Przekształcenie kościoła Hagia Sophia, które odbyło się w oprawie nawiązującej do świetności Imperium Osmańskiego i przy komentarzach schlebiających prezydentowi Erdoganowi jako przywódcy nowego kalifatu, to tylko jeden z elementów długiego wyścigu o przywództwo nad światem muzułmańskim.
Ali Erbaş zarządzający dyrektoriatem spraw religijnych, Diyanetem, wszedł na kazalnicę w Hagii Sophii wspierając się o miecz, który jest przywilejem imamów prowadzących piątkowe modlitwy w meczetach symbolizujących podbój.
Na ten przywilej Erbaş zasłużył wraz z całym ministerstwem religijnym, które od lat inwestuje w promowanie islamistycznej wersji religii na całym świecie, od krajów zachodnich, przez Bałkany, po Azję Centralną i Afrykę, a nawet tak zaskakujące miejsca na mapie islamu, jak Haiti.
Jeżeli Diyanet ma podołać tym zadaniom, włącznie z rozwojem edukacji religijnej i budową mega meczetów, musi być dobrze doposażony. Z tego powodu jest to jedno z najbardziej obciążających budżet ministerstw, o środkach kilkukrotnie wyższych niż ministerstwo spraw wewnętrznych czy turecki parlament. Może to być zaskoczeniem, ale nie wtedy, gdy staje się w szranki z Arabią Saudyjską, która na rozpowszechnianie wahhabizmu, a także wspieranie wcześniej organizacji islamistycznych, wydała nawet, jak się szacuje, 100 miliardów dolarów.
„Ulica” równie ważna, jak rządy
I chociaż na powierzchni wygląda na to, że kraje, które były pod wpływem Imperium Osmańskiego nie życzą sobie tureckiego przywództwa, że coraz mocniejszy jest sojusz Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Egiptu, Jordanii, Bahrajnu, to gra toczy się o „arabską ulicę”.
Widać to było przy normalizacji stosunków między ZEA a Izraelem i kolejnym etapie zbliżenia państw arabskich z tym krajem. Prezydent Turcji, pomimo, że Ankara ma dość rozbudowane stosunki z Jerozolimą, ostro zaatakował Emiraty za podjęcie działań pokojowych. To zbliżenie nie było dobrze przyjęte przez społeczność muzułmańską na świecie i Erdogan dobrze sobie z tego zdawał sprawę.
Narzędziami budowania przez niego poparcia wśród społeczności muzułmańskich jest bezwarunkowe wspieranie sprawy palestyńskiej, wspieranie Hamasu, poparcie islamistów w trakcie Arabskiej Wiosny, przedstawianie się jako obrońca ludu w opozycji do dyktatorów. Tu zresztą pomaga Erdoganowi zmęczenie bliskowschodnimi dyktaturami, chociaż według sondaży opinii coraz mniej ludzi wierzy w podstawowy slogan islamistów – „Islam jest rozwiązaniem”.
Kończy się zachodni kredyt zaufania
W państwach zachodnich wpływy tureckiego islamu, postrzeganego jako bardziej umiarkowany, były do tej pory akceptowane jako korzystna alternatywa dla wahhabizmu. Jednak biorąc pod uwagę coraz większą kontrolę, jaką Turcja chce sprawować nad społecznościami muzułmańskimi w diasporze, Zachód, a zwłaszcza Niemcy i Austria coraz baczniej przygląda się tym wpływom.
Polityka Erdogana nie skupia się jedynie na budowaniu protureckiego sentymentu wśród muzułmanów. Podważanie prymatu Arabii Saudyjskiej ma też miejsce w ramach stworzonej przez nią Organizacji Współpracy Islamskiej (OIC).
Tutaj Turcja próbuje tworzyć frakcje, które mają odnowić organizację. Na razie udaje się to robić z Malezją i Katarem, ale Pakistan odmówił udziału we wspólnym spotkaniu. To może się jednak zmienić ponieważ OIC milczy w sprawie sporu Pakistanu i Indii o Kaszmir, a Ankara opowiada się po stronie Islamabadu.
Katar szczególnie związany jest z Turcją od czasu, gdy ta zapewniła mu bezpieczeństwo w trakcie sporu z państwami Zatoki Perskiej. Inne kraje, zwłaszcza afrykańskie, też coraz bardziej przychylnie patrzą na związki z Ankarą, która w regionie na razie nie jest postrzegana w kontekście neokolonializmu i imperializmu.
Przez Afrykę do kalifatu?
Turcja mocno osadziła się w Somalii, przy kluczowym dla transportu morskiego obszarze. Coraz częściej pojawia się na Sahelu. W Libii uratowała Rząd Jedności Narodowej w Trypolisie, a jednocześnie przedłużyła wojnę domową, nie pozwalając na zwycięstwo frakcji z Tobruku. W wymienionych miejscach wszędzie po drugiej stronie lokalnych sporów pojawiają się Arabia Saudyjska i ZEA.
Dwa tygodnie temu Grzegorz Lindenberg opisywał jakie rojenia wypełniają głowy dziennikarzy bliskich kręgom tureckiej władzy, pokazując świat niebezpiecznej fantazji, w jakiej żyją. Niestety tę utopię szczęśliwego kalifatu, opartą na historycznych przekłamaniach i wspartą przez supermocarstwo, Turcja próbuje realizować. Najpierw jednak musi usunąć w cień dotychczasowego lidera świata muzułmańskiego.
Jan Wójcik
Obserwuj autora na Twitterze: @jankwojcik
Więcej na temat aktywności Diyanetu
Na temat obecności Turcji w Somalii więcej w „Układzie SIł”.
Źródła: Foreign Policy, ZEE News India