Wiadomość

Turcja na drodze do rozwodu z Europą

Eskalacja napięć może zmusić Unię Europejską do przejścia od gróźb nałożenia sankcji na Turcję do rzeczywistego ich wprowadzenia.
Turecki statek badawczy "Oruç Reis" na Morzu Śródziemnym. (Foto vesselfinder.com)

Eskalacja napięć, do których doszło ostatnio w basenie Morza Egejskiego, może potencjalnie wzmocnić polityczne więzi pomiędzy Grecją i jej zachodnimi sojusznikami oraz zmusić Unię Europejską do przejścia od gróźb nałożenia sankcji na Turcję do rzeczywistego ich wprowadzenia.

Prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdoğan, będzie starał się utrzymać wystarczająco wysokie napięcie, żeby zaprezentować bohaterską postawę przed swoimi islamistycznymi i nacjonalistycznymi wyborcami, ale nie na tyle wysokie, żeby sprowokować Unię do nałożenia sankcji.

David L. Phillips, dyrektor programu Peace-building and Rights (Budowanie pokoju i praw) w Instytucie Badań Praw Człowieka na Uniwersytecie Columbia, powiedział ostatnio: „W rocznicę tureckiej inwazji na region Rożawa w północno-wschodniej Syrii i okupacji tych terenów, Erdogan stara się odwrócić uwagę swoich obywateli od porażki tureckiej demokracji i chwiejnej sytuacji gospodarczej w kraju poprzez podżeganie do wojny w Syrii, Iraku, Libii, Somalii i we wschodnim basenie Morza Śródziemnego. Turcja, wraz ze swoimi dżihadystycznymi sojusznikami, grozi również kolejnym ludobójstwem Ormian, obierając za cel Ormian z Górnego Karabachu”.

NATO jest czymś więcej niż tylko sojuszem bezpieczeństwa. Jest koalicją państw dzielących te same wartości. Turcja pod dyktaturą Erdogana jest krajem islamistycznym, antyamerykańskim i wrogim w stosunku do Europy. Gdyby dziś starała się o członkostwo w NATO, jej kandydatura zostałaby natychmiast odrzucona.

Turcja pod dyktaturą Erdogana jest krajem islamistycznym, antyamerykańskim i wrogim w stosunku do Europy.

Phillips był jednym z sygnatariuszy petycji zatytułowanej „Czas zerwać z Erdoganem”, opublikowanej 9 października w „New York Times” przez przewodniczącego organizacji Justice For Kurds (Sprawiedliwość dla Kurdów), Thomasa S. Kaplana.

Kilka dni po tej publikacji, pomiędzy odwiecznymi rywalami, Grecją i Turcją, rozgorzała jeszcze bardziej zacięta walka o dominację w basenach Morza Śródziemnego i Egejskiego. Ateny, korzystając z systemu komunikacji morskiej NAVTEX wydały komunikat, w którym poinformowały o ćwiczeniach na Morzu Egejskim zahaczających o 29 października, turecki Dzień Republiki. Ankara w odpowiedzi wysłała własny komunikat i wysłała statek badawczy Oruç Reis na sporne tereny szelfu kontynentalnego, zaledwie 6,5 mili morskiej od greckiej wyspy Kastellorizo.

14 października, chcąc zademonstrować solidarność i „wsparcie dla Grecji ze strony Unii Europejskiej i Niemiec”, minister spraw zagranicznych Niemiec, Heiko Maas, odwołał planowaną wizytę w Ankarze. Poinformował również, że kryzys na Morzu Egejskim będzie przedmiotem dyskusji na najbliższym szczycie Unii Europejskiej, co może stanowić zapowiedź ewentualnych sankcji.

Departament Stanu USA nazwał tureckie posunięcie „skalkulowaną prowokacją”. „Turecki komunikat jednostronnie wzmaga napięcia w regionie i umyślnie utrudnia podjęcie wstępnych rozmów pomiędzy naszym sojusznikiem w NATO, Grecją, a Turcją”, powiedziała rzeczniczka Departamentu Stanu, Morgan Ortagus. „Przymus, groźby, zastraszanie i działania militarne nie rozwiążą napiętej sytuacji we wschodnim basenie Morza Śródziemnego” – dodała.

Erdogan ma ideologiczne, dyplomatyczne i pragmatyczne powody, żeby eskalować konflikt. Pod względem ideologicznym islamizm Erdogana jest w swej esencji antyzachodni. Prezydent Turcji uwielbia zaściankowe dyskusje, których sedno można streścić w następujący sposób: „Jesteśmy dobrymi muzułmanami i sprzeciwiamy się niewiernym”. Erdogan będzie podtrzymywał napięcie, ale nie na takim poziomie, który w trudnej sytuacji ekonomicznej sprowadziłby na Turcję sankcje ze strony Unii Europejskiej. Na poziomie praktycznym Erdogan zdaje sobie sprawę, że jakikolwiek konflikt zagraniczny wzmocni jego poparcie w kraju.

Ankara ma więcej sposobów zrażenia do siebie Grecji. Jednym z nich jest uzbrojenie tureckich cieśnin. Na mocy konwencji z Montreux z 1936 r., cieśnina Bosfor stała się międzynarodowym szlakiem żeglugowym, ale Turcja uzyskała prawo zatrzymywania statków należących do krajów innych niż czarnomorskie.

Każdego roku przez Bosfor transportowane są trzy miliony baryłek ropy naftowej i dwadzieścia milionów ton produktów ropopochodnych. Ilości te w najbliższych latach najprawdopodobniej wzrosną. W 2019 r. szlakiem tym przepłynęło czterdzieści tysięcy statków, przewożących sześćdziesiąt tysięcy ton produktów. Ruch morski na tym obszarze potwierdził, że cieśniny tureckie są jednym z najważniejszych morskich szlaków handlowych na świecie.

W 2019 r. greckie statki odpowiadały za 21 procent ładowności floty handlowej na świecie i 53 procent w Europie. Grecka flota liczyła 4936 statków o ładowności ponad tysiąca ton, gwarantujących całkowitą nośność w wysokości 389,7 ton. Greckie statki stanowiły 32 procent całkowitej ładowności tankowców, 23% ładowności statków transportujących produkty suche i 15 procent ładowności statków z chemikaliami i produktami ropopochodnymi. W 2018 r. transport morski przyniósł Grecji 16,6 miliarda euro wpływów do budżetu. Statystyki te pokazują, że Grecja jest liderem wśród właścicieli statków. Zablokowanie przez Ankarę możliwości żeglugi przez jej cieśniny byłoby dla Aten dużym ciosem.

„Turcja ma prawo zamknąć swojej cieśniny na żeglugę morską powołując się na zagrożenie dla bezpieczeństwa na morzach Śródziemnym i Egejskim”, powiedział podpułkownik Mithat Işı, dodając, że jego kraj rozważy taki ruch, jeśli nie rozluźnią się napięte stosunki Grecją. Işı powołał się na artykuł 20. konwencji z Montreux: „W czasie wojny, jeśli Turcja będzie jedną ze stron konfliktu, postanowienia artykułów od 10. do 18. nie obowiązują; kwestia transportu statków wojennych pozostanie w całości do decyzji rządu tureckiego”.

Zdaniem emerytowanego admirała Cihata Yaycıego, „jeśli Unia Europejska nałoży sankcje na Turcję, Ankara może ograniczyć transport statków komercyjnych do godzin dziennych, narzucić konieczność asysty specjalnych łodzi nawigujących, wyznaczyć szlaki handlowe (…). Turcja może spowolnić tempo przeprawy greckich i cypryjskich statków (…), a nawet zamknąć cieśniny”.

Czy to prawda? Niekoniecznie. Turcja może wykorzystać artykuły konwencji z Montreux jako pretekst do regulowania ruchu statków przez tureckie cieśniny tylko w trakcie wojny.

„Zasada działania w dobrej wierze odnosi się do wszystkich konwencji z udziałem wielu narodów, w tym do konwencji z Montreux. Oczekuje się, że interpretując i stosując zapisy konwencji sygnatariusze będą działać w dobrej wierze – powiedział jeden z doświadczonych tureckich dyplomatów. – Jeśli Ankara wprowadzi ograniczenia tylko dlatego, że nie lubi obecnie swoich egejskich sąsiadów, nie przyniesie to Turcji nic dobrego”.

Jest to dobre podsumowanie. Wydaje się, że Turcja będzie starała się utrzymać wysoką temperaturę sporów na Morzu Egejskim: wystarczająco wysoką, żeby zjednoczyć Turków wokół lidera, ale nie na tyle gorącą, żeby sprowokować surowy odwet ze strony Zachodu.

Oprac. Bohun, na podst. besacenter.org

Tytuł – red. Euroislamu

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Burak Bekdil

Wieloletni publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News", w 2017 zwolniony za publikowanie artykułów na Zachodzie, wyemigrował z Turcji w obawie przed aresztowaniem.

Inne artykuły autora:

Turcja: seks islamistów z dziećmi jest w porządku

Kraj NATO, sojusznik Rosji, przyjaciel talibów

Nowa kokieteria Erdoğana: oszukańcze reformy demokratyczne