Nadzieja dla świata arabskiego… jest nikła

Robert Fulford

Fala protestów, jaka przetoczyła się przez świat arabski w 2011 roku, była pierwszym wielkim światowym rozczarowaniem w tym stuleciu.

Arabska Wiosna zaczęła się rozbudzonymi nadziejami, a skończyła koszmarem wojen i przemocy. Rządy w takich krajach, jak Egipt czy Libia, zostały obalone, ale ci, którzy rządzili po nich wcale nie byli lepsi. Czasami nawet dużo gorsi. W Syrii rozpętała się wojna domowa, która pochłonęła setki tysięcy ofiar i nic nie wskazuje na to, żeby miała się wkrótce zakończyć. Pustka, jaka powstała po obalonych rządach, została wypełniona także przez Państwo Islamskie, które przyniosło ze sobą barbarzyństwo zamiast cywilizowanego życia, jakiego oczekiwały tłumy protestujących na Placu Tahrir i w innych miejscach.

Skąd taka spektakularna porażka? Czemu poszły na marne wysiłki mające na celu poprawę warunków życia? Elie Mikhael Nasrallah uważa, że zna odpowiedź na te pytania – arabska kultura przez ostatnie setki lat poszła w kierunku, który czyni niemożliwym utworzenie nowoczesnego społeczeństwa. Jako „kulturę” określa on system wierzeń i zwyczajów przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Kierowani przez tak rozumianą kulturę Arabowie rozwinęli dwie przeciwstawne cechy. Z jednej strony jest to stagnacja, a z drugiej niespokojny i wrzaskliwy charakter.

Nasrallah szerzej opisuje swoją teorię w książce „Hostage to History: The Cultural Collapse of the 21st Century Arab World” (Zakładnik historii: kulturowy upadek świata arabskiego w 21 wieku). Autor jest chrześcijaninem urodzonym w Libanie. W 1980 wyjechał z rodzicami do Kanady, gdzie mieszka do dzisiaj. Pracuje w Ottawie jako konsultant do spraw imigracji i często publikuje artykuły o świecie arabskim.

Jest szczery w tym, co mówi i pisze oraz szczerze przekonany do głoszonych przez siebie idei. Uważa, że Arabowie byli liderami świata w nauce i literaturze. 1000 lat temu rysowała się przed nimi znacznie jaśniejsza przyszłość niż przed Europejczykami. Dziś jednak mają ręce spętane swym średniowiecznym nastawieniem do świata. Według Nasrallaha jedyną możliwością zmiany kultury jest dla Arabów publiczna dyskusja prowadzona przez grupy religijne oraz elity polityczne dysponujące nowoczesnym spojrzeniem na świat. Jego zdaniem „uwarunkowania kulturowe można zmienić”, choć wie jednocześnie, że nie zdarzy się to szybko. Zapytany, jak inni reagują na jego pomysł transformacji arabskiej kultury odpowiedział, że często słyszał „powodzenia życzę”.

Nasrallah próbuje dość brawurowo przedstawiać swoją wizję arabskiego świata, w którym  panuje wolność słowa, religijna tolerancja, równouprawnienie kobiet, laickie prawo, a elity są dobrze wykształcone. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że w krajach bogatych w ropę nawet elity są na łasce klasy rządzącej. Państwo wymaga pokory i posłuszeństwa tworząc tym samym „populację owiec”. Kraje bogate w petrodolary traktują innowacyjność i edukację jako coś, co może poczekać. Czy ktokolwiek słyszał o jakiejkolwiek technicznej albo naukowej innowacji, jaka wyszłaby z któregokolwiek państwa zrzeszonego w Lidze Arabskiej? A jest to w sumie 350.000.000 ludzi w 22 różnych krajach.

Publicysta powołuje się na słowa libańskiego ministra edukacji: “Istnieje ogromna różnica między nauczeniem się, a byciem wykształconym. My naszą młodzież uczymy, zamiast edukować”. Młodych ludzi nie zachęca się do szukania własnych rozwiązań i prawd. Jest to zarezerwowane dla „autorytetów religijnych, politycznych i społecznych”.

Takie podejście rzutuje także na prywatne relacje i zaburza je. W arabskich społeczeństwach nie mówi się o własnych uczuciach, pasjach czy przemyśleniach. Jak zgrabnie ujęła to marokańska dziennikarka Nadia Lamlili: „Problem naszych społeczeństw jest takia, że kobiety zakochane są w swoich synach zamiast w mężach, a mężczyźni w swoich matkach zamiast w żonach”. Kobiety i mężczyźni nie znają się nawzajem, ponieważ ze sobą nie rozmawiają, konkluduje Lamlili.

Nasrallah deklaruje: „Piszę o arabskim świecie jak o swoim synu. Piszę z obawy o arabski świat, który zmierza w mrocznym kierunku. Jestem insiderem, który zmienił się w outsidera, żeby opowiedzieć historię kultury, która będąc kiedyś wielką teraz zmierza ku upadkowi”.

Jeśli sprawy zaczęłyby kiedyś zmierzać w kierunku, o jakim pisze Nasrallah, wtedy Arabowie mogliby zacząć żyć tak, jak społeczeństwa zachodnie. Autor nie podpisuje się jednak pod poglądem, że muszą zarazem uniknąć zepsucia, towarzyszącego wolnościom   Zachodu. W żadnym miejscu nie obwinia USA, Izraela czy 19-wiecznego imperializmu o problemy Bliskiego Wschodu. Zamiast tego, przyglądając się ponurej rzeczywistości świata arabskiego chce mu powiedzieć, że istnieje lepsza droga. Biorąc pod uwagę obecną sytuację, dużo świeżości wnosi sam fakt, że ktoś w ogóle sugeruje takie zmiany na Bliskim Wschodzie, które mogłyby ewentualnie zadziałać.

Severus Snape na podstawie news.nationalpost.com

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign