Norwegowie: „tak” dla karykatur Mahometa, „nie” dla Izraela

Najnowszy sondaż pokazuje przesunięcie akcentów w nastawieniu norweskiej opinii publicznej do rysunków, które zmieniły świat.

Bruce Bawer

Oto pokrzepiające doniesienia z Norwegii: obywatele tego państwa otwierają oczy na czyhające wśród nich niebezpieczeństwo i zaczynają dostrzegać wyzwania, którym trzeba będzie sprostać.

Pięć lat temu, 10 stycznia 2006 roku norweska gazeta ”Magazinet” opublikowała artykuł o karykaturach Mahometa (które krótko przedtem ukazały się w duńskiej gazecie Jyllands-Posten) przedrukowując je na własnych łamach. Reakcja norweskich elit politycznych i mediów graniczyła z histerią. Tłumy prawomyślnych, ortodoksyjnych krytyków prześcigały się w potępianiu redaktora Vebjørna Selbekka z ”Magazinet” za rzekome obrażanie muzułmanów i narażanie Norwegii na niebezpieczeństwo. Politycy najwyższego szczebla poczęli wywierać na niego ogromną presję, żeby odwołał swoje słowa i przeprosił za publikację. Wreszcie im się to udało, a rezultatem było haniebne widowisko zaaranżowane w jednym z budynków rządowych. W trakcie tego spektaklu Selbekk przeprosił liczne zgromadzenie norweskich imamów za to, że ośmielił się skorzystać z prawa do wolności wypowiedzi.

To był czarny dzień dla honoru i wolności Norwegów. Jednak większość społeczeństwa zgadzała się wtedy ze swymi liderami, że Selbekk posunął się za daleko. Na zlecenie norweskiej gazety VG instytut badania opinii publicznej InFact zapytał Norwegów, czy są przeciwnikami czy zwolennikami przedrukowania przez ”Magazinet” rysunków. 25.3 % odpowiedziało, że gazeta postąpiła słusznie, a 49.6% , że niesłusznie. 25.1% nie miało zdania na ten temat.

Teraz, pięć lat później ten sam instytut InFact, tym razem na zlecenie gazety „Dagen” (redagowanej obecnie przez Selbekka) zadał w sondażu identyczne pytanie. Rezultaty są pouczające i napawają otuchą. Dziś aż 53.3 % Norwegów postrzega publikację karykatur pozytywnie. Tylko 32.2% jest przeciwnych, a jedynie 14.2% nie ma zdania.

Mówiąc krótko: wielu Norwegów ocknęło się.

Rezultaty najnowszego sondażu rozkładają się w większości zgodnie z głównymi liniami podziałów między partiami politycznymi. Partie lewicowe są generalnie przeciwne publikacji, a tzw. partie niesocjalistyczne są za. Jedyny wyjątek to wyborcy Chrześcijańskiej Partii Ludowej (Kristelig Folkeparti). Tutaj dominują przeciwnicy publikacji rysunków (47.4 na nie, 34.2 na tak). To akurat nie zaskakuje: popularność chrześcijańskich konserwatystów spada, więc jedyną możliwością jaką upatrują dla siebie i swej konserwatywnej (w sprawach społecznych) polityki jest przyciąganie muzułmańskich wyborców, których postrzegają jako podobnych sobie zwolenników wartości rodzinnych.

Per Edgar Kokkvold, przewodniczący Norweskiego Stowarzyszenia Prasy (Norsk Presseforbund), który w 2006 roku zdecydowanie wspierał gazetę ”Magazinet”, ma własne wyjaśnienie na zmianę poglądu Norwegów w tej kwestii: „Uważam, że to rezultat szeroko zakrojonej, długotrwałej i poważnej debaty o wolności wypowiedzi i zrozumienia, jak wielką wartość ma prawo do wyrażania własnych poglądów. Jest to nie tylko jedno z głównych praw człowieka. To podstawa funkcjonowania pozostałych praw jednostki w społeczeństwie”. Norwegowie, zauważa Kokkvold, uświadomili sobie, że wolność jest zagrożona. Zrozumieli też różnicę między prześladowaniem ludzi za wyznawanie jakiejś wiary, a poddawaniem krytyce teologii albo ideologii, na której ta wiara się opiera.

Bardziej wątpliwe wyjaśnienie pochodzi od badacza preferencji i zachowań wyborczych Franka Aarebrota. Aarebrot przypisuje wyniki nowego sondażu zmianie zbiorowego postrzegania, kto w tym przypadku jest ofiarą, a kto agresorem. „Wtedy muzułmanie mogli przedstawiać publikację karykatur Mahometa jako napaść na nich”, mówi Aarebrot. Teraz, po fali morderczych protestów na całym świecie, podpaleniach budynków ambasad i próbie zamordowania rysownika Kurta Westergaarda, to rysownicy, a nie muzułmanie są postrzegani jako ofiary, twierdzi badacz.

Do czego można wykorzystać tę analizę? To prawda, że wizerunek rysowników zmienił się – w Norwegii nie są już postrzegani jako złoczyńcy, tylko jako ofiary. Ale sugerowanie, że to jedyny powód zmiany nastawienia norweskiej opinii publicznej do publikacji karykatur Mahometa, jest jednoznaczne z przyjęciem dziwnie ciasnego, ograniczonego poglądu na historię najnowszą. Byłoby to tak naprawdę oddzielenie kryzysu wywołanego publikacją karykatur od bardziej ogólnego obrazu islamskiego dżihadu (zarówno dżihadu stosującego przemoc, jak i tego „pełzającego”), rozgrywającego się przez ostatnie pięć lat.

Aarebrot robi jeszcze jeden krok w niewłaściwym kierunku, kiedy zaczyna wykazywać istnienie dziwnych analogii pomiędzy poglądem Norwegów na kryzys wywołany rysunkami, a ich nastawieniem do państwa Izrael. „Państwo żydowskie, postrzegane jako słabsze w momencie utworzenia zaraz po drugiej wojnie światowej”, twierdzi Aarebrot, „jest coraz bardziej postrzegane jako strona posiadająca militarną przewagę. Dlatego naród norweski zaczął się solidaryzować z drugą stroną konfliktu.”

Usłyszawszy to twierdzenie można by pomyśleć, że te dwie kwestie – rysunki i Izrael – zupełnie nie mają ze sobą związku, że nie są częściami tej samej całości. Albo jeszcze inaczej: że popieranie autorów rysunków i potępianie dżihadystów czy wsparcie dla Palestyny i potępienie Izraela stanowią jakiś rodzaj analogii albo są logicznie spójne. Oczywiście jest dokładnie na odwrót, a tego, że wielu Norwegów wspiera rysowników i jednocześnie potępia Izrael, raczej nie można wyjaśnić dobrodusznością mieszkańców ‘krainy pokoju’, którzy zawsze trzymają stronę ofiary.

Jednak znajomość wywodów Aarebrota może się przydać, ponieważ wyraźnie pokazują one, jak daleko niektórym Norwegom (zwłaszcza członkom elity kulturalnej) do zobaczenia tego  ogólnego obrazu i do zrozumienia, że dżihad przeciwko rysunkom i dżihad przeciwko Izraelowi to jeden i ten sam dżihad.

Główny powód istnienia różnicy między postrzeganiem przez Norwegów tych dwóch form dżihadu wydaje się jasny. Po początkowym popisie tchórzostwa, ustępstw i prób ugłaskania dżihadystów, norweskie media popadły w nawyk pokazywania duńskich rysowników jako bohaterów i ofiary napaści, są oni bowiem, jak by nie było, członkami tej samej dziennikarskiej braci, a na dodatek również Skandynawami.

Przedstawiciele mediów skandynawskich występujący przeciwko ideologicznym agresorom – coś takiego może wzbudzić podziw norweskich mediów. Ale Izraelczycy stawiający opór tym samym ideologicznym agresorom? O nie, norweskie media nie mogą i nie chcą solidaryzować się z czymś takim. To przecież niezachwiany dogmat w kręgach kulturalnej elity Skandynawii, że Izrael to agresor, a Palestyńczycy to ofiary na skalę światową. To przekonanie jest  kamieniem węgielnym norweskiego postrzegania świata i trudno będzie je zmienić. W rezultacie norweska opinia publiczna jest nadal bombardowana negatywnymi obrazami Izraela i laurkami dla Palestyńczyków.

Tak naprawdę myślę, że zwykli Norwegowie są bardziej skłonni popierać Izrael niż członkowie norweskiej elity kulturalnej. Jednak głęboko irracjonalna wrogość do tego kraju jest w Norwegii szeroko rozpowszechniona, a opiera się na nieustannej nagonce na Izrael prowadzonej w norweskich mediach. Gdyby przedstawiały one to państwo równie uczciwie i obiektywnie, a nawet przychylnie, jak swego czasu zaczęły portretować duńskich rysowników, nie ma wątpliwości, że opinia publiczna stopniowo zajęłaby bardziej pozytywne stanowisko wobec Izraela.
Nie oczekujmy jednak zbyt wiele.

Źródło: http://www.rights.no/publisher/publisher.asp?id=59&tekstid=4994
Tłumaczenie: rol

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign