Grzegorz Lindenberg
Poniższy tekst jest polemiką z artykułem Tony’ego Blaira opublikowanym w The Sunday Times zatytułowanym „We are in denial about Islam” (Wobec islamu tkwimy w zaprzeczeniu). Przeczytać go można na portalu NeverAgainCanada, http://www.neveragaincanada.ca/ .
„Musimy przestać zaprzeczać temu, co od dłuższego czasu dzieje się z islamem: rozwinęła się w nim interpretacja (narracja) wzmożonej religijności, interpretacja, która zmieniła stosunek do innych wyznań i jest fundamentalnie nie do pogodzenia ze światem współczesnym. To islamizm, który prowadzi do islamistycznego ekstremizmu, a ten do aktów przemocy. Z islamistycznym ekstremizmem jesteśmy w stanie wojny” – tak napisał w niedawnym artykule były premier Wielkiej Brytanii, były wysłannik Unii Europejskiej na Bliski Wschód, szef fundacji, która zajmuje się m.in. związkiem religii i geopolityki.
Co najważniejsze – to nie jest głos „islamofoba” tylko człowieka, który był przywódcą brytyjskiej Partii Pracy i sytuuje się raczej po lewej stronie sceny politycznej. Dlatego jego głos ma szansę być wysłuchany przez europejskich polityków znacznie dokładniej, niż głosy polityków tzw. skrajnej prawicy.
Koncepcja Blaira jest bezpośrednim przeciwstawieniem się rozpowszechnionemu wśród zachodnich polityków lewicowemu poglądowi, w którym, jak pisze, „używanie słowa 'islamizm’ uważane jest za szkodliwe naznaczanie, a „wina za terroryzm przypisywana jest wyłącznie Zachodowi”.
Teza Blaira jest prosta: walczymy z określoną ideologią, a nie z „agresywnym ekstremizmem”, którego zwolenników możemy „deradykalizować”. Zwolenników tej ideologii są nie tysiące, lecz miliony, w wielu krajach muzułmańskich przynajmniej część ideologii ma oficjalne poparcie. Nie jest to cały islam, wyraźnie podkreśla Blair, tylko jego interpretacja (autor używa słowa „narracja”). Ale jeśli zaprzeczymy, że jest to ideologia powiązana z islamem, to „jej korzenie pozostawimy nietknięte”. Ta ideologia nie jest zainteresowana koegzystencją z nami i dialogiem, lecz podporządkowaniem nas. Nie można jej ograniczyć, trzeba ją pokonać, mówi twardo Blair.
Zagrożenie jest globalne – twierdzi. Jeśli mamy się go pozbyć, potrzebujemy fundamentalnej zmiany strategii. Jego artykuł jest próbą naszkicowania takiej strategii. Próbą na pewno lepszą i bardziej wszechstronną niż pomysły Obamy czy Merkel, ale ułomną, bo o niektórych kluczowych rzeczach nie pisze, co prowadzi do bardzo ograniczonego zestawu proponowanych rozwiązań. Wygląda na to, że Blair przestraszył się własnej śmiałości, więc niektórych wniosków postanowił nie wyciągać.
Zgadzam się z większością rzeczy, o których Blair pisze, a przede wszystkim z podstawową tezą tekstu: dżihadyści to nie jest sekta szaleńców, tylko zbiorowość ludzi wyznających pewną ideologię i zagrożeniem jest nie tyle sam terroryzm, co ideologia, która do tegoż terroryzmu prowadzi.
Przyjrzyjmy się najpierw elementom strategii pokonania islamizmu proponowanym przez Blaira, a potem trzem kluczowym elementom, których w tej strategii brakuje.
Jak pokonać islamizm? Żeby pokonać islamizm trzeba zdaniem Tony’ego Blaira zrobić dziewięć rzeczy: cztery to działania natychmiastowe, a pięć – długookresowe.
Działania natychmiastowe
Po pierwsze, konieczna jest lepsza współpraca agencji wywiadowczych, do czego potrzebne są też jakieś zmiany prawne. To jest teza nie podlegająca dyskusji, lecz potrzebna jest nie tylko współpraca ale i lepsza praca agencji – to co się działo w Belgii jednak kompromituje służby.
Szczytem wszystkiego było przesłuchiwanie Abdeslama przez dwie godziny, ale nie na temat planów jego komórki terrorystycznej tylko zamachu w Paryżu sprzed pięciu miesięcy – po czym ze względu na zmęczenie i kiepskie samopoczucie aresztowanego (postrzelony w nogę) przesłuchanie przerwano i go nie wznowiono – bo po zamachu w Brukseli odmówił dalszych zeznań.
Sprawne służby, wyposażone w niezbędne uprawnienia, są więc naszą podstawową bronią w zwalczaniu terroryzmu.
Po drugie, trzeba powstrzymać niekontrolowaną migrację, która stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa. Pełna zgoda, ale jak to robić? Blair uważa, że imigrantom należy pomagać albo w krajach pochodzenia, albo zatrzymywać ich w krajach, do których przybywają, ale „z szacunkiem dla ich godności, traktując ich po ludzku i ze współczuciem”.
Mówiąc ludzkim językiem Blair postuluje stworzenie dla imigrantów przyjemnych obozów we Włoszech i w Grecji. Jest to pomysł całkowicie bezsensowny, bo bezterminowe przetrzymywanie setek tysięcy ludzi w obozach nie jest wykonalne. Jedyny sposób – to zdecydowane, natychmiastowe odsyłanie wszystkich, którzy nie zasługują naprawdę na azyl. Nie będzie to takie bardzo natychmiastowe, ale da się, przy woli politycznej, wykonać – odsyłać można do Libii, Tunezji, Egiptu, Maroka – dowolnego kraju, który zgodzi się, w zamian za finansową rekompensatę, przyjmować migrantów.
Po trzecie, trzeba szybko zniszczyć Państwo Islamskie, nasilając działania przeciw niemu, łącznie z zaangażowaniem wojsk lądowych. Zniszczyć trzeba ISIS zarówno w Syrii, jak i w Libii. Nie bardzo wiadomo jak to zrobić w Libii, ale co do samej tezy – pełna zgoda, jest to konieczne. Zniszczenie ISIS zlikwiduje nie tylko możliwości przyśpieszonego szkolenia powracających do Europy terrorystów, ale usunie też symbol, do którego dżihadyści mogą się odwoływać. Innymi słowy, zachwieje ich poczuciem, że Bóg jest po ich stronie.
Po czwarte, trzeba rozwiązać konflikty i zająć się realnymi pretensjami politycznymi w Iraku, Syrii, Libii i Jemenie. Oczywiście, że dobrze by było, żeby w Iraku sunnici dogadali się z szyitami i zgodnie rządzili, w Syrii, Jemenie i Libii zapanował pokój i żeby rządziły sprawiedliwie uczciwe rządy – ale to jest przykład politycznych, ładnie brzmiących frazesów, a nie realny postulat do szybkiego zrealizowania.
Działania długoterminowe
Pierwsze, to budowa odpowiednich sił zbrojnych, zdolnych do walki z dżihadyzmem poza Europą. Znowu – poza dyskusją. Jeśli trzeba, powinny istnieć wojska, które zniszczą nieprzyjaciół. Takie Państwo Islamskie – co to jest za przeciwnik, kilkadziesiąt tysięcy ludzi, bez lotnictwa, niemal bez broni ciężkiej. A milicje w Libii? Blair uważa, że wojsko musi mieć świadomość, że w tych operacjach będzie ponosiło duże straty, bo potrzebne są wojska lądowe. Ale to nie wojsko trzeba przekonywać do sensowności działań zbrojnych, lecz opinię publiczną, a najpierw – polityków. To znacznie trudniejsze, niż przekonanie wojska.
Drugie to zmiana systemów edukacyjnych na całym świecie, żeby dzieci uczyć tolerancji religijnej i kulturowej, a nie uprzedzeń i wrogości do innych. Blair wyobraża sobie coś w rodzaju międzynarodowej konwencji w tej sprawie, z procedurami weryfikacji, czy jej postanowienia są wcielane w życie. Jest to piękny, szlachetny postulat, którego najprawdopodobniej nie da się wcielić w życie, a jeśli się da, to jego znaczenie dla walki z ideologią dżihadyzmu będzie marginalne.
Oczywiście, że lepiej, żeby uczniowie w szkołach w Pakistanie, Arabii Saudyjskiej i Autonomii Palestyńskiej nie uczyli się nienawiści do Żydów i chrześcijan. Tyle, że większość przekazu anty-zachodniego odbywa się nie w normalnych szkołach, lecz w szkołach religijnych, madrasach. Madrasy też chce Blair reformować?
A czy szkoły brytyjskie i belgijskie też uczą nienawiści i nietolerancji? Bo to do nich chodzili zamachowcy z londyńskiego metra z 2005 i z brukselskiego lotniska z 2016. A więc to nie o szkoły chodzi. Dżihadyści radykalizują się poza szkołami i chociaż ze względu na integrację społeczną znacznie lepiej jest, jeśli muzułmańskie dzieci chodzą do szkół wymuszających tolerancję niż do takich, gdzie muzułmańscy uczniowie zmuszają biciem muzułmańskie uczennice do noszenia chusty, to na przyszły dżihadyzm i terroryzm przekaz szkolny przekłada się bardzo umiarkowanie.
Szkoda czasu i energii na walkę o zmiany w szkołach w krajach muzułmańskich, lepiej poświęcić go na walkę o to, żeby muzułmanie nie mogli wymuszać rezygnacji z nauczania o Holokauście i odrębnych lekcji gimnastyki w szkołach zachodnich i żeby podawali rękę nauczycielkom.
Trzecie długoterminowe działanie, w którym chodzi o przeciwstawienie się ideologii islamizmu, sformułowane jest przez Blaira niejasno i nie wiadomo tu, kto i co miałby robić. Przytoczę je w całości:
„Musimy wzmocnić zdolność społeczeństwa obywatelskiego do przeciwstawiania się ekstremizmowi. Jest to zadanie wielowymiarowe: od zachęcania do odpowiedniej interpretacji świętych tekstów, poprzez rozpowszechnianie w internecie materiałów przeciwstawiających się ekstremistycznej narracji, do budowania międzywyznaniowego zrozumienia. Ale działania te muszą być zorganizowane”.
Nie wiadomo, czy te działania mają podejmować jakieś organizacje muzułmańskie, czy też inne; nie wiadomo, kto tej „odpowiedniej interpretacji świętych tekstów” miałby dostarczyć. Wygląda to tak, jakby Blair nie chciał jasno powiedzieć, że oczekuje od wspólnoty muzułmańskiej działań, które przeciwstawią się ideologicznie islamistom, że to ta wspólnota musi im się przeciwstawić. Jeśli tego nie robi, to jest współodpowiedzialna za islamistyczny terror. Przeciwstawienie się ideologiczne islamizmowi jest kluczowe dla ograniczenia jego wpływu na wspólnotę muzułmańską, ale dotychczasowe pomysły – jak widać po rosnących wpływach islamistów – nie przyniosły rezultatów. I nie przyniosą, jeśli reprezentantami tej społeczności, z którymi władze państw unijnych rozmawiają, są organizacje islamistyczne, takie jak Bractwo Muzułmańskie.
Trzeba sobie jasno powiedzieć: do dialogu ze społecznością muzułmańską potrzebni są zupełnie inni rozmówcy. Jeśli ich nie ma, to nie korzystamy z islamistów tylko dlatego, że akurat są dostępni i głośno się domagają uznania ich za jedynych reprezentantów wyznawców islamu.
Działanie czwarte, to pomoc w budowaniu instytucji w biednych krajach, żeby były w stanie się rozwijać. W najbiedniejszych krajach religia jest nadużywana politycznie, mówi Blair, i jeśli kraje te się rozwiną, to i my, i oni, będziemy bezpieczniejsi. Na pewno pomagania krajom ubogim jest sensowne zarówno z humanitarnego jak i ekonomicznego i politycznego punktu widzenia, ale to nie kraje ubogie i pozbawione instytucji są paliwem dla islamizmu, lecz przeciwnie – kraje bogate, z nieźle rozwiniętymi instytucjami: Arabia Saudyjska czy Katar. Pomagając krajom takim, jak Pakistan czy Somalia być może pomożemy im w rozwoju, ale nie zmniejszymy groźby islamistycznego terroryzmu w Europie.
W piątym elemencie długoterminowej strategii wzniósł się Blair na wyżyny politycznych ogólników. „Rola kobiet i pozycja dziewczynek powinny być szczególnie podkreślane, jako ofiar tej ideologii, ale niesłychanie silnych w walce przeciwko niej”. Jeśli brzmi to dziwnie i niezrozumiale po polsku to dlatego, że po angielsku brzmi równie dziwnie i niezrozumiale. Blair chciał chyba powiedzieć, że kobiety są ofiarami ideologii islamizmu, ale jednocześnie są bardzo istotne w walce przeciwko niemu. Niestety, to jest wszystko, co ma on do powiedzenia na ten temat. Póki nie określimy, w jaki konkretnie sposób to bycie „niesłychanie silnym” ma się przejawiać, postulat Blaira jest tylko politycznym frazesem, który niczego o walce z islamizmem nie mówi.
Nie wiem, co konkretnie zdaniem Blaira kobiety muzułmańskie miałyby robić w walce z islamizmem, ale wiem, co my powinniśmy zrobić dla muzułmanek mieszkających na Zachodzie: wydać przepisy chroniące je przed aranżowanymi małżeństwami, zakazać noszenia zasłon na twarzy w miejscach publicznych, a chust w urzędach i szkołach, karać bezwzględnie sprawców zabójstw honorowych i obrzezania dziewczynek. Powinniśmy zachęcać kobiety do studiowania i podejmowania pracy. Po prostu zapewnić muzułmańskim kobietom taki sam rodzaj ochrony i traktowania ze strony mężczyzn, jaki mają niemuzułmanki. Zgoda, nie jest on bez wad i nie jest niezawodny, ale na pewno akceptowanie dwóch różnych sposobów traktowania kobiet w społeczeństwach zachodnich jest nie do przyjęcia.
Kiedy rozpatrujemy propozycje Blaira punkt po punkcie, widzimy wyraźnie, że wprowadzając je w życie – nawet te, które są w miarę klarowne – nie mamy szans na pokonanie islamizmu, ponieważ w tej strategii zieją trzy gigantyczne dziury, przez które islamiści spokojnie się przedostaną.
Dziura pierwsza: z jaką ideologią walczymy?
Blair nie pisze, na czym ideologia islamizmu polega, w co islamiści i miliony ich zwolenników wierzą, czego chcą. Pisze tylko, że to jest jakaś perwersja religii, jakaś interpretacja (narracja) nie do pogodzenia ze współczesnym światem, która coś mówi o roli islamu w świecie. Ale co mówi? Opisania tej ideologii Blair unika. To tak jakby walczyć z komunizmem, mówiąc tylko, że „komunizm to narracja wypaczająca dążenie ludzi do równości”.
Najkrócej rzecz ujmując, islamistom chodzi o wprowadzenie na całym świecie totalitarnego systemu religijno-politycznego, który uważają za najlepszy system, jaki ludzkość wymyśliła i jedyny, który ma prawo istnieć. W systemie tym nie ma miejsca ani na demokrację, ani na tradycyjnie pojmowane prawa i wolności obywatelskie. Władza sprawowana jest w nim przez władców autorytarnych, przepisy wydawane są zgodnie z wymyślonymi 1400 lat temu zasadami szariatu, a ludzie są nierówni, zależnie od tego, do jakiej grupy należą.
Mężczyźni są ludźmi pierwszej kategorii, kobiety drugiej, muzułmanie są obywatelami pierwszej kategorii, wyznawcy innych głównych religii – drugiej. A ateiści i wyznawcy niektórych innych religii są podludźmi, co obejmuje też szyitów. Jest to wizja zglobalizowanego Afganistanu talibów.
A skoro na Zachodzie tego systemu nie da się wprowadzić (bo muzułmanie są na razie mniejszością), to islamiści chcą przynajmniej wprowadzić system dwuwładzy, równoległego społeczeństwa muzułmańskiego, które żyje i rządzi się niezależnie od praw i zasad społeczeństwa zewnętrznego. Zaś społeczeństwo zewnętrzne ma być zmuszone do wprowadzania takich rozwiązań (edukacyjnych, politycznych, społecznych), na które zgadza się albo których domaga się społeczność muzułmańska.
Jeśli taka w przybliżeniu jest islamistyczna ideologia, to jasno widać, kim są jej zwolennicy: te miliony, o których Blair pisze. To nie tylko zwolennicy Państwa Islamskiego czy Al Kaidy, ale też stronnicy Bractwa Muzułmańskiego czy Hizb ut-Tahrir. Różnice pomiędzy zwolennikami Al Kaidy a zwolennikami Hizb ut-Tahrir polegają nie na tym, do czego te ruchy dążą, lecz na taktyce: czy należy zabijać niewiernych, czy raczej w inny sposób ich zastraszać i domagać się ustępstw bez zabijania. Ponieważ te idee są bardzo zbliżone, to przechodzenie sympatyków islamistów nie-terrorystycznych do grupy islamistów terrorystycznych dokonuje się niesłychanie płynnie. Moralnych przeszkód nie ma tu żadnych: Bractwo nie dlatego nie wzywa do zamachów samobójczych czy do wysadzania pociągów w powietrze, że uważa zabijanie osób cywilnych za zbrodnię, lecz dlatego, że uważa to za mniej skuteczne od prowadzenia działalności politycznej.
Dziura druga: kto wspiera, finansuje i rozpowszechnia islamizm
Skoro Blair nie zastanawia się nad tym, co głosi ta ideologia, którą chce zwalczać, nie pyta również, kto i co pomaga jej się rozpowszechniać. Kto ją finansuje? Kto jej naucza? W jaki sposób? A nie zastanawia się nad tym, ponieważ musiałby sam sobie zaprzeczyć: wbrew jego twierdzeniom Arabia Saudyjska wcale nie jest naszym przyjacielem. Arabia Saudyjska jest naszym głównym wrogiem, bo finansuje miliardami dolarów najbardziej skrajną, fanatyczną, totalitarną odmianę islamu – wahabizm.
Od ponad czterdziestu lat Arabia Saudyjska rok w rok wydaje kilka miliardów dolarów na upowszechnianie wahabizmu na świecie: na budowę i utrzymanie meczetów, na programy „edukacyjne”, na pensje imamów, na kształcenie nowych i tak dalej. Nie wydaje pieniędzy na uchodźców z krajów muzułmańskich i nie przyjmuje ich u siebie, za to Niemcom proponuje budowę 200 nowych meczetów. Pomocnikiem Arabii Saudyjskiej w tym dziele rozpowszechniania islamizmu jest Katar, którego arabskojęzyczna telewizja Al Jazeera jest tubą propagandową Bractwa Muzułmańskiego, islamizmu w czystej postaci.
Bez pieniędzy i bez ludzi, których Arabia Saudyjska przysyła, bez religijnych kanałów telewizyjnych, islamizm byłby cieniem samego siebie.
Jeśli chcemy walczyć z ideologią islamistyczną, to musimy sięgnąć do tych, którzy ją wytwarzają, finansują i eksportują. Dlaczego mamy finansować Arabię Saudyjską, kupując jej ropę? Kupowanie od Arabii ropy jest masochistycznym mechanizmem finansowania przez Europę fanatyków i terroru, który w nią samą uderzy.
Dziura trzecia: jak zwalczać islamizm na Zachodzie
Blair nie zajmuje się też ideologicznym i praktycznym zwalczaniem islamizmu na Zachodzie – działania służb specjalnych, chociaż konieczne, sięgają do efektów ideologii, czyli do terrorystów, a nie do samej idei. Jeśli uznajemy ją za przeciwną naszej liberalnej demokracji, a islamistów za wrogów, z którymi toczymy wojnę, to musimy minimalizować możliwości upowszechniania się tej ideologii wszelkimi sposobami, a osoby ją wyznające trwale pozbawiać możliwości działania. Potrzebne jest pięć, pominiętych przez Blaira, działań natychmiastowych.
Po pierwsze – wprowadzenie zakazu działania dla wszelkich propagujących islamizm ugrupowań, niezależnie od tego, czy nazywają się religijnymi, charytatywnymi czy politycznymi oraz zakaz rozpowszechniania ideologii islamistycznej. Oznacza to blokowanie treści islamistycznych w mediach społecznościowych i telewizji. Gdyby przez należące do zachodnich firm sieci satelitarne nadawano programy jawnie faszystowskie, natychmiast z prawa i z lewa żądano by zablokowania takiej propagandy. Identycznie i tutaj – firmy powinny być zobowiązane do usuwania albo blokowania islamistycznych kanałów, witryn, forów itd.
Po drugie – trzeba wprowadzić zakaz finansowania zagranicznego, szczególnie z Arabii Saudyjskiej, dla meczetów i organizacji islamskich w Europie oraz zakaz pracy dla imamów kształconych w Arabii Saudyjskiej i zakaz rozpowszechniania przez kogokolwiek ideologii islamistycznej.
Po trzecie – walka z islamizmem oznacza też bezwzględne egzekwowanie istniejących przepisów dotyczących równości obywateli, szczególnie równości kobiet. Oznacza bezwzględne stosowanie przepisów dotyczących mowy nienawiści i podżegania do popełniania przestępstw tam, gdzie jest to rzeczywiście mowa nienawiści – a kazania w wielu meczetach pełne są nienawiści i agresji do Żydów i do niewiernych. Oznacza to koniec z ulgowym traktowaniem przestępców seksualnych z obawy o oskarżenia o rasizm, jak w Roterham w Anglii, gdzie przez lata setki dziewczynek były gwałcone i zmuszane do prostytucji przez pakistańskie gangi.
Po czwarte – wspieranie – w Europie, ale w miarę możliwości również w krajach islamskich – muzułmańskich działaczy i ugrupowań nastawionych na reformowanie islamu lub głoszących jego nieislamistyczną wersję (jak sufi), nawet jeśli są to osoby i ugrupowania niepopularne w społecznościach muzułmańskich. Tylko one powinny być partnerem do rozmów z władzami lokalnymi i krajowymi. Traktowanie ugrupowań islamistycznych jako reprezentantów społeczności – co często w Anglii, Francji czy Belgii się dzieje – nie powoduje zmniejszenia ich radykalizmu, lecz przeciwnie – zwiększa ten radykalizm i zakres żądań. W dodatku nadaje im dodatkowej legitymizacji w społecznościach, bo pokazują tam, że są na tyle silni, iż władze muszą się z nimi liczyć.
Musimy wspierać tych, którzy naprawdę opowiadają się za integracją muzułmanów, za współpracą wyznań, wspierają równouprawnienie kobiet. Naszymi partnerami są ci, którzy chcą być częścią liberalnej demokracji Zachodu a nie ci, którzy chcą tę demokrację zniszczyć.
Po piąte – skuteczne eliminowanie wyznawców islamizmu. Powinni być albo skazywani na długoterminowe więzienie, albo na deportację do krajów swojego drugiego obywatelstwa – ogromna większość ma odziedziczone po rodzicach obywatelstwo Maroka czy Pakistanu. To samo oczywiście dotyczy osób, które mają wyłącznie obywatelstwo innego kraju i tylko prawo pobytu na Zachodzie. Koszty utrzymywania w więzieniach przez 30 lat nawet 50 tysięcy osób nie będą większe, niż koszty utrzymywania służb bezpieczeństwa, śledzących tysiące osób, a koszty społeczne, dzięki spadkowi zagrożenia terroryzmem, będą znacznie niższe.
Czy możemy wygrać tę wojnę? Blair pisze: „Ta ideologia chce dominować. Nie możemy jej ograniczyć, musimy ją pokonać”. Otóż nieprawda – ideologię można ograniczyć, natomiast nie można pokonać żadnej ideologii ostatecznie. Nadal są przecież na świecie zwolennicy i komunizmu, i faszyzmu. To, co możemy skutecznie zrobić, to minimalizować swobodę działania islamizmu na Zachodzie i starać się o zmniejszenie jego oddziaływania na świecie – ale nie będziemy wysyłać wojsk, żeby walczyły z talibami w Pakistanie, bo to jest zadaniem armii Pakistanu. A jeśli niektóre kraje, tak jak Sudan czy Arabia Saudyjska, chcą być rządzone przez islamistów – to trudno. Możemy co najwyżej popierać ruchy społeczne albo dyktatorów, takich jak prezydent Sisi, które z islamizmem chcą walczyć.
Ale nasza podstawowa walka z islamizmem, to walka z islamistami mieszkającymi tutaj, na Zachodzie.
Czy podejmiemy walkę z islamizmem?
„Terroryzm jest tylko taktyką. Toczy się walka przeciwko radykalnej, utopijnej ideologii i tym, którzy w jej imieniu posługują się przemocą”. To nie cytat z Blaira, choć brzmi identycznie. To cytat z artykułu Jonathana Schanzera „Z kim wojna?” opublikowanego 14 lat temu. To, że po 14 latach Blair mówi to samo i że ciągle nie jest to oczywistością – świadczy o tym, jak bardzo elity polityczne nie chcą przyjąć do wiadomości rzeczywistości.
Dlatego obawiam się, że Europa będzie nadal toczyła walką z terrorystami, a nie z islamizmem, pozwalając mu rosnąć w siłę. Dopóty, dopóki, jak pisze Blair „nie popełni aktu o takiej skali i tak strasznego, że zmienimy nasze nastawienie”. Za ten akt i za wszystkie, które nastąpią przed nim, odpowiedzialni będą ci, którzy totalnej ideologii islamizmu wolą nie dostrzegać. Ale nie tylko oni – również wszyscy ci, którzy będą na nich głosować.