Wiadomość

UE na dywanie u sułtana Erdogana

Stojąca Ursula von der Leyen oraz siedzący Charles Michele i Recep Tayyip Erdogan. (zdj. YT)
Stojąca Ursula von der Leyen oraz siedzący Charles Michele i Recep Tayyip Erdogan. (zdj. YT)

Co prawda nie w dywanie* (w radzie doradczej), nie na dywaniku, ale na bocznej kanapie wylądowała podczas oficjalnego spotkania Turcja-UE najważniejsza polityk Wspólnoty, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Po tym jak okazało się, że na spotkaniu prezydenta UE Charlesa Michela i szefowej KE Ursuli von der Leyen z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem, nie było przygotowanego równorzędnego krzesła dla przewodniczącej, w zachodnich mediach wybuchło oburzenie.

Zaskoczenia nie ukrywała też sama von der Leyen, co widać na materiale filmowym z prezydenckiego pałacu. Chociaż niektórzy komentatorzy próbowali uzasadniać to protokołem dyplomatycznym, wedle którego jest tylko po jednym głównym reprezentancie z każdej strony, to reakcja rzecznika przewodniczącej KE nie zostawia złudzeń. „Poziom protokolarny naszej przewodniczącej jest dokładnie taki sam, jak prezydenta Rady Europejskiej”, oświadczył po spotkaniu rzecznik. Wobec tego pozostaje pytanie dlaczego Charles Michel nie poczekał na stojąco, aż przyniosą krzesło koleżance?

Szefowa KE uniosła jednak zniewagę i pozostała do końca ważnego spotkania, na którym miano omówić wspólnie z prezydentem Turcji zasady realizacji postanowień ostatniego szczytu Unii w sprawie Turcji. Między innymi chodzi o kwestię deeskalacji konfliktu między Turcją a Grecją i Cyprem w sprawie spornych stref morskich, zacieśnienie relacji gospodarczych oraz prawa człowieka w Turcji.

I jak to mówią, jeden obraz wart jest tysiąca słów, bo właśnie stan tych ostatnich w Turcji został najdobitniej zilustrowany przez zepchniętą na kanapę przewodniczącą von der Leyen. Ankara tuż przed unijnym szczytem wycofała się z konwencji stambulskiej o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet.

Część komentatorów uważa, że Ursula von der Leyen dostała to, na co zasłużyła. Już przed wizytą pojawiały się głosy przeciwne spotkaniu, które uważały działania UE za uwiarygodnianie dyktatora, który depcze prawa człowieka – nie tylko kobiet, ale też mniejszości kurdyjskiej – dążąc do delegalizacji partii reprezentującej Kurdów.

I tu mamy drugi symboliczny wydźwięk tego obrazka: Unia Europejska jako bezradna siła wobec pogrywającego z nią autokraty. A o celowości działań Erdogana najlepiej świadczą zdjęcia podobnych spotkań z politykami pełniącymi te same funkcje.

Dlaczego Unia Europejska pozwala Turcji na tak wiele, biorąc pod uwagę w jak trudnej sytuacji znajduje się i ten kraj i rządząca nim formacja? Wystarczy wymienić: kryzys gospodarczy, 30%, a może nawet 40% bezrobocia, postępująca dewaluacja tureckiej waluty, ucieczka inwestorów, dwucyfrowa inflacja.

Do tego dodać należy praktycznie prawie całkowitą izolację w regionie, a także konflikt z dotychczasowymi gwarantami bezpieczeństwa, NATO i USA, które właśnie nałożyły znaczące sankcje na turecki przemysł zbrojeniowy w ramach ustawy CAATSA o powstrzymywaniu przeciwników Ameryki poprzez sankcje.

Wreszcie należy zwrócić uwagę na rosnącą polaryzację wewnątrz kraju i coraz gorsze notowania AKP. W miniony weekend aresztowano 10 emerytowanych admirałów ze 104, którzy podpisali list przeciwko lansowanemu przez prezydenta projektowi budowy kanału stambulskiego. Kanał ten ma potencjał zastąpienia żeglugi przez Bosfor, a co za tym idzie wypowiedzenie międzynarodowej Konwecji z Montreux.

Jednak interesujące jest to, że wśród aresztowanych „buntowników” znalazł się też admirał Cem Gürdeniz autor strategicznej koncepcji „Błękitnej Ojczyzny”, którą do tej pory realizował turecki rząd antagonizując Grecję i Cypr poprzez naruszanie ich stref morskich. To niekoniecznie musi być niekorzystne dla samego Erdogana, bo jak pisze w wątku o kanale stambulskim ekspert ds. Turcji Karol Wasilewski z PISM, prezydent „otrzymał w ten sposób kolejny 'dar od Boga’, bo w tak trudnych uwarunkowaniach wewnętrznych zyskał kolejny argument do wykorzystania swojej ulubionej narracji o 'próbie puczu'”. To jednak pokazuje też słabość popularności prezydenta i jego formacji, skoro muszą uciekać się do takich zagrań.

Jakie zatem obawy lub interesy hamują bardziej zdecydowane reakcje UE? Wskazuje się na wspólne interesy gospodarcze, uwikłanie zachodnich banków w gospodarkę turecką i idącą za tym ekspozycję na skutki pogłębienia się kryzysu. Pewną rolę mają odgrywać także znaczące mniejszości tureckie w Europie, zwłaszcza w Niemczech, oraz lęk przed powtórką z kryzysu uchodźczego 2015, chociaż mniej uzasadniony, bo w 2020 roku UE nie cofnęła się wobec szantażu..

Wreszcie Turcja to flanka NATO, zwłaszcza wobec Rosji, cały czas istotna dla Sojuszu Północnoatlantyckiego. Tylko że Ankara powoli przestaje być aktywem, a staje się kwestią problematyczną; politycy zastanawiają się więc, czy większą stratą jest trzymać Turcję w NATO, czy też pozwolić jej odejść?

Mimo wszystko wygląda na to, że to Turcja ma dużo więcej do stracenia niż Unia Europejska. Poza tym, widząc problemy narastające wokół formacji rządzącej krajem, UE musi zdać sobie sprawę, że Turcja Erdogana to nie jest jedyny wariant tego kraju dostępny w naszym wszechświecie. Korzyścią z tego dyplomatycznego policzka może być coraz większe zmęczenie naiwnością i słabością, jaką okazują unijni politycy w relacjach z innymi państwami.

* Więcej o terminie „dywan”

〉O samym szczycie UE w sprawie Turcji Jan Wójcik rozmawiał z Karolem Wasilewskim z PISM

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię

Kto jest zawiedziony polityką imigracyjną?

Afrykański konflikt na ulicach Europy