Szef tureckiego MSZ zapewnia, że jego kraj chce lepszych relacji z Izraelem, ale oczekuje przeprosin za atak na statek z pomocą humanitarną dla Strefy Gazy.
– Chcemy zachować dobre relacje i bronić naszych praw. Jeśli nasza przyjaźń z Izraelem ma być kontynuowana, konieczne są przeprosiny i odszkodowania – powiedział Ahmet Davutoglu.
W maju, podczas próby zatrzymania statku, który miał przełamać blokadę Strefy Gazy, izraelscy komandosi zabili dziewięciu propalestyńskich aktywistów. Zdaniem Izraela konwój był prowokacją, a żołnierze działali w samoobronie. Uczestnicy konwoju twierdzą, że to oni musieli się bronić przed brutalnym atakiem.
Statek Mavi Marmara, który po remoncie wczoraj powrócił do Stambułu, witały tysiące propalestyńskich aktywistów. Były wśród nich rodziny zabitych.
– Tureccy obywatele zostali zabici na międzynarodowych wodach. Takie są fakty i nic tego nie zmieni – mówił w tym czasie Davutoglu.
Przez ponad 15 lat Turcja była najbliższym muzułmańskim sojusznikiem Izraela. Oba kraje zacieśniały współpracę gospodarczą i wojskową. W 2008 roku Ankara pełniła nawet rolę pośrednika w negocjacjach między Izraelem a Syrią. – Dlaczego miałoby nam zależeć na złych stosunkach z krajem, któremu pomagamy wynegocjować pokój – przekonuje szef tureckiego MSZ.
Stosunki między obu krajami zaczęły się psuć, kiedy rządząca Turcją Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) o islamskich korzeniach zaczęła coraz ostrzej krytykować Izrael za politykę wobec Palestyńczyków. Po majowym incydencie Ankara odwołała swojego ambasadora z Tel Awiwu.
Więcej na: rp.pl