Powiesili w Gazie Włocha, bo pomagał nie tym co trzeba

W Strefie Gazy porwano i powieszono obywatela Włoch. Nazywał się Vittorio Arrigoni, miał raptem 36 lat i był po uszy zaangażowany w – jak to rozumiał – pomoc Palestyńczykom. Arrigoni pracował w Międzynarodowym Ruchu Solidarności. Wielokrotnie wjeżdżał do Strefy. Zamordowali go salafici, religijni radykałowie, uprzednio żądając, by w zamian za zwolnienie Włocha Palestyńczycy rządzący Gazą wypuścili z więzień ich współbraci. Arrigoni zginął, nim minął termin 30 godzinnego ultimatum.

Salafici, lub wahabici, to islamscy ekstremiści; ich ruch wywodzi się z pustyń Arabii Saudyjskiej. Postulują powrót do źródeł, gdyż zdaje im się, że współczesny islam wyrodził się. Salafitą jest Osama ben Laden, jego zastępca Ajman az Zawahiri i talibowie. Salafitami są Bracia Muzułmańscy, demonstrujący przeciwko dyktatorskim reżimom w Egipcie, a obecnie w Syrii. Wiele samobójczych zamachów w Iraku przeprowadzili właśnie salafici.

Kilka lat temu miałem okazję rozmawia przez wiele godzin z szejkiem salafickiego meczetu na przedmieściach Bagdadu. Znał Koran na wylot i każdą zbrodnię umiał usprawiedliwić religijnym wymogiem. Więcej – zapewniał mnie, że jego współbracia nie popełniają zbrodni. Zgładzić najeźdźcę – krzyżowca, policjanta służącego legalnym władzom Iraku, ale też przechodnia – szyitę było dla owego szejka czynem miłym Bogu.

Czego chcą salafici z Gazy? Tego samego, co salafici z Iraku. Chcą mianowicie obalić skorumpowany – ich zdaniem, co wcale nie znaczy, że się mylą – reżim, wprowadzić szariat, czyli prawo religijne, wygnać obcych takich jak Vittorio Arrigoni i, rzecz jasna, zniszczyć Izrael. Zabójstwo Włocha świadczy o tym, że nie cofną się przed żadną zbrodnią. Jak na razie nie mają szans, by urzeczywistni choćby jedno ze swoich marzeń. Co będzie jutro, nikt nie wie.

 Vittorio Arrigoni

Vittorio Arrigoni

Ale, ale czy pragnienia palestyńskich salafitów nie brzmią znajomo? Czy nie słuchaliśmy takich postulatów kilka lat temu? Kto całkiem niedawno twierdził, zresztą słusznie, że rządzący Gazą politycy Fatahu są skorumpowani i jeśli się ich wygna, nastanie sprawiedliwość? Nikt inny, tylko Hamas. Kto wprowadził w Strefie prawo religijne? Hamas. Kto nie chce obcych i zapowiada zniszczenie Izraela? Hamas. Okazuje się, że nawet ludziom, którzy mają się za najbardziej wierzących i oświeconych, brakuje nowych słów i postulatów. Kopiują poprzedników z zastrzeżeniem, że z pewnością zrobią to lepiej.

Przypomnijmy – w czasie drugiej intifady Hamas słał na terytorium Izraela zamachowców – samobójców. Porywał zakładników. Przejął władzę w Gazie w wyniku krwawego puczu; przeciwników politycznych z Fatah wymordowano, wielu straciło życie zrzuconych z dachów wysokich budynków. Obiecał, że będzie rządzić w imię Allaha (kobiety zasłoniły włosy, ze sklepów zniknął alkohol, zdarzały się mordy honorowe), ukróci korupcję, zaprowadzi prawdziwą równość, niemal jak w Bożym królestwie. Niestety, z korupcją nie udało się. Miał pokonać Izrael, więc strzelał rakietami kassam w terytorium Izraela, co skutkuje akcjami odwetowymi; krew przelana w operacji Płynny Ołów sprzed dwóch lat przeraziła samych Izraelczyków. Słowem – nie dotrzymał obietnic, bo takich obietnic po prostu nie można dotrzymać.

Lecz Hamas zasmakował władzy, spasł się na przemytniczych tunelach z Egiptu, przyrósł do stołków. Przestał być, także dla wielu Palestyńczyków, symbolem czystości, co z tego, że fanatycznej. Mam wrażenie, że wielu Europejczyków rozpaczających nad ciężką dolą Gazy nie chce tego zauważyć.

Więcej na: gazeta.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign