Po marcowym zamachu w moskiewskim metrze przywódca kaukaskich islamistów zapowiedział kolejne ataki
Dziesięć miesięcy temu samozwańczy przywódca Emiratu Kaukaskiego Doku Umarow już w dzień po zamachu ogłosił, że to on wysłał dwie samobójczynie do Moskwy. Zapowiedział wtedy kolejne ataki „w samym sercu rosyjskiego państwa”. Ekstremiści szykują kampanię przemocy przed zaplanowanymi na 2012 rok wyborami prezydenckimi i zimową olimpiadą w Soczi w 2014 roku.
Do zamknięcia tego wydania „Rz” nikt się nie przyznał do poniedziałkowego ataku na lotnisko Domodiedowo. Ale już kilka godzin po eksplozji przedstawiciele rosyjskich służ bezpieczeństwa podkreślali, że znalezione na miejscu zwłoki napastnika wskazują na jego kaukaskie pochodzenie. Niewykluczone, że podobnie jak po zamachu na moskiewskie metro dość szybko po rodzaju obrażeń zidentyfikowano głowę zamachowca-samobójcy. Wtedy informacja o kaukaskim pochodzeniu samobójczyni okazała się prawdziwa.
Wojna ideologiczna
Chociaż Kreml stłumił separatystyczną rebelię w Czeczenii, rebelianci przenieśli się do sąsiedniego Dagestanu i Inguszetii i stamtąd dalej prowadzą wojnę. Mogą też liczyć na wsparcie ekstremistów z innych części świata. W efekcie napędzana biedą czeczeńska wojna o niepodległość zamieniła się w rozpaloną ideologią bitwę o stworzenie muzułmańskiego emiratu.
W maju zeszłego roku prezydent Dmitrij Miedwiediew przyznał, że rebelia na Kaukazie Północnym stanowi największe zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji. Jego zdaniem przyczyny ekstremizmu to bieda, bezrobocie i korupcja lokalnych władz. Prezydent zapowiedział zmianę polityki na Kaukazie Północnym.
– Czeczenia, Dagestan i Inguszetia stały się bastionami islamskich ekstremistów. To nieprzejednani fanatycy, których trudno skłonić do kompromisu – uważa prof. Paul Wilkinson, ekspert ds. terroryzmu z Uniwersytetu St Andrews w Szkocji. Jego zdaniem zapału do negocjacji nie widać też po drugiej stronie. – Sprawujący de facto władzę Władimir Putin jest zwolennikiem twardej polityki i siłowego rozwiązania problemu islamskiego separatyzmu – dodaje Wilkinson.
Teorie spiskowe
Walczący o niepodległość Czeczenii przebywający na emigracji odcinają się od zamachów.
– Na razie trudno powiedzieć, czy za zamach odpowiadają Czeczeni. Niezależnie od tego, kto to zrobił, tak działać nie można – mówi „Rz” Asłambek Kiecharsajew, przedstawiciel Czeczeńskiej Republiki Iczkerii w Polsce. Zwraca jednak uwagę, że dziwnym trafem w przeszłości często do ataków terrorystycznych dochodziło wtedy, gdy było to na rękę kierownictwu Kremla.
– Kiedy przygotowywało ono coś nowego albo potrzebowało kozła ofiarnego. A ostatnie wydarzenia w Moskwie (zamieszki kibiców i starcia między Rosjanami a mieszkańcami Kaukazu) pokazują, że teraz Kremlowi może być potrzebny kozioł ofiarny – mówi Kiecharsajew.
Teorie spiskowe są powszechne od czasu zamachów na budynki mieszkalne w kilku rosyjskich miastach w 1999 roku. To po nich Kreml wydał rozkaz do rozpoczęcia drugiej wojny w Czeczenii. Dzięki stanowczej reakcji ówczesny premier Władimir Putin zyskał błyskawicznie popularność, dzięki czemu kilka miesięcy później mógł wygrać wybory prezydenckie.
– W to, żeby zamach był dziełem rosyjskich służb, nie wierzę. Teoretycznie możliwe, że ktoś ze struktur siłowych miał informację o przygotowaniach do zamachu i z jakichś powodów zdecydował nie przeciwdziałać. Tylko po co? Żeby zaostrzyć politykę na Kaukazie albo w ogóle w kraju? Przecież wszystko jest pod kontrolą władz, mogą one podjąć takie działania bez pretekstu – przekonuje Iwan Prieobrażenski, komentator rosyjskiej agencji informacyjnej Rosbałt.
Więcej na: rp.pl