Najwyższy organ sądowy w Jordanii rozwiązał krajowe oddziały Bractwa Muzułmańskiego, międzynarodowego ruch islamistycznego, stwierdzając, że grupa „nie skorygowała swojego statusu prawnego”.
Przez wiele lat polityczne ramię ruchu Bractwa Muzułmańskiego było tolerowane przez Amman, ale po roku 2014 partia utraciła legalność w ramach nowego prawa, które zakazywało aktywności politycznej ugrupowaniom religijnym. Rok później rząd autoryzował Stowarzyszenie Bractwa Muzułmańskiego, by w 2016 zamknąć jego główną siedzibę i regionalne biura. Bractwo Muzułmańskie skierowało sprawę do sądu i w środę w ubiegłym tygodniu zapadł ostateczny i nieodwoływalny wyrok sądu kasacyjnego rozwiązujący organizację.
Nie oznacza to jednak, że w Jordanii islamiści nie mają swojej reprezentacji politycznej. Zbliżona ideowo do Bractwa partia Islamski Front Działania (IAF) ma 15 miejsc (ponad 10%) w ramach parlamentarnej opozycji. Co więcej, IAF utrzymuje silne związki z Hamasem, który jest zakazany w Jordanii od ponad dwóch dekad.
Bractwo Muzułmańskie w Jordanii liczy 10 tysięcy członków i jest jedną z najstarszych organizacji Bractwa na Bliskim Wschodzie, założoną już w roku 1945. Radykalne frakcje tej organizacji obiecują, że przekształcą Jordanię w muzułmański kalifat.
Islamiści, którzy po Arabskiej Wiośnie stawali się coraz ważniejszą siłą, obecnie znajdują się w odwrocie. Różne organizacje ruchu islamistycznego, także działające w Europie i Stanach Zjednoczonych, są uznane za terrorystyczne w ZEA, Arabii Saudyjskiej czy Egipcie. Islamiści postrzegani są przez te kraje jako potencjalny czynnik destabilizujący.
Ostre reakcje władz wobec ruchów islamistycznych mają też związek ze zmniejszaniem się przychodów z ropy naftowej, które gwarantowały do tej pory stabilność krajom arabskim. Grzegorz Lindenberg przewiduje, że osłabienie gospodarcze będzie przekładać się na większą aktywność ruchów oddolnych, takich właśnie jak islamiści.