Wielojęzyczni, świadomi najnowszych trendów mody mieszkańcy Beirutu, stolicy Libanu, uważają swoje miasto za kosmopolityczne. Ale nie każdy jest tu mile widziany.
Czarnoskórym oraz imigrantom z Azji i innych krajów trzeciego świata, stanowiących większość przyjezdnych robotników, odmawia się wstępu do bardziej eleganckich miejsc. Władze Libanu, zdając sobie sprawę z niesmaku jaki może to wywołać, ostrzegają kluby przeciwko zakazywaniu wstępu z powodów rasowych, narodowościowych czy niepełnosprawności.
Ale rasizmu nie da się wykorzenić w jedną noc, ani w Libanie, ani w innych krajach Bliskiego Wschodu, gdzie nawykowo traktuje się czarnoskórych z pogardą. Rasistowskie docinki często słychać na ulicach Egiptu, a w Jemenie ludzie o ciemniejszej skórze, znani jako al-akhdam (‘służący’), którzy stanowią około 5% społeczeństwa, mają dostęp jedynie do pogardzanych zawodów i zwykle mieszkają w slumsach. W Libii milicja zwalczająca rebeliantów często obiera sobie za cel ciemnoskórych z pobliskich krajów, jak Czad i Mali, oraz z położonych dalej na południe, oskarżając ich, że są najemnikami Kaddafiego.
Mieszkańcy Filipin, Sri Lanki oraz Amerykanie pochodzenia chińskiego, jak wielu innych, skarżą się na rasistowskie uwagi zarówno w pracy jak i na ulicach Libanu. „Kiedy odwiedzają mnie czarnoskórzy znajomi lub przyjaciele z Azji”, mówi młody Libańczyk, „czekam na lotnisku, żeby upewnić się, że służby imigracyjne nie będą zadawać nieodpowiednich pytań. To haniebne.”
Niektórzy widzą przyczyny tej sytuacji w spuściźnie po handlu niewolnikami, za sprawą którego już od VII w. sprowadzano do regionu Afrykanów. Ale Nadim Haury z Human Rights Watch mówi, że rasizm utrzymuje się w tym obszarze świata, ponieważ władze zaniedbały walkę z nim. „Na całym świecie są rasiści, ale w wielu krajach takie komentarze są tematem tabu, częściowo dlatego, ze zabrania tego prawo”, stwierdza Haury. „Tutaj, nawet jeśli istnieją przepisy, nigdy się ich nie stosuje.”
Sprawę pogarsza snobizm. Miliony cudzoziemców na Bliskim Wschodzie wykonują prace porządkowe i budowlane, które ludność lokalna uważa za poniżej swojej godności. Często odmawia się takim robotnikom podstawowych praw. „Ludzie widzą w nas po prostu tanią siłę roboczą,” mówi Filipińczyk po studiach, który zarabia 200 dolarów miesięcznie w bejruckim salonie piękności. Niektóre kluby zapowiedziały już, że zignorują nowe zalecenia władz. Ich klienci, jak twierdzą, nie zniosą ocierania się o ciemnoskórych z klasy służących.
Tłumaczenie: ND
Nagranie z ulic Bejrutu: