„Po przerażającym zamordowaniu Sary Halimi w jej mieszkaniu, ten nowy napad powinien nakłonić władze naszego kraju do wzmożonej czujności i przykładnego, odstraszającego karania sprawców” – dodał Francis Kalifat.
Sara Halimi, emerytowana kierowniczka żydowskiego żłobka, to najświeższa spośród śmiertelnych ofiar antysemityzmu we Francji. W kwietniu przez balkon wdarł się do jej paryskiego mieszkania sąsiad – muzułmanin z Czarnej Afryki – i krzycząc „Allah akbar” torturował ją przez godzinę, po czym wyrzucił przez okno.
Policja wezwana po pierwszych krzykach ofiary, stała bezczynnie przed wejściem do kwaterunkowego budynku.
Po zatrzymaniu morderca został odesłany do szpitala psychiatrycznego, a pierwsze orzeczenie lekarskie mówiło o „ostrym ataku delirycznym”. Zbrodnia została praktycznie przemilczana przez media. Nie ulega wątpliwości, że dlatego, by w trwającej wtedy kampanii wyborczej na prezydenta nie przysparzać głosów populistycznej przywódczyni skrajnie prawicowego, zdecydowanie antymuzułmańskiego Frontu Narodowego.
Przemilczano „biały marsz”, w którym około trzech tysięcy osób, prawie wyłącznie Żydów, w hołdzie dla Sary Halimi poszło pod jej dom. I mimo protestów instytucji i organizacji żydowskich, jak i prawników, niemal pół roku minęło zanim prokurator zdecydował się do oskarżenia dołączyć okoliczność obciążającą, jaką jest antysemicki motyw zbrodni.
Na cmentarzu żydowskim w Paryżu
Wśród poprzednich ofiar muzułmańskich, niekoniecznie islamistycznych antysemitów, najbardziej znany jest młodziutki Ilan Halimi, porwany, torturowany i zamordowany w roku 2006 przez gang afro-arabski, który, jak rodzina z Livry Gargan, „musiał mieć pieniądze, bo był Żydem”.
Od 2012 r. dwanaścioro Żydów straciło życie w napadach antysemickich, których sprawcy działali w imię dżihadu. Wcześniej kilka zabójstw uznano za czyny chorych psychicznie lub znaleziono dla nich inne niż antysemityzm motywacje. Dodać do tego trzeba gwałty, rabunki i napady uliczne na Żydów w kipach, motywowane jakoby chęcią pomsty za „krwiopijstwo”, „śmierć palestyńskich dzieci w Gazie” i zawsze tym, że „Żydzi muszą mieć pieniądze”.
„Antysemityzm, który w nas dziś uderza nie ma nic wspólnego z historią Francji” – powiedział znany francuski filozof Alain Finkielkraut, syn Żydów z Polski i wielki francuski patriota. „To nie są resztki francuskiego nacjonalizmu. To antysemityzm, który jest z siebie dumny i którego nie można zawstydzić, ponieważ mówi językiem «antyrasizmu»”.
„Mamy do czynienia z antysemityzmem antyrasistowskim, bo według tych ludzi Żydzi przeszli na drugą stronę barykady z powodu Izraela i okupacji Palestyny. Wszystko to przemyślane jest w terminach rasistowskich: Izrael jest państwem rasistowskim, więc przeciwstawianie się Izraelowi i tym wszystkim, którzy czują jakiś związek z tym krajem, to walka z rasistami” – mówił filozof w wywiadzie dla francuskojęzycznego programu izraelskiej telewizji I24.
Nosicielami tych poglądów są zarówno muzułmanie, wychowywani w pogardzie i nienawiści wobec Żydów, jak i francuska skrajna lewica, a wśród niej, najgłośniejsza obecnie partia opozycyjna w parlamencie francuskim, Francja Nieujarzmiona. Jej przywódca Jean-Luc Mélenchon oskarżył ówczesnego premiera, piętnującego manifestantów broniących współwyznawców z Gazy okrzykami „śmierć Żydom”, o „powiązania ze skrajną prawicą izraelską”.
Zauważa to Alain Finkielkraut, ale jak się wydaje, nie zauważa, że antysemityzm we Francji nie ogranicza się do tych dwóch środowisk. Według sondażu przeprowadzonego na zamówienie Fundacji Fondapol – think tanku, którego dyrektorem jest prawicowy politolog Dominique Reynié – jedna czwarta do jednej trzeciej badanych, a czasem nieco więcej, podziela uprzedzenia wobec Żydów, a wśród nich przekonanie, że rządzą gospodarką i finansami, oraz mają za dużo wpływów w mediach i polityce. 35% badanych zgadza się ze stwierdzeniem, że „Żydzi we własnym interesie wykorzystują status ofiar nazistowskiego ludobójstwa w czasie II wojny światowej”.
Ankieta wskazuje, że tradycyjny antysemityzm skrajnej prawicy bynajmniej nie należy do przeszłości. Poza muzułmanami – którzy są dwa do trzech razy liczniejsi niż przeciętna Francuzów podzielających uprzedzenia antysemickie – to w partii Marine Le Pen i wśród jej elektoratu najwięcej jest opinii antysemickich. Wygląda na to, że Alain Finkielkraut bardziej na serio niż zwolennicy Frontu Narodowego, bierze odejście tego stronnictwa od jego antyżydowskich, negacjonistycznych korzeni.
To prawda, we Francji ginie obecnie najwięcej Żydów za to, że są Żydami. To prawda, tutejsze władze wykazują często wiele wyrozumienia dla islamistycznych „szejków” i imamów związanych z Bractwem Muzułmańskim. Oficjalne media francuskie zieją często nienawiścią do Izraela, a rząd na wszelkich forach międzynarodowych głosuje przeciw Państwu Żydowskiemu.
To prawda, ale Francja, poprzez obecność największej w Europie liczby Żydów i jednej z największych mniejszości muzułmańskich, jest miejscem, w którym ze zdwojoną ostrością ukazują się problemy Europy i świata.
Pamiętajmy o zajadłym antysemityzmie w Polsce bez Żydów. Nie zapominajmy o sukcesach Alternatywy dla Niemiec, która jest nie tylko antyimigracyjna, ale z nostalgią sięga do czasów nazizmu i propaguje to, co nazywa się w polskich sądach, „kłamstwem oświęcimskim”.
Żydzi, tak jak często w dziejach, znów są tym kanarkiem, którego w klatce znoszą do szybu górnicy, gdyż jako pierwszy ginie od trujących gazów dając ludziom sygnał do ucieczki. Świat nie jest jednak kopalnią i nie ma windy, którą cywilizacja europejska wydobyć by się mogła z kryzysu, na który składa się koniec dominacji Zachodu, brak zaufania do demokracji i – pośród masowej imigracji – utrata poczucia tożsamości.
W tej sytuacji powraca się do odwiecznej recepty – bij Żyda! – nie pamiętając, że nie uratowało to Rosji i nie myśląc, że nie może uratować Europy.
*Pierwsza publikacja: „Słowo Żydowskie”, listopad 2017
Źródło: http://www.listyznaszegosadu.pl