„Uśmiałbym się, gdyby ktokolwiek z lekarzy, profesorów, chemików czy prawników został terrorystą”, mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, arabista prof. Janusz Danecki.
Nie wiem, czemu akurat tą wypowiedź portal zdecydował się wytłuścić, bo jest akurat jedną z najmniej bliskich prawdy. Chociaż dotyczy środowiska polskich Tatarów, to akurat czynnik wykształcenia nie pozwala przewidywać czy ktoś zostanie, czy nie zostanie terrorystą.
Z pewnością „nie uśmiałyby się” wszystkie ofiary Ajmana az-Zawahiriego, lekarza chirurga i prawej ręki Bin Ladena. Do śmiechu nie byłoby też zabitym przez francusko-marokańskiego fizjoterapeutę z Paryża. Do Iraku i Syrii ruszają ludzie, którzy porzucają swoją pracę czy uczelnię. Wcześniejsze zamachy na Zachodzie to też nie była robota niewykształconych muzułmanów. Tak zwany „Underwear bomber” był przewodniczącym stowarzyszenia studentów muzułmańskich na jednej z brytyjskich uczelni. Bracia Carnajew, zamachowcy z Bostonu, także studiowali na uczelniach, jeden biologię morską, drugi księgowość. Przykłady można mnożyć.
Danecki w dużej części wskazuje przyczyny terroryzmu opierając się na ideach materializmu przebrzmiałych kilka dekad temu, a zanegowanych przez doświadczenia początku XXI wieku. Bieda, bezrobocie, brak wykształcenia, kolonializm – to jego zdaniem siły napędowe organizacji terrorystycznych. Nie tłumaczy, dlaczego inne biedne regiony świata nie tworzą zastępów terrorystów, nie tłumaczy, dlaczego bezrobotni rdzenni Niemcy, Francuzi, Anglicy nie znajdują „ukojenia” w walce za jakąś ideę.
Na szczęście, co warto odnotować, w dalszej części wywiadu pojawia się też aspekt radykalizacji muzułmanów przez imamów sponsorowanych przez radykalne nurty w islamie. Arabista wspomina też o dżihadzie jako walce zbrojnej dla narzucenia islamu siłą, chociaż, co zgodne z prawdą, w świecie islamu przeważa koncepcja „Al-Walaa wal-Baraa” – wierności wobec islamu i odżegnywania się od niemuzułmanów. Innymi słowy to, co socjologowie nazywają tworzeniem społeczeństw równoległych.
Zaskakujące są wobec tego wnioski Daneckiego w kwestii radzenia sobie ze wzrostem tendencji radykalnych: miałaby to być tolerancja wobec islamu i wspieranie edukacji muzułmanów z naciskiem na nauki ścisłe.
Po pierwsze, jeżeli będziemy tolerować w Europie zakładanie społeczności muzułmańskich, to mimo, że profesor postuluje podleganie przez nie prawom europejskim, będą one im się wymykać właśnie ze względu na wspomniane „odżegnywanie się od niemuzułmanów”. W efekcie społeczeństwa równoległe, a co za tym napięcia i konflikty, będą narastały.
Natomiast inwestycja w edukację jest o tyle kontrowersyjna, że jak wcześniej wykazałem, nie zabezpiecza ona przed radykalizacją. Dodatkowo, jak odnotowują eksperci ds. terroryzmu spory odsetek zamachowców to absolwenci uczelni technicznych i medycznych, więc wątpliwe jest, że matematyka załatwi sprawę radykalizacji. Poza tym nie jest to łatwe.
Profesor lekką ręką przesuwa środki z obecności militarnej Zachodu na edukację muzułmanów, co wydaje się intuicyjne, a jednak stawia pytanie o kontrolę nad wydatkowaniem środków i edukacją jaka jest za nie realizowana. Czy Zachód mógł zamiast inwazji na Afganistan powierzyć te środki, jak to określa Danecki „talibom, Bogu ducha winnym młodym wyznawcom islamu”? Przecież to oni wygonili kobiety ze szkół, zamknęli je w domach i wprowadzili surowe szariackie prawa! Nawet przypadek Hamasu i UNRWA pokazuje, że organizacja terrorystyczna potrafi przyssać się do środków pomocowych i defraudować je na cele radykalne.
Co ciekawe, w swoim podsumowaniu profesor Danecki popełnia to samo, co zarzuca Zachodowi, mianowicie traktowanie muzułmanów jako ludzi drugiej kategorii. Cały czas stawia pytanie o to, co my musimy zrobić, żeby muzułmanie się nie radykalizowali, jak to Zachód ma załatwić w pewien sposób sprawę za nich. To jest traktowanie muzułmanów jako osób niezdolnych do poniesienia odpowiedzialności za swoje życie, a więc w pewien sposób osób gorszej kategorii.
Może właśnie nic nie powinniśmy robić, nie wyręczać ich w dochodzeniu do słusznych wniosków, tylko odpowiadać na równym poziomie, jak dorosły z dorosłym. Jeżeli ktoś w zwykłej życiowej sytuacji narusza granice osoby dorosłej, powinien spotykać się z natychmiastową reakcją, a czy wyciągnie z tego właściwe wnioski, czy też będzie w dalszym ciągu starał się rozbić sobie nos, to już jego problem.
Taka polityka skutkowałaby utrudnianiem, a nie akceptacją, działań organizacji, które dążą do izolacji społeczności w ramach państwa. Środki na edukację obwarowane byłyby nakazem realizacji programu, który zawierałby idee humanistyczne, leżące u podstaw rozwiniętych społeczeństw, a młodzież wyjeżdżająca na dżihadystyczne wycieczki traciłaby obywatelstwo i prawo pobytu. Wtedy muzułmanie nie byliby obywatelami drugiej kategorii, bo poza przyznanymi prawami dotyczyłyby ich także obowiązki.
Obserwuj autora na @jasziek