Kiedy w Anglii skończą się masowe gwałty?

Grzegorz Lindenberg

W północnej Anglii zakończył się kolejny proces gwałcicieli – młodych muzułmanów, pochodzenia głównie pakistańskiego, którzy seksualnie wykorzystywali, zmuszali do prostytucji, upijali i narkotyzowali brytyjskie, białe dziewczynki. „Białe” jest określeniem używanym przez brytyjskie media, w odróżnieniu od „azjatyckich”, czyli „muzułmańskich”.

Była to kolejna sprawa muzułmańskich grup gwałcących brytyjskie dziewczynki. Jednak sytuacja w Anglii powoli się zmienia, chociaż kosztem kolejnych setek dzieci. O tych zmianach wspomnę w dalszej części tekstu, najpierw przypomnę dotychczasowe procesy.

To już czwarty proces

Tym razem sprawa dotyczyła Newcastle. Siedemnastu mężczyzn i jedną kobietę (nie-muzułmankę) uznano winnymi przestępstw popełnianych na ponad dwudziestu dziewczynkach. Jednak poszkodowanych dziewczynek było znacznie więcej. Proces w Newcastle był czwartym procesem w tym rejonie (dwa hrabstwa na granicy ze Szkocją) od 2015 roku, ale pierwszym, o którym mogły pisać media. Poprzednie trzy były utajnione, żeby „nie wywoływać uprzedzeń wśród sędziów w kolejnych procesach”. Dlatego dopiero teraz policja ujawniła, że w toczących się od 2014 roku postępowaniach (policyjnej operacji w rejonie nadano kryptonim „Sanctuary”, a operację w samym Newcastle prowadzono pod kryptonimem „Shelter”) aresztowano 460 osób, a skazano w sumie 108 osób. Natomiast poszkodowanych dziewczynek było co najmniej 700 (udowodniono 278 przypadków). Co najmniej, bo po opublikowaniu informacji o procesie w Newcastle na specjalną gorącą linię zaczęły dzwonić kolejne poszkodowane.

Podobne sprawy, z udziałem muzułmanów głównie pakistańskiego i somalijskiego pochodzenia, toczyły się już w innych miastach północnej Anglii.

O najgłośniejszej, z Rotherham z 2015 roku, pisaliśmy wielokrotnie (m.in. tu). Tam przez kilkanaście lat zgwałconych zostało przynajmniej 1400, a prawdopodobnie 2000 dziewczynek. Skazano w sumie dwadzieścia pięć osób.

W roku 2013 w Oksfordzie skazano siedmiu mężczyzn za seksualne wykorzystywanie 370 dziewczynek.

W roku 2012 w Rochdale było dziewięciu skazanych w sprawie 47 dziewczynek.

Było też kilkanaście mniejszych spraw w innych angielskich miasteczkach.

Sprawcy, ofiary i sposoby działania są wszędzie bardzo podobne. Ofiarami są nastolatki, na ogół w wieku 14-15 lat, ale bywają i młodsze. Dorośli, młodzi mężczyźni zaprzyjaźniają się z nimi, flirtują, a potem namawiają albo zmuszają do uczestniczenia w „sesjach”, czyli imprezach, na których dziewczynki są pojone alkoholem, narkotyzowane i gwałcone. Potem zmuszane są one do powtarzania seksu „dobrowolnie” albo pod przymusem, zmuszane do prostytucji i narkotyzowania się (często aż do popadnięcia w nałóg), pod groźbą ujawnienia wszystkiego rodzicom i znajomym. Ofiarami często są dziewczynki z rodzin z marginesu albo przebywające w izbach dziecka czy w rodzinach tymczasowych. Jednak równie często są to dziewczynki z normalnych rodzin, które dają się oczarować młodym, przystojnym, starszym od nich azjatyckim mężczyznom, deklarującym miłość i szaleńcze oczarowanie – po których przychodzi sesja z narkotykami i gwałtem.

Tym razem policja interweniowała

Chociaż sprawa z Newcastle wygląda na identyczną jak trzy poprzednie, w Anglii coś się jednak powoli zmienia w kwestii politycznej poprawności, zarówno policji jak i polityków.

W przypadku poprzednich miast zarówno policja, jak i opieka społeczna starały się nie dostrzegać muzułmańskiego pochodzenia sprawców. Czasem nawet uznawano zgłaszające gwałty dziewczynki za „rasistki”, nie podejmując dalszego postępowania z obawy przed oskarżeniem o rasizm za prowadzenie dochodzenia wobec grupy wyłącznie azjatyckich (muzułmańskich) mężczyzn. Również w czasie ostatniej operacji jeden z policjantów został zawieszony, ponieważ odmówił wszczęcia postępowania po zgłoszeniu gwałtu dokonanego przez Pakistańczyka, ale to był pojedynczy przypadek.

W rejonie Newcastle policja zadziałała profesjonalnie. Szeroko zakrojona „Operacja Sanktuarium” była efektem zgłoszenia się dwóch poszkodowanych dziewczynek pod koniec 2013 roku. Nie zanotowano, oprócz jednego wspomnianego przypadku, prób utrudniania śledztwa czy obwiniania ofiar. Dochodzenia i procesy prowadzono najwyraźniej sprawnie, skoro w ciągu dwóch lat zatrzymano ponad czterysta osób, a ponad sto skazano. Proces z Newcastle był już ostatnim z czterech, wszyscy podejrzani zostali postawieni przed sądem.

Druga, równie ważna zmiana, to publiczne wystąpienia polityków, którzy wprawdzie nie mówią jeszcze „muzułmanie”, ale na określenie sprawców używają już słów „Azjaci” lub „Pakistańczycy” a ich działania określają mianem „rasistowskich”. Dotychczas w publicznym dyskursie „działanie rasistowskie” oznaczało wyłącznie poniżanie osób z mniejszości etnicznych przez osoby należące do białej większości. Nagle okazało się, że rasistami mogą być też osoby z etnicznych mniejszości. Zaczynają to przyznawać politycy, chociaż sądy jeszcze się pod tym nie podpisują.

„Prawo nie rozróżnia między formami rasizmu”, powiedział Robert Buckland, główny radca prawny rządu Wielkiej Brytanii. „Sądy powinny stosować zaostrzone wyroki w sprawach pakistańskich gangów, wykorzystujących białe dziewczynki, kiedy są dowody na rasistowskie motywacje sprawców. W działaniach instytucji widać wstrzemięźliwość, kiedy chodzi o azjatyckie gangi wykorzystujące seksualnie białe dziewczynki. Niektórzy ludzie bardziej troszczą się o to, by nie nazwano ich rasistami, niż o dobro dzieci”, dodał Buckland,

Należący do Liberalnych Demokratów, były prokurator generalny Lord McDonald nie nazwał wprawdzie sprawców w rozmowie radiowej „Azjatami” czy „Pakistańczykami”, tylko użył mętnego określenia „pewne społeczności”, ale powiedział, że „mężczyźni z tych społeczności traktują białe dziewczynki jak ‘śmieci’ nadające się tylko do seksu” a „ich postępowanie jest na wskroś rasistowskie”.

Przywódca partii UKIP, Nigel Farage, stwierdził: „To są przestępstwa rasistowskie. Zbyt długo było to ukrywane w zbyt wielu miastach na północy, a wielu pochodzących stamtąd polityków ponosi za to poważną odpowiedzialność. Jednak teraz słyszymy, że ton wypowiedzi się zmienia, a Sarah Champion kompletnie zmieniła kurs”.

Ta posłanka Partii Pracy i minister ds. kobiet i równouprawnienia w gabinecie cieni powiedziała w BBC, że „większość sprawców we wszystkich miastach to pakistańscy mężczyźni”, a „rząd nie bada przyczyn, dlaczego tak się dzieje”. Co gorsza, Champion opublikowała w dzienniku „The Sun” artykuł, w którym znalazło się takie sformułowanie: „Wielka Brytania ma problem z brytyjskimi Pakistańczykami, wykorzystującymi i gwałcącymi białe dziewczynki. Zbyt długo ignorowaliśmy rasę tych przestępców i, co gorsza, staraliśmy się ją ukrywać. Ale z tym koniec. Ci ludzie to drapieżnicy, a ich wspólnym mianownikiem jest etniczne pochodzenia. Czy to, co mówię czyni ze mnie rasistkę? Czy też po prostu jestem gotowa nazwać ten koszmarny problem po imieniu?”

Aż pół, czy tylko pół kroku naprzód?

Ale nie wszyscy politycy uznali, że istnieją jakieś konkretne zbiorowości, odpowiedzialne za przestępstwa wobec dziewczynek, że warto się zastanowić, dlaczego tak się dzieje i co można zrobić, żeby do kolejnych procesów gwałcicieli nie dochodziło.

Po swoim artykule Sarah Champion została zmuszona do ustąpienia ze stanowiska ministra w gabinecie cieni, a przywódca Partii Pracy, Jeremy Corbyn – który zresztą na temat procesu w Newcastle się nie wypowiedział – stwierdził: „Sarah Champion nie powinna była nazywać całej społeczności problemem. Uważam, że trzeba skupić się na problemie bezpieczeństwa i zagrożenia młodych często kobiet, które są wykorzystywane na różne okropne i niebezpieczne sposoby, przez najrozmaitszych ludzi „.

Podobnie, kompletnie lekceważąc rzeczywistość, wypowiadał się odpowiedzialny za opiekę społeczną w zarządzie miasta w Newcastle Ewen Weir: „Jeśli chodzi o religię, osobiście nie widzę, żeby odgrywała tu jakąś poważną rolę i myślę, że przypisywanie jej takiej roli jest uproszczeniem. Mamy do czynienia z mężczyznami o różnym pochodzeniu, również białymi”. Owszem, mieliśmy do czynienia z białymi mężczyznami – w większości to oni prowadzili dochodzenie!

Premier Wielkiej Brytanii, Theresa May, podobnie jak Jeremy Corbyn, w ogóle nie zabrała głosu w sprawie procesu, w którym udowodniono molestowanie kilkuset dziewczynek.

Z kolei BBC nadało program, poświęcony procesowi w Newcastle i „Operacji Sanctuary”, ale koncentrował się on głównie na tym, że prowadząca akcję policja zapłaciła ponad 10 tysięcy funtów donosicielowi, który był poprzednio skazywany za pedofilię, a nie na analizie motywacji sprawców i reakcji ich własnych społeczności.

Azjatycka cisza

Owa reakcja okazuje się być raczej skromna. Owszem, było wspólne oświadczenie miejscowych przywódców różnych religii i innych ważnych osób, w tym przewodniczących rad przy meczetach i stowarzyszeń muzułmańskich. Oświadczenie to jest pięknym przykładem na sztukę wygłaszania kłamliwych ogólników: „Jesteśmy świadomi, że wśród zaniepokojonych i rozpaczających z powodu tych przestępstw są członkowie wszystkich społeczności. Ważne, żebyśmy nie pogarszali cierpienia ofiar rzucaniem oskarżeń na całe społeczności”. Dipu Ahad, miejscowy radny i, według określenia lokalnej gazety „ważna postać społeczności muzułmańskiej”, użył tych samych, co zwykle wybiegów: „Nie mam zamiaru przepraszać jako osoba należąca do azjatyckiej mniejszości; ci mężczyźni nie reprezentują ani społeczności muzułmanów, ani nauk islamu”.

CYTAT

Cała społeczność muzułmańska tych dwóch hrabstw to 50 tysięcy osób. Przez co najmniej 4 lata ponad stu mężczyzn gwałciło i molestowało kilkaset dzieci, o czym wiedziało przynajmniej 400 osób (tyle było tymczasowo zatrzymanych). Dwudziestu pięciu taksówkarzy straciło licencję (wozili dziewczynki na „sesje”). Czy to możliwe, żeby w tak niewielkiej społeczności znakomita jej większość było nieświadoma tego, co się dzieje? Czy gdyby w polskim miasteczku ponad stu młodych mężczyzn gwałciło okoliczne nastolatki, to naprawdę reszta mieszkańców niczego by nie wiedziała? I co najważniejsze: nawet gdyby nie wiedziała, a dowiedziała się po fakcie, czy nie zareagowałaby na to wstrętem i oburzeniem, zastanawiając się, jak podobnych zbrodni uniknąć w przyszłości? Tymczasem w Newcastle żadnego takiego zbiorowego oburzenia nie widać. Nie widać żadnego namysłu nad tym „jak to się stało, że było wśród nas tylu zboczeńców i zbrodniarzy?”. Imamowie i „przewodniczący stowarzyszeń” nie organizują żadnych dyskusji w meczetach. Po prostu udają, że ich to nie dotyczy, że te setki gwałcicieli to jakieś ufoludki, a nie synowie, bracia, mężowie, wierni z miejscowego meczetu. „Nie reprezentują muzułmanów ani nauk islamu”. Koniec, kropka.

Nie słychać też, żeby lokalne władze próbowały rozmawiać z muzułmańską społecznością o tym, co się wydarzyło i jak zapobiec podobnym tragediom w przyszłości. Wszak „mamy do czynienia z mężczyznami o różnym pochodzeniu”.

Odpowiedzialność po obydwu stronach

Żeby takie tragedie się nie powtarzały, trzeba najpierw zrozumieć, dlaczego wydarzyły się w tylu angielskich miasteczkach. W północnej Anglii doszło do połączenia kilku elementów kultury zarówno muzułmańskiej, jak i europejskiej, które w rezultacie stworzyły podkulturę gwałtu i przyzwolenia na gwałt. Istnieją one nadal w wielu miejscach, nie tylko Anglii, ale też innych krajach Europy.

Ze strony muzułmańskiej mamy do czynienia z trzema podstawowymi czynnikami. Pierwszy to połączenie pogardy dla kobiet z pogardą dla niewiernych. Kobiety nie-muzułmanki to już naprawdę podludzie wśród podludzi, „szmaty nadające się tylko do seksu”, jak powiedział jeden z oskarżonych w Newcastle (do kontrolerki w autobusie, która chciała mu dać mandat za brak biletu). Podobne nastawienie manifestują różne grupy muzułmanów także w innych krajach Europy, czego najbardziej spektakularnym przejawem były wydarzenia w Kolonii w Nowy Rok 2016, kiedy to setki kobiet były publicznie molestowane przez przybyłych z Afryki Północnej „uchodźców”.

Drugi czynnik to przyzwolenie (albo przynajmniej brak potępienia) ze strony muzułmańskich społeczności dla gwałcicieli i ich poczucie lojalności wobec „swoich”, znacznie większe niż wobec zewnętrznego państwa i jego praw. Społeczności pakistańskie w Anglii – a Pakistańczycy to większość brytyjskich muzułmanów – to zbiorowości pochodzące na ogół z jednego miasteczka czy gminy w Pakistanie, utrzymujące nieustanny kontakt z macierzystą wspólnotą i czujące się jej częścią. W tym miasteczku budują sobie domy „na emeryturę” i stamtąd przywożą żony dla urodzonych w Anglii synów.

Wreszcie trzeci element, sprzyjający masowym gwałtom ze strony muzułmańskiej mniejszości, to poczucie bezkarności sprawców. We wszystkich miastach, w których dziesiątki czy setki dziewczynek były molestowane, proceder trwał przez kilka lub nawet kilkanaście lat, niemal publicznie. W Rotherham gwałciciele podjeżdżali pod izby dziecka i szkoły, we wszystkich miastach w procederze uczestniczyli taksówkarze (w Newcastle 25 zostało pozbawionych za to licencji). Dziewczynki były wypuszczane z „sesji” pijane, pod wpływem narkotyków, zgwałcone. A jednak sprawcy widzieli, że ani opieka społeczna, ani policja nie zainteresuje się tym, co robią. Średni wyrok w „Operacji Sanctuary”, podobny pewnie do wyroków w poprzednich sprawach, to trzy lata więzienia, z którego pewnie już po dwóch latach będzie można wyjść na wolność.

Tu dochodzimy do elementów odpowiedzialności po stronie naszej, europejskiej, kultury.

Po pierwsze: niechęć do ścigania sprawców pochodzących z mniejszości azjatyckich czy afrykańskich, podyktowana polityczną poprawnością, obawą przed posądzeniem o „rasizm”. Jak powiedziała Sarah Champion: „dla wielu osób obawa, że zostaną nazwane ‘rasistami’ była silniejsza niż obawa o los dzieci”.

Kiedy do Ann Cryer, posłanki z Keighley, przyszło w roku 2003 (!) siedem matek, żeby opowiedzieć o regularnie dokonywanych na ich córkach gwałtach (przyniosły nazwiska 65 pakistańskich gwałcicieli) i odmowie ścigania sprawców przez miejscową policję, pierwszą reakcją posłanki było sprawdzenie, czy nie są to przypadkiem osoby związane z BNP (Brytyjską Partią Nacjonalistyczną). Na szczęście okazało się, że głosują na laburzystów, a posłanka była akurat z tej partii. „Błagały o pomoc, bo nikt nie chciał ich słuchać. Kiedy przezwyciężyłam moją niewiarę, że takie rzeczy mogą się zdarzać w angielskim miasteczku, zwróciłam się do służb społecznych i policji. Byłam przekonana, że będzie im trudno uwierzyć w historię, z którą przyszłam. Ale nie spodziewałam się, że zostanę całkowicie zignorowana, jakby ta sprawa była zbyt toksyczna, żeby przyznać, że istnieje”, mówi Cryer.

Po drugie, tak jak muzułmańskie wspólnoty udawały, że nie widzą gwałcicieli w swoim gronie, tak angielscy mieszkańcy udawali, że nie widzą ofiar. Mówię tu nie tylko o pracownikach socjalnych i nauczycielach (czy naprawdę gwałcona i prostytuowana, faszerowana narkotykami dziewczynka zachowuje się w sposób nie zwracający uwagi w szkole?). Mówię o zwykłych obywatelach, takich jak 56-letni Ian Horsefall, który mieszkającego blisko lokalu, w którym regularnie odbywały się seksualne „sesje”. „Widziałem wielokrotnie grupy dziewczynek w wieku 12-15 lat, jak chodziły tędy, spierając się, pijane. Młodzi faceci jeździli tam i z powrotem samochodami i jeśli zobaczyli dziewczynkę, podjeżdżali i pytali: ‘Kochanie, podwieźć cię?’, ale odjeżdżali, kiedy mnie zauważyli. Żałuję, że nie zapisywałem numerów, nie zgłaszałem policji”. Dziewczynki też pewnie żałują…

Wreszcie trzeci element – dramatyczny upadek autorytetu rodziców. Znaczna część molestowanych seksualnie dziewczynek pochodziła ze zwykłych rodzin, ale rodzice nie umieli (nie chcieli?) wymóc na córkach odpowiedniego zachowania. Te matki, które zgłosiły się do Ann Cryer, były matkami z normalnych rodzin. A jednak nie były w stanie zapanować nad swoim córkami. Nie były w stanie zabronić im, ani nauczyć ich, ani przekonać, że nie należy wsiadać do samochodów obcych facetów i iść z nimi do obcych mieszkań, że nie należy się upijać i narkotyzować w wieku 13 lat.

Nie obwiniam oczywiście dziewczynek o to, że były upijane i gwałcone. To, że zachowywały się głupio czy nieostrożnie, nie zdejmuje nawet grama odpowiedzialności z gwałcicieli. Obwiniam ich rodziców o to, że nie potrafili wychować i dopilnować swoich córek, a jeśli reagowali, to reagowali zbyt późno i nieskutecznie (tylko w pojedynczych przypadkach w Rotherham rodziny decydowały się wysłać córkę do innego miasta albo wyjechać). Obwiniam sąsiadów o to, że odwracali wzrok od ofiar. Zwalanie całej winy na poprawność polityczną instytucji państwowych jest łatwym unikaniem odpowiedzialności przez tych, którzy na co dzień powinni tworzyć wspólnotę.

O ile wśród muzułmanów to poczucie wspólnoty było zbyt silne, by pozwolić zewnętrznym siłom na „krzywdzenie”ich ziomków, o tyle „białym” tego poczucia wspólnoty całkowicie zabrakło, co pozwoliło na krzywdzenie najsłabszych wśród nich osób.

I to jest dla mnie w całej tej historii najsmutniejsze i najbardziej tragiczne.

Jak widać, policja już działa sprawniej i z mniejszymi obawami. Niektórzy politycy mówią śmielej, a pewnie po doniesieniach o kolejnych setkach gwałconych dziewczynek zaczną mówić otwarcie i domagać się od społeczności muzułmańskich lojalności wobec społeczeństwa angielskiego, a nie społeczności pakistańskiej. Sądy pewnie zaczną wymierzać surowsze wyroki ze względu na rasistowskie działanie sprawców. Pewnie nawet znajdą się w końcu imamowie, którzy powiedzą: „gwałcić niewiernych nie wolno i jeśli to robisz, nie jesteś muzułmaninem”.

Ale czy rodzice zaczną lepiej wychowywać swoje dzieci? Czy sąsiedzi zaczną bardziej interesować się losem pijanych dziewczynek?

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign