Daniel Greenfield
Każdy islamski atak terrorystyczny przebiega według tego samego scenariusza.
- Szokująca relacja z miejsca zdarzenia.
- Przekazywanie wyrazów sympatii przez polityków z jednoczesnym twierdzeniem, że islamski terroryzm nie ma nic wspólnego z religią.
- Wykłady na temat „zmarginalizowanej młodzieży”, braku perspektyw, islamofobii, naszej polityki zagranicznej oraz inne próby wyjaśnienia, dlaczego ofiary same się o to prosiły i stwierdzenie, że to terroryści są prawdziwymi ofiarami.
Nieważne, gdzie to się wydarzy. Ameryka. Europa. Kanada. Izrael. Australia. Indie. Mars. Nieuchronnie pojawia się ten sam wzorzec.
Lewicowy, trójaktowy dramat kończy się aktem finałowym, w którym ofiary stają się prawdziwymi oprawcami, a prawdziwi oprawcy ofiarami. Wmawia się nam, że powinniśmy czuć się winni, bo gdzieś tam muzułmanin spotkał się z „krzywym spojrzeniem” podczas jazdy autobusem. Dziesiątki trupów nie są istotne.
Senator Ted Cruz powiedział: „Nie potrzebujemy kolejnego wykładu o islamofobii”. I ma rację.
Ale i tak ten wykład usłyszymy, ponieważ wina musi zostać zrzucona na kogoś innego. Jeśli obwiniasz muzułmanów za islamski terroryzm, to obwiniasz także wszystkich polityków, którzy ich tu sprowadzili oraz ideologię, za którą podążają.
Nie możemy sobie na to pozwolić. Będą więc nas pouczać o tym, że ludzie, którzy są przeciwko takiej polityce, są tymi złymi. O tym, że obawy przed konsekwencjami sprowadzania do Europy, Ameryki i Kanady milionów osób podążających za ksenofobiczną, pełną przemocy ideologią są przejawem „fobii”, a nie racjonalną i rozumną reakcją.
Islamofobia to wygodna forma projekcji i zaprzeczenia. Przenosi winę ze sprawców i ich pomagierów… na ofiary. Które w swoich ostatnich chwilach były, bez wątpienia, przepełnione lękiem.
M-Ole, na podst.: http://www.frontpagemag.com/