Magnus Norell
Wiosenne zawirowania wokół działaczy szwedzkiej Partii Zielonych – byłego ministra mieszkalnictwa, Mehmeta Kaplana oraz aktywisty Yasriego Khana, ujawniły oczywisty wzrost wpływów politycznego islamu w dzisiejszej Szwecji.
Fakty znane były badaczom od dawna, pozostawały jednak dotychczas tematem tabu.
Historia islamskiego wpływu na nasze instytucje i partie polityczne rozpoczęła się zaraz po II wojnie światowej, kiedy to Bractwo Muzułmańskie zawitało do Niemiec. W Szwecji organizacja ta pojawiła się w latach 70. Strategia Bractwa, opracowana jeszcze na długo przed wojną, polegała na tworzeniu instytucji edukacyjnych, sieci społecznych i tzw. ośrodków dialogu, a także stawaniu się ich częścią lub w niektórych przypadkach przejmowaniu nad nimi kontroli.
Celem BM było wypracowanie sobie w krajach europejskich zamieszkiwanych przez społeczności muzułmańskie ugruntowanej pozycji w środowisku politycznym i społecznym, i tym samym wywieranie wpływu na „własną” grupę muzułmanów. Podstawowa idea zakładała, że muzułmanie tworzą kolektyw w ramach tego, co w specyficzny sposób definiowano jako islam. Dla islamistów pogląd ten wciąż pozostaje kluczowy.
Islam ma tylko jedną definicję
Jak powiedział Abirisak Waberi, były członek szwedzkiego parlamentu, pełniący niegdyś funkcję przewodniczącego Stowarzyszenia Islamskiego w Szwecji: „Islam ma tylko jedną definicję”. Pogląd Waberiego, który podziela większość islamistów, stanowi podsumowanie fundamentalnej idei wszystkich muzułmanów, którzy nie pogodzili się jeszcze z islamską historią i nie dostosowali religijnych tradycji do prywatnych potrzeb – innymi słowy dla tych, którzy z przekonań religijnych nie uczynili jeszcze kwestii prywatnej.
Bractwo od samego początku było i jest budowane na zasadzie sieci społecznej, której przywódca ma siedzibę w Egipcie, gdzie organizacja ta została założona w latach 20. Lider Bractwa był również przywódcą duchowym organizacji. Wokół niego tworzyła się rada. Wszystkie lokalne organizacje w kraju również miały swoje rady zarządzające, które mogły podejmować decyzje na poziomie lokalnym. Zarząd wybierał swoich przedstawicieli, którzy byli delegowani do większych rad regionalnych. W Europie na przykład istnieje jedna taka rada. Członkowie rad regionalnych wysyłali następnie swoich przedstawicieli do uczestnictwa w radach światowych.
Bractwo można postrzegać jako organizację o luźniej strukturze, w której składa się przysięgę lojalności. Poprzez tę przysięgę adept zostaje wprowadzony w świat społeczności duchowej. To bardzo istotne, ponieważ wewnątrz społeczności duchowej jednostka w każdej chwili może stworzyć jakąkolwiek organizację, o ile tylko znajdzie się poparcie dla jej wysiłku. Oznacza to również, że gdy pada pytanie „Czy jesteś [członkiem] Bractwa Muzułmańskiego?”, muzułmanin może odpowiedzieć „nie”, powołując się na inną organizację (np. Stowarzyszenie Islamskie). I będzie to odpowiedź całkowicie właściwa, ponieważ Bractwo stanowi sieć duchową o szerokim zasięgu, mogącą występować pod postacią wielu różnych, zewnętrznych organizacji.
Matka wszystkich islamistów
Nie jest przesadą stwierdzenie, że Bractwo Muzułmańskie jest organizacją-matką islamskich sieci i ugrupowań, które zdominowały polityczny islam na Zachodzie, w tym w Szwecji, i że rozrosło się obecnie do poziomu ruchu o wielu obliczach, obecnego na całym kontynencie europejskim. (…) W ten sposób wypłynąć mogły różnorodne stowarzyszenia muzułmańskie, zjednoczone wspólną ideologiczną wiarą. To z kolei bardzo dobrze wpasowało się w europejski system społeczny po II wojnie światowej – system, w którym wolność zrzeszania się stała się kamieniem węgielnym demokracji w krajach dotkniętych konfliktem. Wyłonienie się pozornie różnorodnych organizacji mających chronić interesy wielu nowo przybyłych muzułmanów (wczesna imigracja opierała się głównie na sile roboczej) postrzegane było oczywiście jako coś pozytywnego i dobrze wpasowującego się w istniejący porządek, w którym na czele różnych ugrupowań stawali przedstawiciele mogący współpracować z władzami.
To bardzo istotny punkt, ponieważ islam jest de facto różnorodną i zdecentralizowaną tradycją religijną, liczącą wiele odmiennych interpretacji. Tymczasem poprzez skuteczne wyrobienie sobie pozycji przedstawiciela społeczności muzułmańskich, Bractwo mogło zmarginalizować pozostałe ugrupowania, uzurpując sobie prawo do reprezentowania muzułmanów w kontekście władzy gospodarczej i politycznej. Dlatego też tak ważne było wdrożenie koncepcji, zgodnie z którą istnieje tylko jedna definicja islamu – definicja będąca jednocześnie jedyną „właściwą” i „prawdziwą” wersją. Stąd też walka o prawo do wyznaczania tej definicji była kluczowa, a Bractwo i jego spadkobiercy odnieśli na tym polu ogromne sukcesy. Możemy wskazać dwie przyczyny tych osiągnięć.
Po pierwsze, zachodnie systemy organizacyjne i administracyjne promowały najlepiej zorganizowanych muzułmanów, ponieważ ci najszybciej zrozumieli płynące z tego korzyści i przedstawili władzom jednostki, z którymi władze te mogły negocjować. Ugrupowania te składały się z islamistów, a w szczególności z członków Bractwa Muzułmańskiego.
Po drugie, kluczową rolę odegrały wewnętrzne debaty muzułmanów na temat islamu. W sposób oczywisty ci, którzy nie podzielali zdania, że islam powinien mieć wpływ na strukturę społeczeństwa i sposób zarządzania nim, nie mieli żadnych powodów, żeby organizować się w ramach rozmaitych ruchów islamskich. Ci zaś, którzy reprezentowali bardzo liberalne (czyli np. zindywidualizowane, prywatne) czy reformistyczne poglądy, od samego początku zostali zepchnięci na margines. (…)
Islam niepolityczny nie istnieje
Należy koniecznie podkreślać fakt, że islamizm (lub polityczny islam) stanowi bardzo złożony koncept. Jak najbardziej poprawne jest stwierdzenie, że islamizm pojawił się jako odpowiedź na modernizm i alternatywa dla upadłych i skorumpowanych systemów państwowych na Bliskim Wschodzie – a w czasach powojennych również jako reakcja na zachodni system kapitalistyczny.
Jednocześnie należy zdawać sobie sprawę, że islam różni się chociażby od powszechnej w Szwecji luterańskiej wersji chrześcijaństwa. Nie istnieje tak naprawdę niepolityczna wersja islamu, która miałaby stać w opozycji do islamizmu. Chrześcijańska maksyma „oddaj cesarzowi to, co cesarskie, a Bogu to, co boskie”, nie znajduje zastosowania w przypadku islamu. W islamie religia i polityka są ze sobą splecione, co utrudnia starania wszystkich muzułmanów pragnących zreformować czy zliberalizować islam. Dzięki temu również islamiści o wiele łatwiej mogą zabierać głos wykorzystując perspektywę religijną.
W konsekwencji islamiści umocnili swoje prawo do definiowania islamu zarówno w odniesieniu do „własnej” grupy muzułmanów, jak i europejskich władz i polityków. Dla tych ostatnich, którzy zmuszeni byli objąć kontrolą duże liczby muzułmańskich migrantów, pomocny był fakt, że ktoś mógł udzielić odpowiedzi na pytania: „Czym jest islam?” i „Jacy są muzułmanie?”. Ponieważ Bractwo za wszelką cenę chciało dominować wśród ugrupowań muzułmańskich, w rezultacie doszło do zawarcia nikczemnego sojuszu między islamistami a władzami i politykami, którzy w całej swej niezręczności weszli na zdradziecką ścieżkę, zapominając o fakcie, że demokracja i świeckie państwo powinny powstrzymać się od definiowania jednostek na podstawie ich religii i pochodzenia etnicznego.
Ciekawe i godne uwagi nie jest właściwie to, że islamiści wszelkiej maści skorzystali z okazji, żeby nadużyć systemu. To logiczne, jeśli wziąć pod uwagę, jak ważne dla islamistów jest to, żeby tylko oni mogli decydować o obliczu islamu. Podejście to jest również logiczne dlatego, że zakłada zdecydowany podział społeczeństwa na muzułmanów i niemuzułmanów. Segregacja jest promowana ze względu na chęć utrzymania kontroli.
Liczne i coraz częstsze alarmujące raporty, pochodzące z mniej lub bardziej zgettoizowanych przedmieść, pokazujące w szczegółach w jaki sposób (przede wszystkim) kobiety gnębione są przez mężczyzn próbujących sprawować władzę nad islamskimi mieszkańcami za pomocą religijnych dogmatów, dowodzą, jak daleko posunął się już ten proces.
Przy współudziale zachodnich polityków
Ciekawe i godne uwagi jest natomiast to, że nasi politycy i nasze władze dopuścili to tego. Przez dziesięciolecia islamskie organizacje otrzymywały z publicznych środków ogromne sumy pieniędzy. To z kolei doprowadziło to większej segregacji, problemów z integracją i wzrostu liczby jednostek, które decydowały się na akty przemocy. Zamachy z ostatnich miesięcy stanowią logiczny rozwój wydarzeń również dlatego, że ostateczny cel [islamistów] jest jeden, niezależnie, czy obierają oni strategię bez przemocy (jak ma to miejsce w większości przypadków z udziałem Bractwa Muzułmańskiego w Europie), czy prowadzą strategię wojenną. Ostatecznym celem jest stworzenie społeczeństwa opartego na prawie religijnym i islamizacja całości tegoż społeczeństwa. Pod tym kątem wydarzenia w Szwecji są podobne do tych, do których dochodzi w innych krajach europejskich, takich jak Niemcy, Belgia czy Wielka Brytania.
Dla Bractwa niezwykle istotne jest utrzymanie i rozszerzanie strefy wpływów politycznych, czego doskonałą ilustracją jest przypadek Mehmeta Kaplana, zanalizowany szczegółowo przez badaczy Sameha Egyptsona i Ajego Carlboma. Egyptson zwrócił uwagę na satysfakcję, z jaką o karierze politycznej Kaplana w Partii Zielonych wypowiadał się w sztokholmskim meczecie imam Mahmoud Khalfi. Imam chwalił szwedzkich polityków za „normalizację stosunków ze Stowarzyszeniem Islamskim, znanym z powiązań z Bractwem Muzułmańskim”.
Kaplan w kwietniu tego roku pod naciskiem mediów zrezygnował z funkcji ministra mieszkalnictwa, którą pełnił od października 2014 r. Warto pamiętać, że nie doszło do tego z powodu zaproszenia przez niego antysemitów (takich jak konwertytka Yvonne Ridley) do szwedzkiego parlamentu. Była to raczej decyzja taktyczna. Źle widziany był przede wszystkim fakt, że Kaplan jadał posiłki z tureckimi faszystami. Gdyby uszło to jednak powszechnej uwadze, prawdopodobnie pozostałby na stanowisku. Sytuacja ta potwierdza, że partie polityczne w Szwecji, ale także w innych krajach europejskich, takich jak Wielka Brytania, pragnąc zdobyć głosy wielu muzułmańskich imigrantów przymykają oko na patriarchalny system opresji w stosunku do kobiet i na antysemityzm. Oba te zjawiska są powszechne w regionie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, zwłaszcza wśród islamistów. Trudno się więc spodziewać, żeby ludzie, którzy wychowali się w takich wartościach, po przekroczeniu szwedzkiej granicy całkowicie je odrzucili.
Decentralizacja, o której pisaliśmy powyżej, oznacza również, że istnieje swego rodzaju niepewność co do ambicji Bractwa Muzułmańskiego. Pewne zrozumienie w tej kwestii możemy uzyskać zapoznając się z opisem założeń polityki organizacji na terenie Szwecji. Na stronie sztokholmskiego meczetu napisano, że Bractwo, podobnie jak inni islamiści, postrzega islam jako spójny system obejmujący wszelkie aspekty życia społecznego i prywatnego. Islam jest nie tylko ideologią religijną, lecz także projektem politycznym. Możemy przeczytać, że islam u podstaw jest systemem dopasowanym do całej ludzkości i że każdy miałby korzyści z narzuconego przez Boga systemu prawnego, szariatu.
Projekt polityczny oparty na strategii polityki tożsamości, jak już wielokrotnie się okazało, pasuje jak ulał do Socjaldemokratów i Partii Zielonych, a także do Partii Lewicy. To przynajmniej częściowo wyjaśnia, skąd bierze się wśród tak zwanej postępowej Lewicy poparcie dla religijnych mężczyzn o konserwatywnych poglądach, ze skłonnością do antysemityzmu i ucisku kobiet. Jak zręcznie ujął to socjolog Göran Adamson: „Kompas polityczny lewicy leży na podłodze z rozbitą szybką”.
Dwa światy równoległe
Powyższe założenia staną się jeszcze jaśniejsze, gdy przyjrzymy się konstytucji Stowarzyszenia Islamskiego w Szwecji oraz stowarzyszonej z Bractwem Federacji Organizacji Islamskich (FIOE) w Europie.
Bractwo Muzułmańskie podkreśla, że wszyscy muzułmanie w Szwecji powinni pozostać homogeniczną grupą posiadającą wspólne interesy i potrzeby. Dlatego też tak ważne jest dla niego utworzenie równoległego „islamskiego społeczeństwa obywatelskiego”, mającego dostęp do własnych szkół, przedszkoli, szpitali, ośrodków kultury, meczetów i innych instytucji.
Jest to projekt, który Aje Carlbom określa mianem „miękkiego apartheidu, zakładającego, że muzułmanie i niemuzułmanie powinni żyć w dwóch różnych światach”. Oczywiste jest, że tego typu myślenie ostatecznie udaremni integrację i doprowadzi spadku zaufania i dezintegracji całego społeczeństwa. Powinno być to jasne od samego początku.
Godny uwagi jest fakt, że gdy w 1999 r. ruch Religijnych Socjaldemokratów Szwecji (chrześcijańska partia międzywyznaniowa powiązana z Partią Socjaldemokratów, dziś funkcjonująca pod nazwą „Wiara i Solidarność”) podpisał porozumienie ze Szwedzką Radą Muzułmanów (Sveriges Muslimska Råd, w skrócie SMR), wiadomo było, że SMR opowiada się za istnieniem społeczeństw równoległych. Fakt, że Socjaldemokraci i inne partie polityczne gotowe są przyjmować w swe szeregi muzułmanów odrzucających podstawowe zasady równości wobec prawa oraz prawa jednostki do decydowania o własnej przyszłości, nawet poza grupą, świadczy o grzechu zaniechania, z konsekwencjami którego szwedzkie społeczeństwo zmagać się będzie musiało w najbliższej przyszłości.
Nasi politycy powinni więc konieczne zewrzeć szyki, podnieść wzrok i poszerzyć horyzonty w kwestii dotyczącej muzułmanów w Szwecji. Jak już zaznaczyliśmy, większość muzułmanów w kraju nie należy do żadnej organizacji islamskiej. Czas przypomnieć, że w Szwecji tożsamość religijna jest kwestią prywatną i że w naszym świeckim, religijnie neutralnym kraju, żyjemy w ramach jednego społeczeństwa, a nie kilku społeczeństw równoległych.
Bohun, na podst. www.huffingtonpost.com
***
Magnus Norell jest adiunktem w The Washington Institute for Near East Policy oraz starszym doradcą w European Foundation for Democracy w Brukseli. Zajmuje się głównie terroryzmem motywowanym religijnie; pracował również dla wywiadu cywilnego i wojskowego.