Zorganizowana przez Turcję konferencja na temat Kaszmiru jest kolejnym przykładem imperialnych ambicji Erdogana. Taka jest teza artykułu Abhinava Pandyi, zamieszczonego na indyjskim portalu Firstpost, działającym z Mumbaju.
Pod koniec listopada Turcja zorganizowała międzynarodową konferencję na temat Kaszmiru, na której potępiono decyzję Indii o pozbawieniu tego regionu statusu autonomicznej prowincji. Sprawa Kaszmiru, indyjskiej prowincji o muzułmańskiej większości, do której prawa rości sobie również Pakistan i w której działa islamska partyzantka, jest dla Turcji znakomitą okazją do zdobywania poparcia wśród hinduskich muzułmanów. Nie chodzi po prostu o zdobywanie międzynarodowego uznania, ale, jak pisze Pandya, o odzyskanie przez Turcję czołowego miejsca wśród krajów muzułmańskich, o odtworzenie zniesionego w 1923 roku kalifatu.
Od średniowiecza do I wojny światowej Turcja sprawowała władzę nad większością świata muzułmańskiego jako Imperium Ottomańskie, a władca Imperium miał tytuł kalifa, czyli zwierzchnika muzułmanów. Po przegranej Turcji w czasie wojny i po zamachu stanu przeprowadzonym przez Atatürka imperium się rozpadło. Kraj stał się republiką, a kalif został wygnany. Przez większość XX w. Turcja starała się być krajem świeckim, choć niekoniecznie demokratycznym i dopiero Erdogan od 2003 roku, najpierw jako premier, a potem jako prezydent, zaczął przekształcać ją znowu w państwo islamskie.
Zamiast demokracji buduje państwo autorytarne, w którym islam zdobywa coraz większe znaczenie, jego polityka międzynarodowa Turcji zwrócona jest w kierunku wspierania różnych ruchów islamistycznych – na przykład kierownictwo Bractwa Muzułmańskiego przebywa w Turcji po ucieczce z Egiptu. W Syrii Erdogan wspiera ugrupowania islamistyczne, również miejscowy odłam Al Kaidy, a przez długi czas udzielał niejawnego wsparcia ISIS.
Turcja finansuje obecnie nie tylko wspólnoty tureckie w Europie (głównie w Niemczech i Austrii), ale stara się zastąpić w różnych krajach muzułmańskich Arabię Saudyjską jako budowniczego meczetów i sponsora muzułmańskich duchownych oraz szkolnictwa religijnego. Wspólnota muzułmańska w Indiach jest dla Turcji niezwykle łakomym kąskiem, ponieważ jest to trzecia co do wielkości na świecie zbiorowość muzułmanów. A ponieważ nie są to Arabowie i są wyznawcami tej samej co w Turcji hanafickiej szkoły islamu, więc w rywalizacji z Arabią Saudyjską Turcja ma poważne szanse na sukces – stąd między innymi konferencja o Kaszmirze.
Według Abhinava Pandyi, Erdogan chce stać się kalifem, być może w setną rocznicę zniesienia kalifatu w 2023 roku (albo 2024, w rocznicę formalnego zniesienia kalifatu, bo w 1923 proklamowano republikę w Turcji). Autor nie zakłada, że Turcja chce odbudowy Imperium Ottomańskiego – zjednoczenia muzułmanów w jednym państwie. Erdogan chce być przywódcą, chce występować w imieniu muzułmanów z całego świata, a Turcja ma być głównym krajem islamskim, spychającym w cień Arabię Saudyjską. Rywalizacja z nią jest w tej chwili jednym z głównych kierunków polityki zagranicznej Erdogana, który de facto zrezygnował ze starań o wejście do Unii Europejskiej.
Jeśli Erdoganowi udałoby się osiągnąć status kalifa, to – o czym Pandya już nie pisze, bo sprawy Europy mniej go interesują niż sprawy Indii – również w Europie próbowałby odgrywać większą rolę, jako samozwańczy reprezentant mniejszości muzułmańskich w krajach Unii. Jego kartą przetargową jest i będzie możliwość otwierania drzwi do Europy dla milionów muzułmańskich imigrantów z Azji, dla których droga do Unii prowadzi przez Turcję.
Póki jednak jest prezydentem, to jest po prostu jednym z przywódców państw w Europie, natomiast jeśli stanie się kalifem, uzna się za ważniejszego od wszystkich innych prezydentów i każde przeciwstawienie się jego żądaniom będzie traktował jak atak na islam. A ponieważ jest nie tylko fanatykiem, ale i człowiekiem o nadmiernie rozbudowanym ego, stanie się groźniejszy.
O tym, że Erdogan będzie chciał zostać kalifem, pisaliśmy w Euroislamie już w 2016 roku: „Celem ostatecznym Erdogana jest przywrócenie kalifatu, którego setna rocznica zniesienia przypada na rok 2024”. Ale przewidywaliśmy, że nie ograniczy się do przyjęcia tytułu, że będzie chciał odtwarzać Imperium Ottomańskie w postaci realnej. „Jeżeli go nie powstrzymamy – pisaliśmy – za osiem lat będziemy mieli pod bokiem siedmiusettysięczną armię, gotową nieść do Europy dobrą nowinę, z którą 1400 lat temu zjawił się w Medynie Mahomet”. Na razie Erdogan wprowadził wojska tureckie na teren Syrii i nie zapowiada wycofania się stamtąd.
Grzegorz Lindenberg, na podst. https://www.firstpost.com