Wiadomość

Muzułmanie i Palestyna: wybiórcze współczucie

Protesty propalestyńskie z Melbourne 2021 (zdj. ilustracyjne, Flickr Matt Hrkac)
Protesty propalestyńskie z Melbourne 2021 (zdj. ilustracyjne, Flickr Matt Hrkac)

Jakie są prawdziwe źródła oburzenia świata muzułmańskiego losem Palestyńczyków, skoro takiego oburzenia nie widzimy w przypadku innych dyskryminowanych muzułmanów?

Nie tylko przy obecnej eskalacji konfliktu między Palestyńczykami a Izraelem słyszymy, jak bardzo muzułmanie na całym świecie solidaryzują się z uciśnionym narodem palestyńskim. Jak bardzo podzielają cierpienie braci i sióstr w wierze, jak bolą ich prześladowania religijne i zbrodnie na społeczności muzułmańskiej. Sprawa Palestyny jest sprawą ummy (wspólnoty) muzułmańskiej, a krzywdy i niesprawiedliwość wyrządzane Palestyńczykom są krzywdami i niesprawiedliwością wyrządzanymi wszystkim na świecie.

Dotyka zarówno ulicy arabskiej, protestującej i zmuszającej liderów państw arabskich do korekty dotychczasowej polityki rekoncyliacji z Izraelem, jak i muzułmanom na Zachodzie, którzy wywierają presję na rządy, by te nie śmiały przypominać nawet o pomordowanych przez Hamas dzieciach.

Można by powiedzieć, że ta solidarność, to okazywanie współczucia i gniewu ulicy, są w pewien sposób godne podziwu i świadczy o głębokich więzach, ponad granicami, w tej religijnej społeczności. Można by, gdyby nie to, że ta solidarność ani nie jest tak głośna i widoczna wtedy, gdy niesprawiedliwości dotykają innych muzułmańskich narodów, ani też nie przynosi aż takiego wsparcia samym Palestyńczykom.

Na co dzień większość z nas nie śledzi konfliktów rozgrywających się z udziałem społeczności muzułmańskich, więc wielu może nie pamiętać o dość chłodnym stosunku muzułmanów wobec współwyznawców w Chinach. Prześladowani od lat Ujgurzy z prowincji Sinciang nie doczekali się promila takiego wsparcia. Dyskryminowani, wsadzani do obozów reedukacyjnych, które w praktyce są obozami pracy przymusowej, zmuszani do małżeństw z Chińczykami, nie wywołują globalnego oburzenia. Co więcej, przywódcy państw muzułmańskich są w stanie napisać list w obronie polityki chińskiej jako słusznej i nie budzącej kontrowersji. Raz swój sprzeciw wyraził prezydent Turcji Erdogan, ten sam, który zawsze grozi zdobyciem Jerozolimy, ale szybko zmienił zdanie w konfrontacji z chińską dyplomacją. Jedyną stroną, która dopominała się o los Ujgurów, był tak naprawdę Zachód, ten sam, który oskarżany jest przez muzułmanów o wspieranie rzekomej czystki etnicznej dokonywanej na Palestyńczykach.

Podobnie było też z muzułmanami Rohingja w Mjanmie (d. Birma) zaatakowanymi i wygnanymi przez tłum podpuszczony przez armię i część buddyjskiego duchowieństwa. Jakieś minimalne oburzenie było, ale na pewno nie tej skali, co w sprawie palestyńskiej; w dodatku sąsiedni Bangladesz nie był szczególnie szczęśliwy, że może udzielić pomocy prześladowanym współwyznawcom, a za to obawiał się radykalizacji, która szerzyła się w obozach uchodźców.

Poza konfliktami pomiędzy muzułmanami a światem zewnętrznym są jeszcze liczne konflikty wewnątrz tej wspólnoty, dotyczące sporów o kontrolę nad państwem, w które wplątane są konflikty sekciarskie. Tłumy muzułmanów na ulicach Europy, gdy Asad gazował w Syrii sunnitów? Nie pamiętam. Solidarność wobec ogromnej katastrofy humanitarnej, która była skutkiem wojny szyitów z sunnitami i interwencji Arabii Saudyjskiej oraz ZEA w Jemenie? Raczej też niezbyt widoczna. A czy ktoś głośno domaga się zakończenia bratobójczych walk na Sahelu, gdzie liczba uchodźców wewnętrznych przekroczyła już dawno to, co dotyka Palestyńczyków?

Państwa arabskie nie kwapią też się z udzieleniem schronienia Palestyńczykom. Egipt wie, czym pachnie wpuszczenie zradykalizowanej młodzieży z Gazy; w końcu Hamas to odnoga zdelegalizowanego przez Kair Bractwa Muzułmańskiego. Egipski rząd zapowiedział, że dołoży wszelkich starań i poniesie każdą cenę, by palestyńscy cywile, matki z dziećmi, nie opuścili rejonu konfliktu. Przeszłości nie chce też powtarzać Jordania, chociaż jest faktem, że wymagałoby to obecnie trudnego technicznie transportu uchodźców przez Izrael. Rządzący krajem Haszymici pamiętają jednak, jak w 1970 roku Palestyńczycy chcieli obalić ich monarchię, co skończyło się krwawą wojną domową. Pozostałe kraje arabskie też nie otwierają swoich drzwi.

Pewnym wytłumaczeniem jest świadomość, że jeżeli Palestyńczycy opuszczą Strefę Gazy, to już nie wrócą do niej, ale stawia to rządy i społeczeństwa tamtego regionu w jednym szeregu z Hamasem, który traktuje całe palestyńskie społeczeństwo jako tarczę i zakładników przeciwko Izraelowi. Najwygodniej byłoby prawdopodobnie wszystkim krajom regionu, żeby uchodźców przyjęła Europa, gdzie będą mogli na protestach wykrzyczeć znowu, że Zachód spiskuje razem z Izraelem.

Co pozostaje, gdy odejmie się z tych różnych sytuacji ogólne współczucie wobec muzułmanów jako współwyznawców (bo inni nie mogą liczyć na takie oburzenie jak Palestyńczycy)? A do tego wyjmie się poza nawias chęć udzielenia im gościny? Albo ci Palestyńczycy są z jakiegoś powodu traktowani bardziej wyjątkowo niż reszta muzułmanów na świecie dotkniętych wspomnianymi konfliktami, albo szczególnym czynnikiem jest tu nienawiść do Żydów i to ona rozpala ulicę.

I ta nienawiść nie trwa od powstania Izraela, bo pojawiała się w ideologii islamistycznej przed jego utworzeniem, a także znana jest z profetycznego hadisu dotyczącego końca świata, gdzie mówi się, że nawet drzewo i kamień zdradzą ukrywającego się za nimi Żyda.

Przeczytaj także:

Czy terroryzm islamski ma religijne korzenie?

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię

Kto jest zawiedziony polityką imigracyjną?

Afrykański konflikt na ulicach Europy