Turcję jako dokonującą wraz z Rosją podziału stref wpływu w regionie. Ma to miejsce w Syrii, Libii, a ostatnio w Górskim Karabachu.

Precedens sankcji wewnątrz NATO

Stosunki Turcji z Unią i USA nie były równie złe od zakończenia zimnej wojny, a sprawcą tego jest prezydent Erdogan, który próbuje stworzyć islamistyczną dyktaturę, odzyskującą status mocarstwa na Bliskim Wschodzie. Sytuacja, w której sojusznik nakłada na sojusznika sankcje, a jednocześnie sankcje nakłada też Unia, do której teoretycznie Turcja nadal kandyduje, pokazuje, że kraj ten przekroczył granicę, oddzielającą sferę demokracji zachodnich od wschodnich religijnych dyktatur.

Zawrócenie Turcji w stronę współpracy, a nie konfrontacji z krajami Zachodu, jest trudne, jeśli nie niemożliwe. Erdogan wykorzystuje na swoją korzyść słabość tureckiej gospodarki, bo wie, że Unia obawia się jej upadku. Wykorzystywał osobistą sympatię Trumpa dla uniknięcia sankcji i liczy na to,  że Joe Biden będzie miał ważniejsze sprawy na głowie niż wprowadzanie nowych sankcji.

Mocarstwowe ambicje Erdogana, sympatia dla politycznego islamu i słabość gospodarki kierują go w stronę wzbudzania konfliktów, a nie ich łagodzenia. Jak napisał analityk Cengiz Candar w Al Monitor, „będąc nacjonalistyczną autokracją Turcja Erdogana potrzebuje agresywnych działań polityki zagranicznej dla odwrócenia uwagi opinii publicznej od pogłębiającego się kryzysu gospodarczego”.

Pomimo awanturniczej polityki Turcji jej wieloletnia rola jako strategicznego partnera NATO powstrzymuje państwa zachodnie przed nakładaniem sankcji. Karol Wasilewski z PISM uważa, że na razie dalsze sankcje amerykańskie, jak i ewentualne unijne sankcje w marcu są mało prawdopodobne. Zwraca uwagę na komunikat Departamentu Stanu, informujący, że sankcje „nie mają na celu podkopania militarnych zdolności czy gotowości bojowej Turcji, ani innych sojuszników i partnerów USA”. Wiele jednak będzie zależało od dalszych kroków samego Erdogana.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign

Grzegorz Lindenberg

Socjolog, dr nauk społecznych, jeden z założycieli „Gazety Wyborczej”, twórca „Super Expressu” i dwóch firm internetowych. Pracował naukowo na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Harvarda i wykładał na Uniwersytecie w Bostonie. W latach '90 w zarządzie Fundacji im. Stefana Batorego. Autor m.in. „Ludzkość poprawiona. Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy”. (2018), "Wzbierająca fala. Europa wobec eksplozji demograficznej w Afryce" (2019).

Inne artykuły autora:

Uwolnić Iran z rąk terrorystów i morderców

Afganistan – przegrany sukces

Pakistan: rząd ustępuje islamistom