Turcja – wyjątek na mapie muzułmańskiego świata. Jedyne państwo muzułmańskie w strukturach NATO. Jedyny muzułmański kandydat do UE. Sztandarowy przykład połączenia islamu i demokracji. Po rządami islamskiej AKP Turcja powoli traci swój laicki i proeuropejski charakter.
Początki Turcji sięgają 1299, kiedy powstało Imperium Osmańskie. Obecny kształt przybrała po pierwszej wojnie światowej. W 1922 zniesiono kalifat, a w 1923 Turcja stała się republiką. Pierwszym prezydentem został Mustafa Kemal, nazwany później Ataturkiem (Ojcem Turków). Za jego sprawą przeprowadzano liczne reformy mające na celu europeizację kraju: zmiana prawa cywilnego, handlowego i karnego, wprowadzenie alfabetu łacińskiego zamiast arabskiego, przyjęcie kalendarza gregoriańskiego. W 1934 przyznano kobietom bierne i czynne prawo wyborcze. W czasie drugiej wojny światowej zarówno państwa Osi, jak i alianci starali się wciągnąć Turcje do wojny, ale udało jej się – z pewnymi problemami – zachować neutralność i zapobiec kolejnej katastrofie, jaką była jej przegrana w poprzednim europejskim konflikcie. Pomogła w tym postawa armii, która jest od samego początku istnienia Turcji gwarantem jej laickości. Dlatego też w Turcji dochodziło często do zamachów stanu (w 1960, 1971, 1980 i 1997 roku). Ten czwarty miał zresztą wyjątkowo łagodny przebieg i ograniczył się do zasugerowania partiom rządzącym oddania władzy. I chociaż do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zaskarżono delegalizację rządzącej partii, to wniosek został rozpatrzony negatywnie, ponieważ zdaniem sądu Szaria, o której wprowadzanie była oskarżana partia jest sprzeczna z zasadami praw człowieka. Ostatnia interwencja generalicji w sprawy polityki miała miejsce w pierwszej połowie 2007 roku, kiedy to wybuchł kryzys polityczny związany z niemożnością wyboru prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe.
W stronę Zachodu
W czasie Zimnej Wojny położenie Turcja w obawie przed potężnym sąsiadem – Związkiem Radzieckim Ankara zmuszona była wejść w sojusz polityczny z USA oraz w struktury NATO (1952 r.) Prawdziwą kartą przetargową w negocjacjach politycznych były kontrolowane przez Turcje strategiczne cieśniny. Kontrolowanie Bosforu, oddzielającego Europę od Azji pozwoliłoby radzieckiej flocie na swobodne działania w basenie Morza Śródziemnego.
Turcja miała dwie możliwości – stać się krajem satelickim ZSRR lub sprzymierzeńcem Zachodu. Wybrała Zachód. Sojusz ten gwarantował jej niezależność i integralność, był mniejszym złem. W odpowiedzi na amerykański sojusz z Turcją oraz Iranem Związek Radziecki nawiązał porozumienie i podporządkował sobie inne kraje arabskie – Egipt, Syrię, Irak (1950 – 1970).
Zagrożenie ze strony ZSRR i jego arabskich sojuszników zmusiło Turcję do nawiązania bliskich relacji politycznych z antykomunistycznymi państwami regionu – Izraelem i Iranem. Tym samym na Bliskim Wschodzie ukształtowały się dwa bloki – prozachodni (Turcja, Izrael, Iran) i sympatyzujący z Sowietami (Egipt, Syria, Irak). W ten sposób Turcja znalazła się w orbicie wpływów zachodnich oraz stała się strategicznym sojusznikiem Izraela. Związek Tel – Awiwu i Ankary dodatkowo cementował wspólny wróg – Syria.
W stronę Wschodu
Po zakończeniu zimnej wojny, upadku muru berlińskiego oraz rozpadzie ZSRR układ sił zmienił się diametralnie. Izrael już nie był potrzebny Turcji, jako gwarant bezpieczeństwa południowych granic. Również przymierze z USA przestało być opłacalne. Ankara już w trakcie pierwszej wojny z Irakiem odmówiła udostępnienia swoich baz Amerykanom, a teraz grozi zablokowaniem dróg tranzytowych, wykorzystywanych do zaopatrywania wojsk walczących w Iraku.
Ostatnie wypowiedzi tureckiego premiera Tayyipa Erdogana w kwestii Izraela, ludobójstwa Ormian oraz okupacji Cypru sprawiają wrażenie, że dąży on do zmiany charakteru relacji z Waszyngtonem. Nie oznacza to, że Turcja chce zerwać stosunki ze Stanami. Turecki wzrost gospodarczy oraz rosnące znaczenie na scenie polityczne mają wciąż zbyt kruche podstawy. Turcja jeszcze przez jakiś czas będzie szukać protekcji u silnego sojusznika za oceanem. Nie może bowiem liczyć na życzliwość sąsiadów – Grecji, Iranu, Iraku i Syrii. Sytuacje dodatkowo pogarsza konflikt w Kurdystanie.
Turcja, obok Indonezji, Pakistanu, Iranu i Egiptu, jest najpotężniejszym krajem w świecie muzułmańskim z potencjałem militarnym i ekonomicznym wystarczającym do wpływania na politykę swoich sąsiadów. Turcja jest 17-stą potęgą gospodarczą na świecie. Jej PKB jest wyższe niż jakiegokolwiek innego kraju muzułmańskiego, nawet Arabii Saudyjskiej. Nawet w porównaniu z krajami europejskimi Turcja ustępuje pod tym względem tylko Niemcom, Anglii, Francji, Włochom i Holandii. Pięciokrotnie wyprzedza Izrael. Pod względem PKB na głowę mieszkańca jej pozycja jest znacznie niższa (70.), ale to PKB nominalny decyduje jak duży jest wkład kraju w gospodarkę światową i określa jego potęgę ekonomiczną.
W tej chwili rząd turecki stara się balansować na krawędzi trzech ścierających się sił. Pierwszą jest gospodarka, która pozostaje zdrowa i rozwijająca się pomimo światowego kryzysu finansowego. Drugą jest armia pozostająca gwarantem laickości państwa. Trzecią i być może kluczową siłą są organizacje islamskie, które chcą widzieć Turcję, jako lidera świata islamskiego.
Ankarze nie zależy na osłabieniu gospodarki, a fundamentalny islam postrzega jako zagrożenie dla klasy średniej. Próbuje udobruchać armię i trzymać ją z dala od polityki. Niestety stara się też iść na rękę radykalnym ruchom islamskim, które mogą wykorzystać wojsko do przejęcia władzy.
Turcja rozpoczęła negocjacje w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej 3 października 2005, ale francuskie obiekcje spowolniły proces. Głównym zarzutem był coraz mniejszy liberalizm rządzącej partii AKP. Jak pokazują różne doniesienia prasowe oraz raporty po 6 latach rządów AKP Turcy mają mniejsze swobody obywatelskie, wolność słowa jest tłamszona, a w sytuacja kobiet się pogarsza. W kwietniu 2007 turecki rząd zablokował dostęp do popularnego portalu Youtube. W 2002 roku na liście państw dyskryminujących kobiety prowadzonej przez ONZ Turcja spadła z 63 na 90 miejsce. Trudno jest poważnie traktować zapewnienia AKP o liberalizmie, kiedy wg raportu nawet saudyjskie kobiety cieszą się większymi prawami socjalnymi i obywatelskimi niż tureckie.
Podobne sygnały ostrzegawcze są zauważalne w polityce zagranicznej. Zbliżenie z Teheranem nastąpiło w roku 2002 po przejęciu władzy przez AKP i wątpliwe jest, że Turcja w atomowym konflikcie z Iranem stanie po stronie Unii i USA. W grudniu 2008 Erdogan skierował pod adresem Waszyngtonu stwierdzenie, że „kraje, które odmawiają Iranowi broni jądrowej same nie powinny jej posiadać”. Stanowisko Turcji jeszcze mniej się pokrywa ze stanowiskiem Zachodu w kwestii Bliskiego Wschodu. W trakcie konfliktu w Gazie, Erdogan kwestionował ważność członkostwa Izraela w ONZ oraz zaproponował… reprezentowanie Hamasu na arenie międzynarodowej.
19 stycznia 2009 w Katarze odbyło się spotkanie umiarkowanych krajów islamskich, sojuszników USA – Egiptu, Jordanii i Arabii Saudyjskiej – mające na celu zakończenie konfliktu Izrael – Hamas. Na trzy dni przed mediacjami Erdogan spotkał się w Katarze z przedstawicielami Iranu, Syrii i Sudanu traktując tym samym lekceważąco umiarkowane państwa arabskie, dążące do szybkiego zawieszenia broni. Turcja w konflikcie Izrael – świat arabski przyjmuje niekiedy nawet ostrzejsze stanowisko niż Arabia Saudyjska.
Trudny partner Unii
W kraju starającym się o przyjęcie do UE pojawiają się też przejawy antysemityzmu. Turecki rząd obwiniania Izraela za ostatni konflikt w Gazie i zarzucanie mediom kontrolowanym przez Żydów przekręcanie faktów lub wręcz kłamstwa. Diaspora żydowska ma powody do strachu: żydowskie firmy są bojkotowane, zdarzają się przypadki przemocy o podłożu rasistowskim.
19 stycznia Turcja zagroziła wycofaniem się z poparcia dla gazociągu Nabucco, jeśli Unia nie podejmie przerwanych negocjacji w sprawie przystąpienia Turcji do wspólnoty. Rurociąg ma znaczenie strategiczne, ponieważ uniezależnia Europę od Rosji. Jego trasa biegnie od Morza Kaspijskiego przez Turcję do Europy. Turcja posunęła się do szantażu, ponieważ w zwyczajnym trybie nie potrafi rozwiązać kwestii problematycznych w relacji z UE. Okupacja Cypru, kłamstwa w sprawie rzezi Ormian, dyskryminacja kobiet, silne związki z islamskimi reżimami, łamanie praw człowieka – to tylko niektóre z nich.
Przerost imperialnych ambicji?
Pomiędzy 1995 a 2007 UE prawie podwoiła liczbę państw członkowskich, z 15 do 27. To gwałtowne poszerzenie nie zostało poprzedzone usprawnieniem funkcjonowania instytucji wspólnotowych, a w szczególności organów decyzyjnych. Od 2004 roku podejmowanie wspólnych decyzji stało się jeszcze bardziej czasochłonne i trudne z powodu rozbieżności w interesach poszczególnych państw. 12 nowych państw uczyniło UE mocniejszą tylko pozornie. Każde nowe państwo, nieważne duże czy małe, pogłębia różnorodność w samej wspólnocie, co kulturowo ją wzbogaca, ale też jest dla niej ciężarem. Poszerzanie granic Unii ma swoją cenę. Unia kontynuując proces integracji zapomina o kosztach stąd płynących. W Brukseli ocenia się, że państwa bałkańskie staną się pełnoprawnymi członkami Unii w roku 2020, ale bierze się też pod uwagę daty późniejsze. Po ich akcesji UE będzie liczyć 34 państwa. Czy z taką ilością państw członkowskich podejmowanie decyzji i wypracowywanie wspólnych strategii będzie jeszcze możliwe?
Turcja byłaby 35 krajem członkowskim. Wydaje się ona partnerem szczególnie trudnym ze względu na ogromne różnice kulturowe i religijne. Formalnie także jest okupantem pełnoprawnego członka UE – Cypru. Problemem pozostaje także brak cywilnej kontroli nad armią. Gdyby jednak Turcja dołączyła do państw UE, miałaby bardzo silną pozycję w Parlamencie Europejskim ze względu na liczbę swoich obywateli.
Z tych powodów Europa i Turcja musza głęboko przemyśleć swoją długofalową współprace. Czy jest sens wchodzić w związek, który zaowocuje częstymi sporami i brak w nim będzie harmonii? A może wystarczy status uprzywilejowanego partnera? Turcja jest związana z UE unią celną, ale wciąż jest wiele obszarów, w których można zacieśnić współpracę w zakresie polityki monetarnej, ekonomicznej, energetyczną i międzynarodowej.
Unia Europejska powinna się powstrzymać przed nadmiernym rozszerzaniem. Historia już wielokrotnie pokazała, że imperia upadały pod swoim własnym ciężarem, kiedy związki pomiędzy centrum a prowincjami stawały się coraz słabsze, a odległości coraz większe.
Paweł Ulicki