W miarę upływu czasu Worood Zuhair jest w stanie mówić o dramatycznej historii swojego cierpienia. I potrafi pomagać innym kobietom, które również doświadczyły przemocy.
* * *
Blogger Mahmudul Haque Munshi nadal otrzymuje groźby śmierci. Jak mówi: „Codziennie na moim profilu na Facebooku dostaję groźby śmierci. Niedawno było ich 4500 w ciągu jednego dnia!”.
W 2013 roku Munshi założył ruch Shabag w Bangladeszu, nazwany tak, jak dzielnica Dhaki, stolicy kraju. Ruch domagał się ukarania osób odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne z 1971 roku. W tym czasie Bangladesz walczył o swoją niezależność przeciwko Pakistanowi. Podczas wojny zginęło ponad pół miliona osób.
W 2015 roku, z pomocą Fundacji Heinricha Bölla, Munshi najpierw uciekł do Nepalu, następnie na Sri Lankę, a potem do Niemiec. Kiedy w końcu dotarł do Detmold w Niemczech jako uchodźca, nie wierzył własnym oczom, bowiem niektórzy mieszkańcy również pochodzili z Bangladeszu. Munshi obawiał się, że ktoś z jego byłych prześladowców może być wśród nich.
„W ośrodku dla uchodźców, gdzie mieszkałem przez dwa tygodnie, wszyscy Banglijczycy mnie znali – opowiada. – Nie było sposobu, żeby wycofać się do pokoju i zamknąć drzwi. Ani w sypialniach, ani w toalecie nie można tam zamknąć drzwi. Po dwóch tygodniach dostałem ataku paniki i musiałem być hospitalizowany”.
Munshi był gwiazdą w swojej ojczyźnie. 500 000 użytkowników śledziło jego blog, milion osób wyszło na ulice, ponieważ jego organizacja „Blogger online activist network” wezwała do protestów. Wraz z masowymi demonstracjami pojawiły się groźby śmierci. Ruch był nieislamski, jego przywódcy byli ateistami – tak argumentowali przeciwnicy. Rozpoczęto systematyczne polowanie na Munshiego i przywódców ruchu Shabag. Wielu zwolenników organizacji nie odważyło się już więcej uczestniczyć w demonstracjach.
„Zrobili listę i po kolei zabiljali ludzi – mówi Munshi. – Na liście były 84 osoby, wśród nich i ja. Potem pojawiły się inne listy i wszędzie było moje nazwisko i nazwiska moich znajomych. Autorzy tych list oznajmiali, że „ci ludzie są ateistami, piszą blogi i powinni zostać ukarani śmiercią”.
Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wygląda to tak, że walka ateistycznych uchodźców jest walką z islamem, to tak naprawdę jest to walka o wolność od religii w ogóle. Jak dotąd niewielka grupa ateistów jest ledwo zauważana w polityce migracyjnej. W Federalnym Urzędzie ds. Migracji i Uchodźców, BAMF, ateizm nie jest uważany za oficjalną przyczynę do przyznania azylu i nie jest statystycznie rejestrowany.
Według pisemnych informacji z BAMF: „Pochodzenie z określonego kraju lub szczególny powód ucieczki, na przykład przynależność religijna lub ateizm, nie prowadzi automatycznie do uzyskania statusu azylanta”.
Pierwszym indywidualnym przypadkiem, w którym BAMF zaakceptował ateizm jako powód do ucieczki, był irański operator filmowy Siamak Zare. Po długim czasie prawnych przepychanek został oficjalnie uznany za osobę potrzebującą azylu w kwietniu 2010 roku.
Jak dotąd prawna i polityczna walka o uznanie ateizmu za przyczynę azylu prowadzona jest głównie przez fundacje, zajmujące się tą kwestią. Na poziomie polityki starania o realizację tego postulatu przebiegają jednak dość opornie. Przynajmniej tak widzą ten problem organizacje pomagające ateistom: Internationaler Bund der Konfessionslosen und Atheisten, IBKA, Międzynarodowa Konfederacja Osób Niereligijnych i Ateistów ) oraz Säkulare Flüchtlingshilfe (Pomoc Świeckim Uchodźcom).
Astrid Prange
——————————————
Oprac. Natalia Osten-Sacken, na podst. https://www.deutschlandfunk.de