Poeta i prorok

Ikona amerykańskiej poezji i pokolenia beatników Allen Ginsberg wobec totalitarnego islamu.

mohameduwaga: zgodnie z treścią oryginału tekst zawiera wulgarne i obraźliwe słownictwo – przyp. tłum

Poznałem Ginsberga na krótko przed jego śmiercią. Nie za dobrze, po prostu powiedzieliśmy sobie cześć. Jednak po jego śmierci wziąłem udział w uroczystości ku jego pamięci w City University Garduate School. Jego asystent przytoczył historię o tym, jak  Ginsberg zareagował na wieść o wyroku śmierci na powieściopisarzu Salmanie Rushdie, wydanym w 1989 roku przez ajatollacha Chomeiniego. Jak zapewne Państwo pamiętają, jego “przestępstwem” było napisanie prowokacyjnej, może nawet bluźnierczej powieści p.t.”Szatańskie Wersety,”inspirowanej życiem Mahometa.

Z tego co pamiętam,wyglądało to następująco: Wkrótce po ukazaniu się tej fatwy Ginsberg ze swoim asystentem wsiedli do taksówki na Manhattanie. Poeta rzucił wtedy okiem na plakietkę z nazwiskiem kierowcy i uprzejmie zagaił rozmowę pytaniem,czy tenże jest muzułmaninem. Gdy zaś otrzymał odpowiedź potwierdzającą , zaczął wypytywać,co sądzi na temat wyroku śmierci na Rushdiego. Taksówkarz odparł, że książka  nie okazuje szacunku islamowi, a ajatollach jak najbardziej miał prawo tak postąpić. Według asystenta,w tym momencie Ginsberg, jeden z łagodniejszych ludzi, jakich nosiła ziemia, wybuchł gniewem i zaczął krzyczeć na taksówkarza : “W takim razie sram na waszą religię! Słyszysz? Sram na islam! Sram na Mahometa! Słyszysz? Sram na Mahometa!”,następnie zażądał, by taksówkarz zatrzymał wóz i wysiadł z niego,nie uiszczając opłaty za przejazd. Gdy samochód odjeżdżał,Ginsberg nadal ciskał za nim przekleństwa.

Od kilku tygodni często myślę o Ginsbergu przeklinającym taksówkarza, islam i Mahometa. Proszę Państwa, mieszkam na Manhattanie, rzut kamieniem od Times Square. Z tego co pamiętam, 1 maja przechadzałem się z przyjacielem w odległości około 30 stóp od miejsca, w którym miała wybuchnąć bomba. Gdyby nie techniczna nieudolność brudasa o imieniu Faisal Shahzad,prawdopodobnie obydwaj już byśmy nie żyli. Proszę zwrócić uwagę na wyrażenie “muzułmański brudas”. Żadne z tych słów nie dotyczy aktu terrorystycznego, którego zamierzał dokonać, jednak można posądzić je o współudział. Możemy uznać, że jest to wynaturzenie, ale to właśnie islam zainspirował i ukształtował takie okazy jak Shahzad, nadał gównianemu odcieniowi jego życia głębię i usprawiedliwienie. Dlaczego tak trudno jest nam to przyznać?

Albo zapytam inaczej: Gdzie jest wściekłość? Dlaczego nikt publicznie nie powie tego, co Ginsberg wykrzyczał z tylnego siedzenia taksówki? Jeśli islam usprawiedliwia,lub przynajmniej w oczach milionów muzułmanów usprawiedliwia, podkładanie bomb na Times Square, to ja też sram na islam.

Jest czas na dialog międzyreligijny, wzajemny szacunek i współczucie. Ale to nie jest ten czas. Samochód-pułapka Shazada zaparkowany był przed biurami Viacom, partnera telewizji Comedy Central, w której obejrzeć można South Park. W ubiegłym miesiącu twórcy South Parku postanowili pośmiać się z proroka Mahometa – tak samo, jak w przeszłości wielokrotnie śmiali się już z Mojżesza i Jezusa. Tym razem jednak zaczęto grozić im śmiercią. Zbyt wcześnie jest,by łączyć zamach na Times Square z blasfemicznymi odcinkami South Parku, policja jednak nie wyklucza takiej możliwości.

Jeśli Shahzada obraziły animowane obrazki i postanowił bronić dobrego imienia proroka,zabijając setki ludzi – matek z dziećmi w wózkach, nastolatków podróżujących z szeroko otwartymi z zachwytu oczami , mężów i żony przechadzających się wieczorem po mieście – to muszę zgodzić się z poetą: sram na Mahometa.

Amerykanie określają naszą zbiorową uległość wobec muzułmanów mianem “poprawności politycznej”. Pojęcie to może być trafne w odniesieniu do różnych mniejszości etnicznych i religijnych, jednak nasze stąpanie na paluszkach wokół muzułmańskiej wrażliwości jest niczym innym ,jak czystym, staroświeckim tchórzostwem. Marionetka MSNBC Lawrence O’Donell na przykład wielokrotnie znieważał mormonów w kampanii prezydenckiej w 2008 roku w swym obsesywnym, werbalnym dżihadzie przeciwko ówczesnemu kontrkandydatowi Mittowi Romney’owi. Kiedy jednak dziennikarz radiowy Hugh Hewitt zapytał go, czy obraziłby Mahometa w sposób,w jaki obraża Josepha Smitha (świętego założyciela mormonizmu – przyp. tłum), O’Donnell odpowiedział z niespotykaną szczerością “Och, obawiam się, co… naprawdę tego się boję. Chciałbym dużo bardziej krytykować islam publicznie, ale obawiam się o swoje życie, naprawdę… Mormoni to najmilśi ludzie na świecie. Oni nigdy by mnie nie zastrzelili. Ci inni, słowa na nich nie powiem”.

Tak to wygląda w skrócie. Ale to nie jest tylko problem O’Donnella. To jest nasz problem. Problem Ameryki. Problem Zachodu. Obawiamy się iść przed siebie, zaryzykować indywidualne życie w obronie swobody myśli i swobody wyrazu , zasad, które trzy wieki temu pozwoliły judeochrześcijańskiej cywilizacji zostawić islamski wschód na jałowych piaskach, dosłownie i w przenośni.

Kiedy w 2004 roku zamordowano holendrskiego reżysera Theo Van Gogha za to, że nakręcił krótki film krytycznie odnoszący się do sposobu, w jaki traktowane są w islamie kobiety; gdzie podziały się publiczne pokazy tego filmu? Kiedy w 2005 roku w wielu krajach muzułmanie burzyli się przeciwko rysunkom Mahometa w duńskiej gazecie; gdzie podziały się bilbordy z tymi rysunkami? A gdy twórcy South Parku zaśmiali się z proroka, przebierając go w śmieszny kostium niedźwiedzia, otrzymując w zamian groźby śmierci;gdzie podziały się produkowane na masową skalę koszulki z tym rysunkiem?

Dla mnie poproszę rozmiar M, najlepiej bawełnianą, będę w niej chodził po Times Square.

Od 2001 roku wielu Amerykanów pyta, jak mogą bezpośrednio wesprzeć wojnę przeciwko totalitarnemu islamowi. Teraz mamy już odpowiedź. O ile jest to legalne i obraźliwe dla radykałów,  po prostu zrób to! To chyba wystarczająco bezpośrednie działanie. Ilu z nas będzie miało odwagę przeciwstawić się milionowi ,czy ilu tam muzułmańskim brudasom, oraz może nawet setkom milionów ich towarzyszy i popleczników i wspólnie powiedzieć im w twarz: ”Jeśli checie zabić ducha oświecenia, najpierw będziecie musieli przejść przeze mnie”.

Nowa powieść Marka Goldblatta Sloth nie ma nic wspólnego z islamem, jednak autor uprzejmie informuje, że karaluch na okładce tak naprawdę jest wizerunkiem Mahometa. Poznać to można po tym, że antenki ma ułożone w kształcie litery M.

Mark Goldblatt
tłum. GeKo

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign