Dwóch mężczyzn ubranych w burki napadło kilka dni temu na jeden z francuskich banków. A nad Sekwaną ponownie rozgorzała debata na temat obecności islamu w przestrzeni publicznej.
Islamskie burki i nikaby – noszone przez część muzułmanek stroje, zakrywające całe ciało i pozostawiające jedynie niewielką szczelinę na oczy lub przykrywające je specjalną siatką – budzą o wiele większe emocje, niż wynikałoby to z ich statystycznej obecności na ulicach europejskich miast. Część zachodnich polityków uważa, że burka to w istocie jedynie kawałek materiału pozwalający na manifestację własnej religijności, obyczajowości i odrębności kulturowo-religijnej. Inni widzą w nich natomiast „mały Afganistan” – symbol ucisku kobiety oraz wyzwanie rzucone całej zachodniej cywilizacji. I w ślad za tym formułują postulaty wprowadzenia całkowitego zakazu noszenia wszelkich radykalnych odmiany hidżabu, co ma ich zdaniem zapobiec rozprzestrzenianiu się „raka” radykalnego islamu. Przeciwnicy takiego zakazu uważają jednak, że stanowiłby on przekroczenie dopuszczalnej granicy ingerencji państwa w życie obywateli i godziłby bezpośrednio w ich wolność religijną.
Na czele antyburkowej krucjaty stoi dziś, jakżeby inaczej, laicka Francja, w której od dawna krzywym okiem spogląda się na wszelkie zewnętrzne oznaki religijności. Z tego powodu już w 2004 roku nad Sekwaną przeforsowano ustawę zakazującą noszenia w szkołach publicznych wszelkich widocznych symboli religijnych, m.in. muzułmańskich chust, żydowskich jarmułek oraz dużych krzyży.
Teraz na celowniku znalazły się burki. – Coraz częściej trafiamy na kobiety zakryte od stóp do głów. To nie jest zwykła manifestacja uczuć religijnych. To poniżanie kobiet – stwierdził poseł partii komunistycznej Andre Guerin, szefujący specjalnej komisji parlamentarnej, badającej, czy burki nie godzą aby w wolność kobiet i świętą zasadę laickości tamtejszego życia publicznego.
Rekomendowany przez jego komisję projekt nowej ustawy zakłada wprowadzenie zakazu noszenia burek, nikabów, burkini (muzułmańskiej odmiany bikini) i wszelkich innych strojów umożliwiających zakrywanie twarzy w przestrzeni publicznej – w szpitalach, szkołach, środkach transportu publicznego, urzędach pocztowych, bankach, na uniwersytetach itp. Za złamanie ustawy nie są przewidywane żadne sankcje karne, jednakże kobiety noszące burki nie będą obsługiwane w urzędach, szpitalach i innych placówkach publicznych.
Karane ma być jedynie zmuszanie drugiej osoby do zakładania burki. W projekcie znalazło się także zalecenie, aby noszenie symboli „radykalnych praktyk religijnych” stanowiło przeszkodę w uzyskaniu pozwolenia na pobyt oraz francuskiego obywatelstwa. To ostatnie stanowi zresztą tylko próbę usankcjonowania istniejącego stanu rzeczy. Parokrotnie bowiem odmawiano już nadania obywatelstwa francuskiego właśnie z powodu burki. Ostatni raz – kilka tygodni temu, kiedy francuskie ministerstwo ds. imigracji uznało, że wnioskujący o nie mężczyzna „odrzuca zasady laickości, a także równości między kobietą a mężczyzną”, ponieważ zmusza swoją francuską żonę do noszenia burki.
Więcej na: interia.pl