Grzegorz Lindenberg
Lecce jest pięknym, sennym miasteczkiem na obcasie włoskiego buta. Jak wiele włoskich miasteczek założone zostało w starożytności, do dzisiaj w wielkim rzymskim afiteatrze urządzane są imprezy kulturalne.
W liczącym ok. 80 tys. ludzi miasteczku widać wielu studentów włoskich i zagranicznych – Lecce ma uniwersytet i wiele szkół dla cudzoziemców chętnych do nauki włoskiego. Turyści przyjeżdżają, żeby zobaczyć piękne budownictwo barokowe, z którego miasto jest znane – z powodu dużej liczby zabytków nazywane jest nawet, ze sporą przesadą, Florencją południa. Zwiedzałem je pięć lat tamu i zastanawiałem się wówczas, czy nie wrócić tam kiedyś na kilka tygodni do którejś ze szkół językowych, tak bardzo to miejsce mi się podobało.
W tym miasteczku Giampiero Palladini, miejscowy biznesman, islamski konwertyta, zamierza zbudować pierwszy w Europie islamski uniwersytet na 5000 studentów, wraz z akademikami, terenami sportowymi i meczetem. Mają tam studiować islamską filozofię, literaturę i teologię. Według Palladiniego uniwersytet, „narzędzie pokoju”, ma sprzyjać zmianie nastawienia Włochów do islamu. Burmistrz miasteczka jest przeciwny, ale nie jest jasne czy on albo rada miejsca będą w stanie zablokować budowę.
Lecce i cały region Apulii, w którym jest położone, poznało islam bezpośrednio w IX w. – przez jakiś czas było pod panowaniem Arabów. W wiekach późniejszych Apulia była wielokrotnie najeżdżana przez oddziały ottomańskie (tureckie). Najbardziej znana jest historia z Otranto, nadmorskiego miasteczka odległego od Lecce zaledwie o 47 km. Po dwutygodniowym oporze zostało ono opanowane w roku 1480 przez Turków, którzy następnie ścięli 800 mieszkańców, odmawiających przejścia na islam. Papież Franciszek kanonizował ich jako męczenników dwa lata temu. Turków udało się wypędzić po ponad roku okupacji; ponownie okupowali Otranto przez kilka miesięcy jeszcze w 1537.
Lecce jest stolicą prowincji (powiatu) w której leży Otranto. Giampiero Palladini unika odpowiedzi na pytania o źródła finansowania uniwersytetu, który potrzebuje 45 milionów euro – ma je ujawnić w przyszłości, a na razie twierdzi, że są to m.in. prywatni sponsorzy z Kataru i Kuwejtu. Trochę jak z meczetem na Ochocie w Warszawie – meczet powstał, ale nie wiadomo, za czyje pieniądze.
Przypuszczalnie w obu przypadkach wchodzą w grę pieniądze saudyjskie. Planowany uniwersytet nie ma jeszcze – i chyba nawet nie wystąpił o to – akredytacji włoskiego ministerstwa oświaty. Nie wiadomo, czy taką akredytację otrzyma, bo na razie nie wiadomo, kto i czego dokładnie miałby tam uczyć. Wątpliwe, czy Włochy potrzebują tysięcy absolwentów islamskiej literatury, teologii i filozofii, szczególnie uczonych według programu opłacanego – i ustalanego – przez Arabię Saudyjską. Arabia Saudyjska nie jest specjalnie znana z upowszechniania islamu charakteryzującego się tolerancją, otwartością na inne religie i pasującego do zachodnich społeczeństw.
Uniwersytet stać się natomiast może centrum islamskim na południu Włoch, naturalnym ośrodkiem, do którego dążyć będą setki tysięcy nielegalnych imigrantów, którzy przybywają na włoską wysepkę Lampedusę, a następnie przewożeni są do obozów na południu Włoch i z nich zwalniani.
Przypuszczam, że mieszkańcy Lecce i władze miasteczka boją się nie tylko tych 5 tysięcy studentów – co w proporcji byłoby czymś takim, jak 150 tysięcy muzułmańskich studentów w Warszawie – ale i dalszych zmian, jaki uniwersytet przyniesie.
Jeśli prywatni arabscy sponsorzy chcą we Włoszech krzewić wiedzę o islamskiej literaturze i filozofii nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nawet na kilku uczelniach ufundowali katedry, które tą tematyką będą się zajmować. Budowa uniwersytetu na 5000 osób w niewielkim miasteczku sprawia wrażenie, że nie chodzi o zmianę nastawienia do islamu i krzewienie o nim wiedzy, tylko o skuteczniejsze powtórzenie prób imperium ottomańskiego sprzed pięciuset lat.
„Nasz projekt to nie jest coś obcego, lecz coś, co w pełni łączy się z historią Południa Włoch”,
powiedział pan Palladini, nawiązując niewątpliwie do krótkiego islamskiego panowania nad Apuilą,
Więcej: www.thelocal.it
Grzegorz Lindenberg