Pytają Państwo, co tam w Turcji, bo dość dawno o niej nie pisaliśmy. Otóż prezydent Erdogan przełączył wajchę na odprężenie. Tak twierdzi przynajmniej Unia Europejska, która ujrzała dobrą wolę Ankary w sporze z Grecją i Cyprem o kontrolę stref ekonomicznych.
Zdaniem UE jest tak dobrze, że wstrzymała ona i tak mikre sankcje nałożone na tureckich biznesmenów związanych z przemysłem wydobywczym.
Tymczasem „dobra wola” Turcji wygląda w słowach Erdogana tak: „Nie będzie żadnego kompromisu w sprawie wschodniej części Morza Śródziemnego”.
Możliwe, że za mało asertywną postawą Unii stoi groźba kolejnego kryzysu imigracyjnego, ponieważ między Niemcami, Francją i Turcją toczą się obecnie rozmowy nad odnowieniem umowy o powstrzymywaniu nielegalnej imigracji.
Jednocześnie Turcja rozwija ofensywę dyplomatyczną, ma zostać gospodarzem konferencji na temat pokoju w Afganistanie. Stara się wykorzystać wpływy na Kaukazie zdobyte w trakcie ostatniej wojny w Górskim Karabachu, tak by stać się nieodzownym elementem międzynarodowej polityki w regionie, czy będzie chodziło o Rosję, Unię Europejską, czy o chiński Jedwabny Szlak. Ucisza też opozycję egipską w Turcji, by poprawić relacje z Egiptem. Stara się odbudować relacje z Izraelem, a ostatnio podarowała 180 tysięcy dolarów dla Muzeum Oświęcimskiego.
W kraju, chociaż stan gospodarki nie uległ zasadniczo poprawie, prezydent Turcji przedstawia marzenia o podbijaniu kosmosu i rozwoju technologicznym w gałęziach przemysłu związanych z wojskowością. Na froncie politycznym coraz bardziej atakowani są Kurdowie; Erdogan chce doprowadzić do delegalizacji opozycji kurdyjskiej w parlamencie. Eliminując tą partię może wraz z MHP zapewnić sobie większość konieczną do rządzenia.
A Unia, prawdopodobnie pod wpływem interesów Niemiec, postrzega Turcję jako kraj wykazujący dobrą wolę. Możemy być krytyczni wobec Erdogana, ale trudno nie zauważyć jego politycznej zręczności na tle europejskich elit.(J)