Operację sił specjalnych USA, która doprowadziła do zabicia Osamy bin Ladena, podjęto bez udziału Pakistanu, ponieważ istniały obawy, że „może on zaalarmować cele” – oświadczył dyrektor CIA Leon Panetta.
W wywiadzie dla tygodnika „Time” przyznał, iż jego doradcy mieli tylko od 60 do 80 procent pewności, że bin Laden znajduje się w rezydencji, którą zamierzano zaatakować.
CIA z góry wykluczyła współdziałanie z Pakistanem, gdyż „zadecydowano, że podjęcie jakiejkolwiek współpracy z Pakistańczykami może zagrozić misji: mogą oni zaalarmować cele” – powiedział Panetta.
Pakistan zaprzeczył, by był w jakikolwiek sposób wcześniej powiadomiony o planowanej akcji sił specjalnych USA przeciwko Osamie bin Ladenowi, ale przyznał, że od roku 2009 dzielił się z CIA informacjami na temat rezydencji, którą zaatakowali Amerykanie.
„Żadna baza ani instalacja na terytorium Pakistanu nie została wykorzystana przez siły USA, jak również armia pakistańska nie udzieliła jakiegokolwiek operacyjnego lub logistycznego wsparcia tym operacjom, przeprowadzonym przez siły USA. Ten precedens niezalegalizowanej jednostronnej akcji nie może być traktowany jako reguła” – głosi oświadczenie ministerstwa spraw zagranicznych Pakistanu.
Według niego, amerykańskie śmigłowce wykorzystały do przelotu przez pakistańską przestrzeń powietrzną radarowe „martwe pola” górzystego terenu wokół miasta Abbotabad, gdzie miał siedzibę szef Al-Kaidy. Pakistańskie myśliwce wystartowały w ciągu kilku minut po otrzymaniu wiadomości o ataku, ale nie przechwyciły Amerykanów, którzy zdążyli już opuścić przestrzeń powietrzną Pakistanu.
Więcej na: interia.pl