O negatywnych skutkach rozmywania różnicy pomiędzy uchodźcą a imigrantem pisze dla „The Spectator” były brytyjski ambasador w Arabii Saudyjskiej i specjalista w sprawach bezpieczeństwa w think tanku Policy Exchange, Sir John Jenkins.
Jenkins zauważa, że następuje coraz większe zacieranie różnic pomiędzy uchodźcami a imigrantami, w narracji o osobach, które próbują nielegalnie przekroczyć granice, czy to Kanał La Manche, czy to z Białorusi do Polski. Odwołuje się do zdjęcia 24-letniej Kurdyjki Maryam Nuri Hama Amin, która utonęła próbując przedostać się łodzią z Francji do Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że dziewczyna niedawno zaręczyła się i nie doświadczała żadnych prześladowań w Kurdystanie, a jedynie próbowała nielegalnie dołączyć do swojego narzeczonego, który już był w Anglii.
Jak zauważa były ambasador, zarówno na polsko-białoruskiej granicy jak i na Kanale, wielu z tych, którzy próbują nielegalnie je przekraczać to iraccy Kurdowie. A znając sytuację półautonomicznego Regionu Kurdystanu (KRG) można postawić pytanie, czy osoby te rzeczywiście mają prawo starać się o ochronę międzynarodową.
„Wyodrębnienie prawnych, jurysdykcyjnych i politycznych elementów będących podłożem kryzysu migracyjnego jest trudnym zadaniem, ale jakiekolwiek trwałe rozwiązanie wymaga od nas, żebyśmy przynajmniej spróbowali”, twierdzi Jenkins.
KRG nie jest organizmem politycznie doskonałym, ale który nim jest, pyta ekspert. Przypomina, że region sam stał się miejscem schronienia dla osób uciekających przez Państwem Islamskim. Tym bardziej absurdalną sytuacją jest to, że Białoruś stała się migracyjnym hubem, bo przecież „nikt tak naprawdę nie chce mieszkać w Mińsku pod bezwzględnymi rządami takiego człowieka jak Aleksander Łukaszenko”. I to głównie Kurdowie z Iraku pojawili się tam jako narzędzie „gigantycznego politycznego przekrętu, zaplanowanego, żeby upokorzyć i zdestabilizować Polskę, a szerzej Unię Europejską”.
Nowym terminem, który ostatnio można spotkać, mającym usprawiedliwiać masową, nieregulowaną imigrację, jest mówienie o „osobach szukających lepszego życia”. Już wiadomo, że w większości przypadków nie da się uzasadnić migracji powodami stricte uchodźczymi, więc pisze się nie o nielegalnej imigracji z powodów ekonomicznych, lecz o „szukaniu lepszego życia”. Jest to nic więcej jak tylko moralny szantaż, no bo kimże mielibyśmy być, żeby odmawiać innym starania się o poprawę swojego losu?