Premier Donald Tusk podczas wizyty w Polsce premiera Turcji Recepa Tayyipa Edrogana wyraził poparcie dla członkostwa unijnego Turcji. Jednocześnie skrytykował swoich unijnych partnerów Angelę Merkel i Nicolasa Sarkozy, że w sprawie Turcji zachowują się niesprawiedliwie.
Polska przede wszystkim będzie przypominać naszym unijnym partnerom, że nikt nie mówił wcześniej o dodatkowych warunkach dla członkostwa Turcji w UE, powiedział Tusk na wspólnej konferencji z premierem Turcji. UE ustanowiła pewne warunki i kiedy zostaną one spełnione pozytywna decyzja powinna być automatyczna… Wierzę, że przez ciągłą i spokojną pracę będziemy mogli osiągnąć za kilka lat punk, kiedy powiemy, że wszystkie warunki zostały spełnione.
W kwestii poparcia dla Turcji, Tusk nie jest wyjątkiem na tle większości rządów europejskich, które w tej sprawie działają wbrew woli reprezentowanych społeczeństw.
Kiedy jednak próbuje pouczać się innych, a w ty przypadku dość istotnych unijnych graczy, należy samemu wykazać się wiedzą.
Przede wszystkim pierwsza wypowiedź jest całkowitym zaprzeczeniem rzeczywistości unijnych negocjacji z Turcją. Jak do tej pory Turcja nie otrzymała dodatkowych warunków, a wręcz przeciwnie nie spełniła wstępnych. Komisarz ds rozszerzenia Oli Rehn zastrzegał w 2004 roku, że Turcja dopuszczona jest warunkowo i w krótkim terminie powinna spełnić tzw. kryteria kopenhaskie, głównie dotyczące przestrzegania praw człowieka i stabilności politycznej. Pięć lat to chyba nie jest krótki okres. Tymczasem Turcja nawet na arenie międzynarodowej podważa wolność słowa, próbując ukarać za nią premiera Danii Andersa Fogh Rasmussena blokując jego nominację na Sekretarza Generalnego NATO. Po tym zajściu nawet Oli Rehn, jeden z większych popleczników tureckiego członkostwa, zaczął mieć wątpliwości.
Drugie zdanie jest jednak bardziej martwiące i zastanawiać się należy, czy Tusk nie zapadł na chorobę unijnych technokratów. Ustawiamy kryteria, negocjujemy za zamkniętymi drzwiami, spełniamy warunki, ewentualnie przez nie przepychamy, a potem akceptacja jest automatyczna. Tak zdaje się miało być z Konstytucją Europejską przerobioną w Traktat Lizboński – na razie nie wyszło.
Otóż nie panie premierze, decyzja nie jest automatyczna. Każda akcesja musi być zaakceptowana przez parlamenty albo obywateli w referendum. A takiego referendum w kilku krajach Turcja po prostu nie przejdzie, z powodów wymienianych właśnie przez kanclerza Niemiec i prezydenta Francji, których raczy pan pouczać. Przede wszystkim jest zbyt odmienna kulturowo, ma inne zapatrywania na politykę zagraniczną i inną perspektywę.
Obserwując to co obecnie dzieje się we „wspólnej” unijnej polityce zagranicznej, to żmudne dochodzenie do kompromisów, te sprzeczne czasami interesy i narastające poczucie mniejszych państw, że są zdominowane przez większe, to dziwi mnie, że można jeszcze wierzyć w unijne slogany typu „jedność w różnorodności.”
Jan Wójcik